Przykro
i źle się żegnać, nawet jeśli formalnie ludzie, którzy odeszli nie byli naszymi
bliskimi. Tuż przed Świętami, 19 grudnia zmarł Kurt Masur, zaś rok 2016 nie
mógł zacząć się gorzej – wczoraj opuścił nas Pierre Boulez. Obaj panowie żyli
długo mieli za sobą takie kariery,
których człowiek mieniący się melomanem przegapić nie mógł. Obaj towarzyszyli
mojemu muzycznemu życiu od jego początków, zapewne Waszemu także. My, Polacy
docenialiśmy uwagę, jaką Boulez poświęcał zwłaszcza Szymanowskiemu, my
operomaniacy będziemy zawsze pamiętać jego „Ring”. Z kolei Masur
był moim przewodnikiem po niemieckiej muzyce romantycznej.
Odpoczywajcie
w pokoju, Mistrzowie!
Bardzo smutne to. Niestety przełom starego i nowego roku przynosi już któryś raz z rzędu taką przykrą wiadomość. W zeszłym roku odeszła mniej więcej o tej porze Obrazcowa, a dwa lata temu Abbado.
OdpowiedzUsuń