Pierwszy
bodajże raz zdarzyło się coś takiego. Decca chcąc wykorzystać fakt, że miał z
nią kiedyś kontrakt Jonas Kaufmann chwilę przed nagłośnionym wydaniem przez
konkurencję jego recitalu pucciniowskiego wypuściła na rynek kompilację starych
nagrań pod celowo mylącym tytułem „The Age of Puccini”. Mimowolny bohater afery
zareagował gniewnie ostrzegając przed tym krążkiem gdzie tylko mógł. A wszystko
to świadczy nie tylko o chciwości i hucpie angielskiej kompanii płytowej, ale
też o niesamowitym potencjale komercyjnym tenora. Teraz każdy już może włożyć do odtwarzacza właściwy
krążek zatytułowany „Nessun dorma” , który już zdążył przez sporą część krytyki
zostać obwołany najlepszym w dorobku (całkiem pokaźnym, Kaufmann jest hojny i
pracowity) artysty. Jak zawsze jest też aktywna niewielka ale głośna grupa
recenzentów, którym trudno zaakceptować jego technikę wokalną. W całym
medialnym zgiełku można zrobić rozsądnie tylko jedno: zamknąć uszy i oczy na
wszystko co na zewnątrz, usiąść wygodnie i słuchać. Po kilkakrotnym oddaniu się
tej czynności mogę z całą pewnością stwierdzić tylko jedno – nie bawiąc się w
stopniowanie – to piękna płyta. Jej największa i właściwie jedyna wada nazywa
się Kristine Opolais i piszę to ze smutkiem, bo kariera tej śpiewaczki, którą niegdyś
lubiłam zdąża w kierunku niepokojącym. Jako młoda sopranistka, jeszcze na Łotwie
brzmiała bardzo obiecująco, jeszcze jej monachijska „Rusałka” była naprawdę
dobra. Odkąd jednak Opolais zaczęła być namolnie lansowana z jej głosem jest
coraz gorzej. Na domiar złego przy okazji artystka wydaje się być niemal
urzędową Manon Lescaut naszych czasów, nie sposób chcąc tej opery posłuchać nie
natknąć się na Opolais. Gdyby była w tej roli dobra – no problem, ale tak się
nie dzieje. Na płycie towarzyszy protagoniście w duecie – a jakże z tej właśnie
opery i jest to katastrofa. Jej bohaterka powinna brzmieć zmysłowo,
uwodzicielsko, kusicielsko – a ona najprościej mówiąc skrzeczy (wiek nie po
temu, ta urodziwa kobieta ma dopiero 36 lat). Podobnie w króciutkim pasażu Liu
podczas „Non piangere …” I tylko fraz
zaśpiewanych ładnie piano przypomniało mi niegdysiejszą Opolais. Żal, iż
dobrano (skutkiem powiązań rodzinno-kontraktowych chyba) Kaufmannowi taką
partnerkę, ale na szczęście to nie jej płyta. Żeby zaś załatwić do końca listę
minusów trzeba (przynajmniej ja muszę) wspomnieć o niepotrzebnej moim zdaniem
arii z „Gianniego Schicchi”. Sam Kaufmann mówił o tym, że bardzo się wahał, czy
ten fragment umieścić , w końcu chęć zawarcia wyimków ze wszystkich tenorowych
partii Pucciniego zwyciężyła. A nie powinna, bo Rinuccio to rola napisana na
zupełnie inny typ głosu, niż ten którym on dysponuje. Instrument o dużej mocy i
wolumenie zwyczajnie nie może się w tym czuć swobodnie, musi brzmieć za ciężko
i nieco nieruchawo, tak też brzmi. Jedną w bardzo niewielu umiejętności
wokalnych, jakimi Kaufmann nie dysponuje jest właśnie zmiana „kategorii
wagowej” na mniejszą. Fakt, że tych, co
to potrafią można policzyć na placach jednej ręki, Placido Domingo kiedyś to
umiał. Cesarz tenorów nagrał na płyty w całości wszystkie role Pucciniego,
można się o tym przekonać. Wracając zaś do głównego bohatera posta - resztę rozważań należałoby poświęcić
właściwie wyłącznie kwestiom interpretacyjnym. Bo podoba się to komu czy nie tą
płytą Kaufmann (nie po raz pierwszy zresztą) udowadnia, że niepoliczonych
zastępów admiratorów nie zawdzięcza urodzie, o co są skłonni go oskarżać oszczercy. Proszę posłuchać jak promiennie i
swobodnie brzmi u niego górny rejestr –
delicje! Jak mało używa on tu falsetu, co ja, na to uczulona doceniam
szczególnie. Jakie delikatne piana! Przechodząc do szczegółów : trudno mi
wybrać najlepszy fragment , ale chyba (z
naciskiem na „chyba”) najmocniej wzruszyła mnie i zachwyciła subtelność, z jaką
jego Calaf prosi „Non piangere Liu”. Zawsze aria wydawała mi się ciekawsza i
ładniejsza od hitu o bezsenności, tym razem zostałam oszołomiona pięknem tej interpretacji. Kaufmann nie musi
wytaczać armat dramatyzmu, żebyśmy w pełni odczuli siłę emocjonalnego przekazu.
Chociaż może, co słychać najlepiej w „Hai ben ragione” z „Płaszcza”, gdzie
Luigi znajduje się już na krańcu desperacji i beznadziei. Fragmenty „Manon
Lescaut” są szalenie (nomen omen) interesujące, bo brzmią jeszcze lepiej niż na
scenie. I nie chodzi tu o żadną pomoc techniczną, tylko, jak mi się wydaje o
możliwość skupienia wyłącznie na kwestiach wokalnych. Wielką radością stały się
tez dla mnie arie z dwóch wczesnych, mniej znanych oper Pucciniego, zwłaszcza
ta z „Willid”. Daje ona śpiewakowi sporo szans na ciekawą kreację i dziwię się
od zawsze, że przynajmniej w recitalach nie jest częściej wykonywana. Kaufmann
wykorzystał oczywiście te szanse i jego bohater efektownie przechodzi od
przerażenia i wyrzutów sumienia do kojących te ostatnie słodkich wspomnień o
miłości, którą sam porzucił. I tak można się zachwycać prawie każdym kolejnym
numerem na płycie. Jej piękno zawdzięczamy jednak nie tylko Jonasowi
Kaufmannowi, ale także sprężyście i entuzjastycznie grającej orkiestrze
Accademia Nazionale di Santa Cecilia pod mistrzowską ręką uważnie towarzyszącej
soliście Antonio Pappano.
Tym razem zgadzam się z Tobą (a raczej Ty zgadzasz się ze mną ;-) ) - wspaniałe śpiewanie, że ucha nie można oderwać! I (niestety) zgadzam się też w ocenie K.Opolais - jej występ nie przydaje płycie chwały. Ale poczekałabym jeszcze z pesymistycznymi prognozami na przyszłość - może była akurat wtedy w niedyspozycji głosowej? (w tym samym czasie śpiewała z Jonasem koncert w Bostonie, gdzie też nie zachwyciła). Bo na żywo w Manon Lescaut pod koniec lipca brzmiała dobrze (i grała wspaniale - to wszyscy mogli zobaczyć).
OdpowiedzUsuńPozdrowienia
A, to minęłyśmy się w Monachium, tak? Oddałam bilet na tę "Manon" i, tak jak Netrebko zamieniłam ją na "Oniegina". Nie wiem, mam pewnie dosyć Opolais, za dużo tej jej "Manon". A wybierasz się na "Aidę" do M? To już za chwilę i chyba nie będą transmitować. Przeraża mnie trochę wrzaskliwa Smirnova jako Amneris.
OdpowiedzUsuńTak, musiałyśmy się minąć o włos. Ależ Ty straszną zdradę popełniłaś - oddałaś bilet na Manon!...Chociaż częściowo rozumiem - rzecz całą można było obejrzeć w internecie, no i na pewno chciałaś usłyszeć A.Netrebko na żywo (pierwszy raz?) - ja też się bardzo rozczarowałam że wycofała się z tej produkcji, nigdy jej jeszcze nie słyszałam w teatrze. Nie zamawiałam wcześniej biletu na Oniegina bo miałam nadzieję kupić coś przed przedstawieniem - wiele razy mi się to udawało, ale tym razem zostałam przed drzwiami. (Następnego dnia weszłam za to w ten sposób, na pocieszenie, na Don Carlosa).
OdpowiedzUsuńNa razie nie mam raczej jeszcze dosyć Opolais w Manon, może po trzeciej ich wspólnej produkcji - na wiosnę w Met? Ale ona tak pasuje do tej roli na scenie, że trudno mi sobie wyobrazić kogoś innego...
Na "Aidę" się wybieram, a jakże! I nic i nikt nie jest w stanie mnie przerazić...;-)
Żaden tenor, nawet Jonas nie zastąpi mi dobrego barytona (zwłaszcza MK). :) Byłam gotowa znieść Neuenfelsa dla pary Kaufmann-Netrebko. Oni chyba tylko raz jak dotąd razem śpiewali w normalnym spektaklu, ale to było dawno. Wydaje mi się, że teraz, kiedy im głosy pięknie dojrzały mogli by być rewelacyjną parą w "Manon". Szkoda. Ale wiesz jaką wdzięczność koleżanki, która uwielbia Jonasa a nie miała szczęścia w loterii biletowej sobie zaskarbiłam? Po "Aidzie" liczę na jakąś relację. Gdybyś miała ochotę popełnić gościnnego posta to zapraszam!
OdpowiedzUsuńOoo, co za miła niespodzianka - to jest w tym kraju jakiś inny fan Jonasa poza mną?? Pozdrawiam Koleżankę! ;-)
OdpowiedzUsuńWielu twierdzi że Jonas to żaden tenor tylko baryton udający (nieudolnie zresztą) tenora - powinien zatem znaleźć się na Twojej Liście Ulubionych Barytonów (w okolicach 30 miejsca) ...
Tak, oboje z Anną śpiewali razem w 2008 r. pamiętnąTraviatę w Londynie (zresztą z A.Dobberem jako Germontem) i na szczęście jest nagranie radiowe z jednego z przedstawień. Ja jakoś nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Netrebko nie miała ochoty śpiewać z Jonasem i Neuenfels był tylko pretekstem. Potem podczas koncertu w Monachium była też jakaś taka strasznie niechętna, a Jonas próbował przełamywać lody w O soave.I zaśpiewali razem tyle co nic, chociaż "świat" czekał na to ich spotkanie z palącą niecierpliwością... Ciekawe czy zapowiadana na wrzesień 2016 w Wiedniu wspólna Adriana Lecouvreur dojdzie do skutku...
Dzięki za zaproszenie, ale posta gościnnie popełnić raczej bym nie śmiała... :D
Jest Was legion! Jonas w takim razie zdumiewająco dobrze udaje tenora, ale przy tym talencie aktorskim nawet się nie dziwię :). I jest na mojej liście Uubionych Śpiewaków. Nie wietrz spisku, w tej rezygnacji Anny z roli chodziło wyłącznie o chamstwo Neuenfelsa, który wymyślał jej w niewybrednych słowach bo na jego standardy była do roli za tłusta. Mam nadzieję, że ta AL dojdzie do skutku i że będzie transmitowana.
UsuńMelduje się kolejna fanka sztuki wokalnej i aktorskiej Jonasa Kaufmanna. Myślę, że J.K. ma w Polsce więcej niż legion fanów. Całkiem sporą grupę spotkałam w 2014 r. w Berlinie w Filharmonii.
UsuńWiem, że "organizuje" się grupa na koncert w Pradze w październiku br.
Jestem zaskoczona cenami biletów na ten koncert, są znacznie wyższe niż w BSO.
Jola
P.S. Mam bilet na "Aidę".
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńNo widzisz Donno!
OdpowiedzUsuńJolu, usunęłam 1 komentarz bo się powtórzył.A w jakiej cenie te bilety? Taki np. TWON za bilet na zjechanego już do szczętu "Rigoletta" , ale z Aleksandrą Kurzak życzy sobie 320 zł. A filharmonia za jej grudniowy recital, fakt, że z ciekawym repertuarem bodajże 290. Obu Wam, dziewczyny życzę mocnych i dobrych wrażeń na "Aidzie". Nie przepadam za tą operą, więc nawet nie próbowałam startować w biletowej loterii, zresztą aktualnie kasy brak. Ale na CD kupię mimo wszystko, bo z Harteros i Kaufmann i Pappano. Jolu, gdybyś Ty miała ochotę na gościnnego posta też zapraszam i też liczę na relację.
Bilety na koncert J.K. w Pradze są w cenie 7500 koron -2000 koron (1162 zł - 310 zł). Te po 2000 koron są na jaskółce, gdzie zapewne mało co słychać.
OdpowiedzUsuńPapageno. czy wiesz, że Multikino rozpoczyna transmisje live przedstawień z
ROH?
Jola
Tak, Jolu, wiem to ... od Ciebie. Czytała na blogu p. Szwarcman, gdzie bywam pod prawdziwym imieniem. Program tego sezonu nie jest dla mnie ekscytujący, ale Stephane Degouta jako Hrabiego pewnie sobie nie odmówię, bo to i Anita Hartig będzie i najlepsza obok Leporella rola Schrotta. A inscenizacja znana i porządna.
UsuńPozdrawiam Jolu! A ja nie jestem zaskoczona cenami biletów w Pradze, bo już to dwa razy przerabiałam - za recital (Winterreise) zapłaciłam o wiele więcej niż się płaci w Berlinie, Wiedniu czy Monachium. podobnie jak za koncert plenerowy na festiwalu w Krumlowie. I postanowiłam że w tym kierunku już się raczej nie wybiorę - również z powodu publiczności, która zwabiona przystojnymi plakatami nie bardzo wiedziała jak podejść do tego jeża (Schuberta, nie Jonasa oczywiście ;-) ) No ale arie Pucciniego to zupełnie inna rzecz, więc i szansa na obopólne porozumienie jest znacznie większa...
OdpowiedzUsuńZamiast do drogiej Pragi, można polecieć taniej do Londynu, przy okazji zaglądając do ROH, Barbicanu, Wigmore Hall... :D
Naprawdę bardzo różnie to bywa i musicie pamiętać, że cały koncert i organizacja to nie tylko zamówienie artysty, ale szereg mnóstwa różnych spraw do załatwienia i wymaga to zaangażowania z obu stron.
OdpowiedzUsuń