wtorek, 30 grudnia 2025
"L'Opera seria"
Kim był Florian Leopold Gassmann, poza tym, że kapelmistrzem dworu wiedeńskiego i nauczycielem Antonio Salieriego? Zapewne niewielu z nas pamięta tego czeskiego kompozytora, który miał pecha, że działał pomiędzy wielkimi epokami muzycznymi – barok już się skończył, okres klasyczny jeszcze na dobre nie zaczął. Oczywiście dla znawców nie jest to nazwisko całkiem anonimowe, niektórzy pamiętają, że na festiwalu w Innsbrucku René Jacobs trzydzieści lat temu wystawiał jego dzieło, pokazywano je też w La Monnaie w 2016 ale ogólnie Gassmann należy raczej do niepoliczalnej rzeszy twórców zapomnianych. Więcej wiemy o libreciście interesującej nas dzisiaj opery, Ranieri de’ Calzabigi – głównie ze względu na jego związki z Gluckiem (napisał teksty do „Orfeusza i Eurydyki”, „Alcesty” o raz „Parysa i Heleny”, potem się pokłócili). Jakiś czas autor przyjaźnił się też z Metastasiem (zanim … się pokłócili) nie podzielając na szczęście jego braku poczucia humoru i górnolotnej metody literackiej. Na szczęście, bo byłoby to zabójcze dla metateatralnej zabawy we wspólnym dziecięciu Gassmanna i Calzabigi’ego o mylącym tytule „L’Opera seria”, które ostatnio postanowiła światu przypomnieć La Scala. Fabuła, co raczej dla nikogo zaskoczeniem nie będzie skupia się na wystawieniu przez nieszczęsnego impresaria o wróżącym klęskę nazwisku Fallito (wszystkie postacie noszą takie właśnie znaczące miana) wielkiej, poważnej opery „Oranzebe”. I trudno się oprzeć dojmującemu wrażeniu, że musiała to być rzecz bardzo w stylu Metastasia. Libretto skupia się na szaleństwie operowego światka roku1769, które w większej części aktualne pozostało do dziś. Nam doszły problemy nowe, wynikające z właściwości naszych czasów, ale chaos wynikający ze zderzenia licznych osobowości twórczych oraz ich rozdętego ego nadal pozostaje aktualny. I wciąż lubimy sobie dowcipkować z tenorowej supremacji oraz kompetencyjnych sporów (delikatnie mówiąc) pomiędzy primadonnami. Nie mamy już wprawdzie gwiazdorzących kastratów, ale poza tym … Reżyserię powierzono specjaliście od komedii Laurentowi Pelly, co wydaje się pomysłem tyleż nieoryginalnym, co efektywnym, ale nie do końca. Jak na farsowy charakter libretta Pelly zachował się dosyć powściągliwie, także w warstwie wizualnej Podejrzewam, że monochromatyczna i oszczędna scenografia (Massimo Troncanetti) oraz stylizowane, ale również utrzymane w odcieniach bieli i szarości kostiumy (sam Pelly) miały uchronić odbiorcę przed wrażeniem jarmarcznej przesady. Niegdyś Billy Wilder z takiego powodu zdecydował, że film „Pół żartem, pół serio” („Some Like It Hot”) zostanie nakręcony na taśmie czarno-białej, tu przyczyna mogła być ta sama. Już akcja wymusza porzucenie subtelności i rozumiem intencje, ale troszkę to jednak przygasiło zabawę, w którą zgodnie z tekstem należało się zanurzyć z głową, nie próbując być eleganckim. Publiczność La Scali nie płakała ze śmiechu, widzowie przed ekranem chyba też nie, chociaż oczywiście ponuro w żadnym razie nie było. Było za to fantastycznie pod względem muzycznym, bo za tez zasadniczy aspekt odpowiedzialność wziął Christophe Rousset dyrygujący cudownie połączonymi zespołami Orkiestry La Scali (na instrumentach dawnych) oraz własnym, Les Talens Lyriques. Liczna obsada spisała się absolutnie wspaniale, to taki przypadek, w którym należy przytoczyć wszystkie nazwiska i tak też czynię:Pietro Spagnoli-Fallito,
Mattia Olivieri-Delirio,
Giovanni Sala-Sospiro,
Josh Lovell-Ritornello,
Julie Fuchs-Stonatrilla,
Andrea Carroll-Smorfiosa,
Serena Gamberoni- Porporina,
Alessio Arduini-Passagallo,
Alberto Allegrezza-Bragherona,
Lawrence Zazzo-Befana,
Filippo Mineccia-Caverna. Szczególne brawa dla Pietra Spagnoli, Josha Lovella, Julie Fuchs i Alessia Arduini. Jestem też bardzo ciekawa, czy Gaetano Donizetti pisząc postać koszmarnej mamuśki młodej śpiewaczki dla mężczyzny w swoich „Obyczajach i nieobyczajnościach teatralnych” znał „L’Opera seria”, gdzie występują trzy takie postacie. W każdym razie sądząc po „Maskaradzie” Terry Pratchett byłby zachwycony.
I tak dotarliśmy do końca 2025 roku. Bawcie się dobrze w Sylwestra, jeżeli to lubicie, pilnujcie swoich zwierzaków zestresowanych hałasem jeśli mieszkacie w mieście i do następnego!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)







Brak komentarzy:
Prześlij komentarz