Jeszcze całkiem niedawno, bo przy okazji koncertowego
wykonania „Giovanny d’Arco” w Salzburgu Anna Netrebko twierdziła w wywiadach,
że nie bardzo sobie wyobraża wystawienie tej opery w pełnej, scenicznej wersji
– a szkoda, bo świetnie jej się główną
rolę śpiewa. Po dwóch latach coś się najwyraźniej w tej kwestii zmieniło i
gwiazda nie musi już sobie niczego wyobrażać – wystąpiła w tytułowej partii 7
grudnia w tradycyjnym, galowym przedstawieniu La Scali , które nie wiedzieć
czemu zwane jest początkiem sezonu (a swoją drogą to musiał być ekspresowy
kontrakt). Przyznam, że dawne wątpliwości Netrebko ani trochę mnie nie
zdziwiły, za to wieści o planowanym spektaklu przeciwnie – zdumiały bardzo. Kto
zna libretto tej opery, ten wie, o co chodzi bo jest to rzecz fascynująca w
swym absolutnym, beztroskim idiotyzmie. Sprawdzić to można oglądając jedyną
współczesną rejestrację na DVD (2008) ze
źle śpiewającą Svetlą Vasilevą lub również samotną dawną, która wyszła spod
ręki Wernera Herzoga. Pisałam o niej tu http://operaczyliboskiidiotyzm.blogspot.com/2012/09/boski-idiotyzm-czyli-giovanna-darco.html
omawiając przy okazji króciutko dostępne nagrania na CD (w tym, co zadziwiające
dwa polskie, oba niedawne). Mam do „Giovanny” niejaką słabość, wywołaną
pierwszym z nią zetknięciem za pośrednictwem nadawanej niegdyś przez Trójkę
codziennej (tak, tak, były takie czasy) audycji „Opera tygodnia”. Piotr
Nędzyński prezentował w niej fragmenty najlepszej do dziś wersji płytowej z
Caballe, Domingiem i Milnesem pod Levinem. Rolę tytułową wykonywały również
inne nie byle jakie śpiewaczki: Renata Tebaldi, Katia Ricciarelli, Mariella
Devia. Na przedstawienie z La
Scali oczekiwałam tyleż z nadzieją (Netrebko, Meli) co
podejrzliwością spowodowaną nazwiskami reżyserów. Bastion włoskiej sztuki
narodowej zdobyli panowie Moshe Leiser i Patrice Caurier, znani mi wyłącznie z
produkcji brzydkich i nonsensownych lub w najlepszym wypadku nudnych (nie
widziałam chwalonej przez niektórych neorealistycznej „Normy” z Salzburga).
Mimo wszystko byłam jednak ciekawa co też oni uczynili z tym wyjątkowo twardym
orzechem do zgryzienia. I okazało się, że … dali radę a nieoglądana w La Scali od 1951 roku (śpiewali
wówczas Tebaldi, Bergonzi i Panerai) „Giovanna d’Arco” zalśniła pełnym
blaskiem. Reżyserzy posłużyli się chwytem bardzo prostym i w tym wypadku
niezwykle skutecznym – cała opowiedziana w libretcie absurdalna historia jest
majaczeniem przebywającej w szpitalu, chorej bohaterki. Miło było zobaczyć, że nic
w tym spektaklu nie zostało odpuszczone ani potraktowane po łebkach a wszystko
złożyło się na spójną i sensowną całość. W wypadku tego utworu to wyższa szkoła
jazdy i wielka sztuka. W prologu oglądamy czarno-biały obraz ascetycznej sali
dziewiętnastowiecznej lecznicy i krzątaninę personelu medycznego wokół leżącej,
nieprzytomnej protagonistki. Wszystko, co zdarzy się dalej będzie jej wizją , w
którą zapada się coraz głębiej. Szpitalne
łóżko pozostaje na scenie przez cały
czas akcji, rekwizyty piętnastowieczne mieszają się z tymi o czterysta lat
późniejszymi. Giovanna momentami powraca do przytomności i wówczas zamienia
zbroję na spódnicę i żakiet (lub białą koszulę), ale przez większość czasu imaginacja panuje
nad nią niepodzielnie. Mamy też w spektaklu drobne smaczki, z których bodajże
najbardziej rzucającym się w oczy jest ustawienie postaci króla. Jako twór
całkowicie fantastyczny, postać z marzeń i majaczeń jawi się on jako złociste
bóstwo, nieodparcie przypominające wizerunek tańczącego Ludwika XIV (ten lubił
pokazywać się dworowi pokryty złotym pyłem, co zresztą legło u podstaw
utrwalonego przydomku „Król Słońce”). Bardzo to ciekawy i trafny pomysł.
Podobnie jak „rozbrojenie” Giacomo,
fanatycznego i bezbrzeżnie głupiego ojca Giovanny, którego także oglądamy jej
oczami. Możemy się domyślać , iż to ten elegancki pan umieścił córkę w szpitalu
i zdaje się jej człowiekiem zarówno przerażającym i pełnym gniewu, jak czułym i
kochającym rodzicem. Wszystko to razem
dało naprawdę dobry rezultat . Moshe Leiser i Patrice Caurier zostali
wsparci przez znakomity team realizacyjny, który zapewnił im świetną scenografię
– Christian Fenouillat, kostiumy – Agostino Cavalca, światła – Christophe Forey
i last but no least projekcje video – Etienne Guiol. Od strony muzycznej
spektakl udał się również znakomicie, bo
nie mogło być inaczej. „Giovanna d’Arco” to
prawdziwy gwiezdny wehikuł dla divy i właśnie divy wymaga, tu tzw.
kulturalna śpiewaczka nie wystarczy. Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że
Anna Netrebko ten warunek spełnia z naddatkiem. Poza tym zaś słuchanie jej w
tym repertuarze jest prawdziwą przyjemnością
nie tylko ze względu na piękno głosu mającego wiele barw i odcieni.
Dosyć często i czasem (tylko czasem) słusznie zarzuca się Netrebko, że śpiewa
tak, jakby nie do końca wiedziała o czym. W wypadku Giovanny wie z pewnością.
Anna nie jest poza tym aktorką subtelną, ale efektywną na pewno tak, a nie o
subtelności w tej operze chodzi. Francesco Meli jest jako Carlo na terytorium
własnym, zdecydowanie bardziej niż jako Manrico. Nie popisuje się promienną
górą (jak choćby Domingo, który w słynnym nagraniu udowodnił że jak
trzeba, to wbrew obiegowej opinii może sięgnąć wyżej niż legendarne C) , ale
jego ciepły, miodowy tenor, piękne legato, doskonałe portamento sprawiają
słuchaczowi dużą przyjemność. Nie można tego niestety powiedzieć o wykonawcy roli
Giacomo – Davidzie Cecconim. Baryton znany głównie ze scen włoskich (ma plany w
Niemczech) został zaangażowany w ostatniej chwili, gdy zaplanowanego Carlosa
Alvareza wykluczyła z obsady choroba. Można mu zatem wybaczyć brak swobody
scenicznej i nieidealnie zgranie z orkiestrą . Ale jego głos nie brzmiał
atrakcyjnie zaś frazowanie było takie sobie. Najpoważniejszym i jedynym
mankamentem muzycznym elementem spektaklu okazał się niespodziewanie dla mnie
chór, który ma w tej operze do śpiewania dużo i w różnych nastrojach. Fragmenty
liryczne wypadły nieźle, ale te wymagające mocy i energii brzmiały blado i
chaotycznie. Np. tekst „Ecco la bombardiera” to powinien być odpowiednik
wystrzału z armaty, a tu zaledwie pisk wystraszonej myszki. Media włoskie
rozpisywały się o powrocie „verdiowskiego idiomu” (tak, nie tylko my mamy
specjalistów od Najświętszego Idiomu) na narodową scenę wraz z objęciem
kierownictwa muzycznego przez Riccardo Chailly’ego. Wszelkie „jedyne
słuszności” budzą we mnie spory lęk i niepokój i nie mam pojęcia czy Chailly
się w nich mieści. Wiem za to, że w jego dyrygowaniu była energia, entuzjazm i
potoczystość, których zabrakło chórowi.
Myślę, że tzw. początek sezonu w La Scali ustalony na dzień 7 grudnia ma związek z przypadającym właśnie dniem Sw. Ambrożego, który jest patronem Mediolanu. Inscenizacja bardzo mi się podobała, soliści świetni, a chór ...może miał słabszy dzień.
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Ty pamiętam tę Trójkową audycję Piotra Nędzyńskiego "Opera Tygodnia". Było, minęło i nie wróci...
Jola
Też miałaś wrażenie, że z tym chórem jest coś nie tak?
UsuńStrasznie żałuję tych czasów i tych audycji p. Nędzyńskiego (oczywiście czasów tylko pod tym względem).
Miałam wrażenie, że w wielu scenach chór było słychać tak, jakby stał za ścianą. Być może wynikało to z koncepcji reżysera.
UsuńJola
A ja z czasów nastoletnich pamiętam taki program tv Piotra Nędzyńskiego - Wokół Wielkiej Sceny". Pamiętacie? Czy tego programu już nie ma? Nigdy nie był wznowiony?
OdpowiedzUsuńMuszę się też zabrać za "Netrebko w La Scali", ale jakoś nie mogę nigdzie upolować nagrania :(
Papageno, Ty chyba mieszkasz w Warszawie (?) Byłaś na "Strasznym dworze"? Pytam, bo nie mogę znaleźć u Ciebie wpisu na ten temat więc chyba o tym nie pisałaś?...
"Straszny Dwór" z TWON jest na www.theoperaplatform.eu
UsuńJola
Tak, pan Nędzyński pozostaje w mojej wdzięcznej pamięci jako najważniejsze w tych czasach źródło wiedzy o operze, znacznie bardziej w moim guście niż p. Kaczyński. "Wokół Wielkiej Sceny" najpierw zaczęto nadawać gdzieś koło godziny pierwszej w nocy, potem przestano zupełnie. Tęsknię za audycjami Nędzyńskiego, także Słynne arie, różne wykonania" i potem toż samo o duetach.Pan Nędzyński kilkakrotnie pisywał na portalu Opera.info.pl, też już zamkniętym ... Rzeczywiście mieszkam w Warszawie ale jakoś nie odczułam potrzeby udania się na "Straszny dwór". Może właśnie dlatego, że dobrze znam ten zespół. Nie wykluczam, że kiedyś może się skuszę, ale już nie w tym sezonie.
OdpowiedzUsuńA kto pamięta "Encyklopedię Wielkich Głosów" autorstwa Państwa Ewy i Janusza Łętowskich, nadawaną w I Programie Polskiego Radia?
UsuńPapageno, o ile mnie pamięć nie myli, to program "Wokół Wielkiej Sceny" był początkowo nadawany ok. godz. 23, później przesunięto na godziny wczesno-nocne.
Była też "Opera Miesiąca" w TVP 2, emitowana chyba w ostatnią niedzielę miesiąca, z tzw. słowem wstępnym autorstwa Bogusława Kaczyńskiego.
Dziś mamy w TVP Kultura "lekko przeterminowane" retransmisje z MET.
Jola
O tak, pamiętam 'Encyklopedię". PP. Łętowscy to jednak kategoria entuzjastycznych amatorów o wielkiej wiedzy. Nie chodzi mi nawet o same transmisje, bo te można w czasach powszechnej dostepności upolować gdzie indziej tylko o brak profesjonalistów (lub też niedopuszczanie ich do mediów). Ja rozumiem, że opera to jest nisza, nie dla wszystkich itd.Ale przecież nawet w TVP Kultura uważają, że te stare spektakle z jednego teatru załatwiają kwestię opery na antenie, podczas gdy o byle serialu potrafią gadać w nieskończoność. Żal.
UsuńCalaf, czy juz upolowałeś nagranie video z Giovanną?...
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=dadW3ny5RFk&feature=youtu.be
Ja też wychowałam się na audycjach p.Nędzyńskiego (jesteśmy tutaj z tego samego pokolenia operomaniaków widocznie ;-) ) i wspominam je niemal z rozczuleniem. A ostatnio, po długiej przerwie, natknęłam się w sieci na recenzję Pana Piotra, co by oznaczało, że jest cały czas aktywny i w formie - proszę zresztą sprawdzić samemu... Ciekawe czy gdzieś regularnie publikuje albo może robi jakieś audycje/programy? http://maestro.net.pl/index.php/7052-jonas-kaufmann-nessun-dorma-album-pucciniego-na-cd-sony-classical?limitstart=0
OdpowiedzUsuńDonno, obawiam się, że p. Piotr publikuje tylko okazjonalnie, prowadzi też czasem koncerty związane z operą w różnych miejscach Polski. Domyślam się (nietrudno o to w tym wypadku) jak się na tę akurat recenzję natknęłaś :)
OdpowiedzUsuńPozwoliłam sobie Twój link dla Calafa wkleić w głównym wpisie, może ktoś skorzysta.
Szkoda że okazjonalnie... Myślę o tym kiedy słucham np. Płytowego Trybunału Dwójki (ostatnio porównywano "Aidę") lub Płytomanii (poolecam recenzję dvd "Traviaty" z Paryża), kiedy audycje dotyczą opery i kiedy to tylko p.Piotr Kamiński ma coś sensownego do powiedzenia... Tak jakby w Polsce nie było innych fachowców
OdpowiedzUsuńA co to była za recenzja dvd "Traviaty" z Paryża? Ktoś śmiał pochwalić tego gniota nie daj Boże?...
UsuńNie o to chodzi że śmiał pochwalić, bo ne pochwalił, chodzi o formę w jakiej to zrobił. Zupełnie bez szacunku dla artystów, wypominając nawet sopranistce że jest mało urodziwą (eufemizm) kobietą, więc się za śpiewanie roli pięknej kurtyzany brac nie powinna. Ogólnie poza tym argumenty były baardzo "fachowe". Ale najlepsze (najgorsze)w tym wszystkim było, że recenzentowi nazwiska wykonawców nic nie mówiły i wydawał się on być z tego faktu CAŁKIEM ZADOWOLONY (a mowa o D.Damrau i L.Tezier). Nazwiska redaktora celowo nie wymieniam - przed laty słuchałam jego recenzji z ciekawością i mam dla niego szacunek, przykro mi więc było usłyszeć go w takiej formie. A każdy z nas przecież wie kto recenzuje opery w Dwójce, w tym w Płytomanii.
UsuńOczywiście, trochę żartem napisałem "kto śmiał". Mnie się ta "Traviata" nie podobała. Niestety nazwiska recenzenta nie rozszyfruję, bo nie mam okazji słuchać regularnie "Dwójki", a tej audycji nie znam. Czy archiwalne wydania są dostępne w sieci?
UsuńA przy okazji: zapomniałem serdecznie podziękować za linka do GiovANNY co niniejszym czynię :)
"Dwór" też obejrzałem, ale raczej nie będę tego wieczoru wspominał zbyt dobrze.
"Kto słucha nie błądzi czyli Płytowy Trybunał Dwójki" - audycje z lat 2011-15 można odsłuchać na chomikuj.pl - może ten link zadziała. "Aida" była tematem setnego wydania z 28.11.2015
Usuńhttp://chomikuj.pl/fado377/1+DW*c3*93JKA+PR/Kto+s*c5*82ucha....czyli+PTD
dodam jeszcze - fachowców, dla których czas (operowy) nie zatrzymał sie w latach 70-tych...
OdpowiedzUsuńTak, słuchałam tego "Trybunału" z "Aidą". To był dramat. Państwu fachowcom udało się nie rozpoznać Callas. Podobnie jak pani, która postanowiła nie lubić Kaufmanna, a przy okazji "Requiem" też go nie poznała i kiedy najnowsze nagranie odpadało, cytuję "płakała po tenorze". Kiedy słyszę takich profesjonalistów zaczynam czuć, że moje amatorskie gusta i nawet uprzedzenia są usprawiedliwione.Co wcale mnie nie cieszy.
OdpowiedzUsuńNie rozpoznać Callas i Tebaldi i Del Monaco i własciwie wszystkich. A co sie działo kiedyś przy okazji Trybunału z "Carmen"... zgroza... We francuskim radiu dziennikarze (czworo ich było tym razem) potrafią przez 40 minut ekscytujaco, wprost paraliżując słuchacza swoją elokwencją, recenzować aktualną premierę operową (to było akurat "Potępienie Fausta" z Bastylii)... Gdzie jest nasza publicystyka operowa??
OdpowiedzUsuńTak, pamiętam - wybrano "Carmen" bez Carmen, al e za to z Twoim Jose. Publicystyki operowej nie ma, bo gdzież by miała być? Nie klika się, nie czyta się zdaniem różnych wielkich szefów. To skąd się wzięło moich 125 tysięcy wejść ? Moim faworytem wśród tzw. fachowych krytyków jest pan J.M., który usilnie stara się być w zgodzie z dyrekcjami wszelkich teatrów, a kiedy już o operze pisze czy mówi - to zawsze tylko o stronie teatralnej. Nikt nie śpiewa, nikt nie gra, nie ma dyrygenta itd.
OdpowiedzUsuńO widzę, że ciekawa dyskusja o naszej publicystyce operowej, której nie ma :( Ale p. Piotr Nędzyński, prawnik z wykształcenia, to tez był chyba najpierw pasjonat amator...Jakoś nie bardzo wierzę, że można być znawcą opery na chłodno, tylko dla tego, że się skończyło jakieś studia muzyczna bądź muzykologiczne, ew. teatrologię i coś tam. Jak się tak rozejrzeć po wybitnych krytykach to sporo z nich nie ma formalnego wykształcenia. Taki Segalini na przykład - kiedyś guru krytyki operowej (co się z nim teraz dzieje?) To chyba tylko w Polsce, przy braku sensownej krytyki operowej, paradoksalnie tropi się czy ktoś ma "papiery" żeby się o operze publicznie wypowiadać. Śmieszne.
OdpowiedzUsuńNie mam okazji słuchać tych "Trybunałów" ale straszenie jestem ciekaw co to za pani postanowiła kogoś nie lubić i jacy to państwo nie rozpoznali Callas. Po nazwiskach proszę :) Bo to deklasacja kompletna.
Czy tutaj ktoś twierdził, że fachowiec operowy musi mieć "papiery"? To oczywiste że liczy się przede wszystkim wiedza, osłuchanie i pasja. Gdybyś był Calafie zainteresowany odsłuchaniem tych kilku operowych Trybunałów - nagrania można znaleźć na Chomikuj. Ja p.Kozińskiej nie mam za złe że nie podoba jej sie śpiew Kaufmanna, ma do tego pełne prawo, poza tym nie jej jednej przecież, ale o rodzaj argumentacji. Konkretny przykład - ocena wykonania zakończenia "Celeste Aida". Cytuję: "Sama koncówka arii śpiewana jest rozpaczliwcem, ponieważ gdyby on spróbował to zaśpiewać TAK JAK JEST NAPISANE W NUTACH (podkreślenie moje) to by nie dał rady. Dlatego wchodzi już nie w miks ale w falset". Tylko że właśnie on spróbował to zaśpiewać tak jak jest napisane w nutach... I p.Kozińska jest chyba jedyną osobą na świecie która go za to zganiła...
UsuńOczywiście, że każdy krytyk jak i inne istoty ludzkie ma pełne prawo mieć osobiste upodobania. Problem w tym, że niektórzy nie zauważają, że one wpływają na ich ocenę w tym samym stopniu, co u nas, tylko amatorów. P. Kozińska lubi po prostu zupełnie inny sposób śpiewania - taki, który już dawno minął (nie oceniam, czy to dobrze, czy źle) - jasne, skupione, niekoniecznie duże głosy, stąd Peter Wedd. Tyle, że to jej recenzje brzmią na zasadzie "moja racja jest najmojsza" i ... koniec dyskusji. Czego w końcówce "trybunału" nie wytrzymał p. Kamiński z wdziękiem dogryzając koleżance. P. Piotr był też jedynym, który wśród narzekań na wykonawczynię najnowszej Ady rozpoznał, że nie jest to kiepska śpiewaczka, tylko ewidentnie nie na swoim terytorium. Co w wypadku Anji Harteros jest prawdą.
UsuńA żeby nie było, że tępię zajadle p. Dorotę Kozińską - napisała ona piękny i mądry post o "Don Giovannim" na własnym blogu http://atorod.pl/, który to czytuję regularnie i z podziwem dla erudycji wiedzy autorki.
UsuńPłyty jeszcze nie zdążyłem słuchać, ale byłem na tym koncercie w Rzymie (w czasach gdy jeszcze lot samolotem nie był dla mnie problemem zdrowotnym ) i, niestety, Harteros mnie srodze rozczarowała. Publicznośc też nie była wtedy, jak pamiętam, szczególnie dla niej łaskawa choć wrzasków "Wracaj do Niemiec" (jak w przypadku Urmany kiedyś) na szczęście nie było. To zdecydowanie nie jest jej terytorium nawet jeśli inne role u Verdiego, zwłaszcza Desdemone, w jej wykonaniu cenię.
UsuńA ten Trybunał to, rozumiem, kopia tego programu z France Musique?
Tak, jest to program zrobiony na wzór tego z FM. Nie znam fracuskiego niestety, więc w całości posłuchałam kiedyś tylko pojedynku różnych wersji "Winterreise", z udziałem też p.Kamińskiego. Dyskusja w studiu po prostu kipiała...
UsuńA to jest ciekawe co mówisz (Papagena zresztą też - nie napisała recenzji z nagrania... ;-)) o Harteros - że chociaż śpiewa, i nawet to cenisz, różne inne role Verdiego, to Aida jest zdecdowanie nie dla niej. Za dramatyczna? Nie ten tamperament? Wtedy w Rzymie może nie wszystko jej wyszło (nie byłam, ale słyszałam dobre nagranie z sali), ale generalnie podoba mi się w tej roli (szczególnie podoba mi się jej Elżbieta). Pappano powiedział w wywiadzie z 2013 r., że potrzebuje do tej partii lirycznego głosu, a nie żadnej cytuję "Verdiowskiej armaty". I podaje że Aidę zaśpiewa Hibla Gerzmava a Amonasra Zeljko Lucic...
Germzavą słyszałem kiedyś jako Mimi i była nawet niezła. Ale Aida? No, nie wiem. Chyba, że na płycie. Na płytach to nawet kiedyś Ch. Gallardo Domas pod Harnoncourtem była niezła.
UsuńA p. Piotra Kamińskiego to kilka razy słysałem we francuskim Trybunale. Zawsze mnie fascynuje, że on po francusku potrafi być jeszcze bardziej ironiczny i dowcipny niż po polsku ;) Ale to może tylko czysto subiektywne wrażenie.
Przy okazji życzę Autorce Bloga, Komentatorom i Współczytelnikom dobrych Świąt i Nowego Roku.
Donno, nie recenzowałam nagrania, bo pisałam już o rzymskim koncercie.
UsuńCzasami to, która partia leży śpiewakowi to kwestia bardzo tajemnicza. Harteros przynajmniej w części lirycznej, zwłaszcza w duecie teoretycznie powinna być dobra - a jednak ...
Wzajemnie Calafie!
Chyba Cię zaskoczę Calafie, bo o ile pamiętam składałeś tej pani krytyk wyrazy szacunku na blogu p. Szwarcman (chyba, że coś mi się pomyliło i to nie byłeś Ty). To była Dorota Kozińska, która która już wielokrotnie duby smalone o Kaufmannie wypisywała i mówiła. Także ona jest autorką najbardziej kuriozalnego zdania, jakie przez lata czytywania recenzji udało mi się spotkać "... nie zasłużyliśmy na tego Lohengrina". To było akurat o warszawskim spektaklu, śpiewał Peter Wedd.Zaś nierozpoznanie Callas to jest moim zdaniem wyższa szkoła jazdy - to był przecież tak charakterystyczny głos ... Dla porządku dodam jednak, że mistrzostwo wokalne tego akurat nagrania zostało rozpoznane mimo niewiedzy na temat kto zacz.
OdpowiedzUsuńO, jaki zawód :( Tak to ja składałem p. Dorocie Kozińskiej wyrazy uznania, bo pamiętam kilka jej ciekawych tekstów z dawnego RM i czasem coś mi mignie w Tygodniku Powszechnym i Muzyce w Mieście. Popisywała się w nich dużą erudycją muzykologiczną i teatrologiczną a to rzadkie. Bo co z tego, że np. Marczyński pisze przeważnie o stronie teatralnej skoro nie czuje się w tym jakiejś szczególnej wiedzy. Nie znam twórczości radiowej red.Kozińskiej...No cóż, szkoda, bo wśród polskiej tzw. profesjonalnej krytyki muzycznej/operowej naprawdę nie ma czego czytać, ale tu się pewnie zgadzamy.
OdpowiedzUsuńA jeśli idzie o Callas to rzeczywiście nie rozumiem jak można jej nie rozpoznać - nawet jak ktoś nie jest wrażliwy na samo brzmienie głosu to jednak maniera, ekspresja i frazowanie były trudne do podrobienia. Pomijając fakt, że większość nagrań operowych z jej udziałem jest w tzw. kanonie więc krytyk operowy w sumie powinien je rozpoznawać obudzony w środku nocy. No, ale cóż...