wtorek, 14 marca 2023

"Tosca"z Aleksandrą Kurzak w Warszawie

Na „Tosce” wystawionej w Operze Narodowej przez Barbarę Wysocką byłam niemal równo cztery lata temu i sama produkcja zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie, ale uszy nie doznały wówczas wielu przyjemności – jeśli chcecie wiedzieć jakich mimo wszystko zajrzyjcie tu - https://operaczyliboskiidiotyzm.blogspot.com/2019/03/tosca-w-warszawie.html. Decyzja o ponownym spotkaniu z tą realizacją nie była trudna, (zwłaszcza po obejrzeniu „Toski” nowojorskiej) bo posłuchać Aleksandry Kurzak na żywo zawsze warto. Mimo wielu radości, jakich przysparza mi streaming bycie bezpośrednim świadkiem operowych zdarzeń jest doświadczeniem nieporównywalnie ciekawszym. Tym razem dało też okazję do obserwacji jak koncepcja reżyserska i odmienny, prawie współczesny kostium wpłynął na ujęcie przez wykonawczynię jej postaci. Otóż – niewiele, co było nietrudne do przewidzenia – warszawska „Tosca” to pierwszy europejski występ Kurzak w ikonicznej roli (planowana odsłona paryska nie nastąpiła z powodu pandemii, barcelońska … sami wiecie dlaczego) po dwóch turach w Met. Od tych ostatnich minęło zbyt mało czasu, żeby coś w tym względzie miało się zasadniczo zmienić – i bardzo dobrze. Aleksandra Kurzak jest bowiem bardzo atrakcyjną i wielowymiarową Florią. Pod każdym względem. Tworzy bohaterkę dziewczęcą i kobiecą zarazem, delikatną, ale zdolną zarówno do miłosnej pasji (zarazem daleką od wściekłej tygrysicy w stylu Callas) jak, pod wpływem zagrożenia czynów gwałtownych. Jest też w jej kreacji niewymuszony urok i wdzięk pozbawiony taniej kokieterii , którą zwłaszcza w pierwszym akcie oglądamy często u innych interpretatorek partii. Wokalnie Kurzak także w TWON była świetna. Jej głos zyskał na wolumenie nic nie tracąc na ruchliwości i precyzji intonacyjnej, pogłębił się bardzo dół skali bez szkody dla góry. No i te przepiękne sekwencje morendo …. Z dwóch towarzyszących gwieździe partnerów tylko jeden wypełnił swoje zadanie więcej niż kompetentnie – Mikołaj Zalasiński. Trudno powiedzieć, żebym się tego nie spodziewała, zalety jego dużego, mięsistego głosu o wielkiej mocy (ważnej zwłaszcza w scenie Te Deum, gdzie baryton bez problemu przebija się przez masę dźwięku generowaną przez orkiestrę i chór) znane są mi od lat. Tym razem podobała mi się również jego kreacja aktorska, która od premiery dojrzała i zyskała na intensywności. Niestety Cavaradossiego w tym spektaklu właściwie nie było – Andrea Care coś tam śpiewał, ale niekoniecznie słyszalnie. Może i lepiej, bo kiedy już było go słychać zdarzył mu się klasyczny kogut, i to w pierwszym akcie, dla tenora najmniej wymagającym. Zasłużona owacja dla Scarpii i grzeczne brawka dla Cavaradossiego - to nie jest sytuacja częsta, ale w tym wypadku całkowicie adekwatna. Z postaci drugoplanowych świetny jak zawsze okazał się Dariusz Machej jako Zakrystianin, dobrze jak cztery lata temu słuchało się też Jasina Rammal-Rykały (jeśli popełniłam błąd w odmianie nazwiska przepraszam) – Angelottiego i Adama Kruszewskiego – Sciarrone. Chór stanął na wysokości zadania, kreacja dyrygencka Patricka Fournillera była bardzo dziarska, ale mniej subtelna niż Tadeusza Kozłowskiego. Dodać należy, że w tej serii przedstawień „Toski” wystepuje też tercet znany nam z „Mocy przeznaczenia”: Izabela Matuła, Tadeusz Szlenkier i Krzysztof Szumański, podejrzewam, że zwłaszcza pierwsza dwójka może także zapewnić publiczności satysfakcjonujący wieczór. Jeśli ktoś z Was był, dajcie znać.

12 komentarzy:

  1. W pełni popieram Pani ocenę spektaklu (śledzę regularnie Pani blog). Dodaję swój zachwyt cudownym głosem i kunsztem aktorskim protagonistki. Poruszający finał, nieoczekiwany, ale b.pasujący do całej reżyserii. I jak zagrany przez bohaterkę! Krótki filmik z tego finału na fb AK. Pod nim mój krótki filmik, ukazujący p.Aleksandrę zbiegającą do mnie (poruszam się na wózku) po schodach TW z półpiętra, gdzie pozostawiła długą kolejkę widzów, oczekujących na autograf!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję osobistego spotkania z gwiazdą. Mam nadzieję, że czułe pożegnanie p. Aleksandry z Warszawą oznacza jakieś plany na przyszły sezon... Cudownie byłoby ją usłyszeć jako Cio Cio San w pięknej inscenizacji Trelińskiego.

      Usuń
    2. Dzięki za odpowiedź. Mam bilety na tę magiczną "Madame Butterfly" w maju br., niestety bez pani Aleksandry (uzbecka sopranistka, która śpiewała na ubiegłorocznym festiwalu w Bregenz, oraz Rafał Bartmiński, nasz wspaniały Jontek). Proszę trzymać kciuki w kwietniu, będę walczyła o bilety na "Werthera" z JK w ROH (czerwiec/lipiec).

      Usuń
  2. Życzę powodzenia w walce, Kaufmann na żywo robi dużo większe wrażenie niż w przekazie medialnym. No i jest (a przynajmniej był, dawno do w tej roli słyszałam) świetnym Wertherem. Ja już nie mogę się doczekać na jego Tannhausera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. Jonas Kaufmann na żywo robi dużo większe wrażenie niż w przekazie medialnym. Jego "Werther" z Opera Bastille to jak wzorzec metryczny z Sevres. Jola

      Usuń
    2. Mamy bilety na "Werthera" z JK na 23.06. do ROH!

      Usuń
    3. PS Ta sama produkcja co w Operze Bastille z 2010.

      Usuń
    4. Cieszę się i proszę o relację po.

      Usuń
  3. Ach, ta zima. Zaspałem i przegapiłem, myśląc, że nic ciekawego w tym miejscu nie może się zdarzyć, ale dziękuję za ciekawą relację. Nieobecni nie powinni mieć głosu w sprawie, ale tylko napiszę zdziwienie retoryczne – jak można zaprosić docenianą w świecie Polkę i nie dobrać jej adekwatnego umiejętnościami partnera, ku radości widzowni?

    Ale, podtrzymując temat Pucciniego, niejako przy okazji -

    Czy śledziła Pani ubiegłoroczny 11. Międzynarodowy Konkurs Wokalny im. Stanisława Moniuszki w Warszawie i czy pamięta Pani jeszcze nagrodzony złotym medalem wokalny występ konkursowy niejakiej Juliany Grigoryan? Sukces ponowiony zresztą później na „imprezie u pana Domingo”.

    Z perspektywy czasu, można by pomyśleć, że wszystko mogło zostać wówczas w Warszawie przemyślnie na potrzeby konkursowe najpierw zaprojektowane, a potem wykreowane w najdrobniejszych szczegółach, które widać chociażby na filmie konkursowym z „Un bel di” (od niedawna także utrwalone aż na OperaVision). Najbardziej ciekawe jest potem jednak to, co będzie z nagrodzonym artystą dalej. A ta konfrontacja pani Grigoryan z rzeczywistością niejako obiektywniejszą już bardzo niebawem. I właśnie na to, (tym chyba przydługim wstępem), chciałem de facto zwrócić Pani operową uwagę.

    Żeby wszystko wytłumaczyć muszę jednak jeszcze dopisać trochę więcej. Otóż, istnieje we Włoszech organizacja popularyzatorska kultury wysokiej O-P-E-R-A STREAMING [In the heart of Opera]. Zrzesza ona najważniejsze teatry operowe regionu Emilii-Romanii, aby transmitować tamtejsze przedstawienia operowe.

    [] https://operastreaming.com/homepage-en/ []

    Otóż, na przywitanie kwietnia, w zrzeszonym w tej organizacji Teatro 'Amintore Galli' di Rimini, w roli Mimi w „Cyganerii” Pucciniego ma debiutować, pełnowymiarową rolą żeńską Juliana Grigoryan (!) I w zasadzie o tym chciałem Panią uwiadomić, ciekawy jednocześnie bardzo Pani ewentualnej recenzji. Dyrygować ma niejako Polak - Nicola Paszkowski.

    https://operastreaming.com/spettacolo-la-boheme/

    Bo, gdy zima zmierza już do końca,
    Mym jest pierwszy promień słońca,
    Kwietnia pierwszy pocałunek,
    Dla mnie tylko podarunek !

    Mam nadzieję, że zachęciłem Panią do wiosny w Rimini. Wstęp za darmo! A oczami wyobraźni - Adriatyk, plaża, całkiem blisko do San Marino po …alkohol (w drugim akcie się przecież pije, a w trzecim i czwartym jest tak zimno, że trzeba nadal, zwłaszcza gdy przedstawienie okaże się jednak słabe).

    Chiaro di Luna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za polecajkę, sprawdzę Julianę chociaż "Cyganeria" nie jest moją ulubioną operą. Pani Grigoryan miała wcześniej śpiewać Liu w Amsterdamie w kontrowersyjnej produkcji Barriego Kosky, ale nie wiem, czy śpiewała. W czasie konkursu, który śledziłam, kibicowałam Nombulelo Yende. Operaliów bym nie lekceważyła, to chyba jedyny konkurs, który (pewnie dzięki możliwościom Dominga) z tak wielką skutecznością promuje swoich laureatów i nie tylko. W każdym razie 2 kwietnia wirtualnie znajdę się w Rimini .

      Usuń
  4. Papageno, byłyśmy na tym samym spektaklu w Teatrze Wielkim. Tylko mnie, w przeciwieństwie do Ciebie, ta inscenizacja w ogóle się nie podobała, dekoracje chyba najtańsze z możliwych - styropianowe atrapy rzymskich budowli na hałasującej scenie obrotowej. Wystarczyłaby puszka smaru, żeby usunąć tę usterkę. Aleksandra Kurzak znakomita wokalnie i aktorsko. Pozostali protagoniści - do zaakceptowania, poza Cavaradossim. Podzielam retoryczne zdziwienie Chiaro di Luna - "Jak można zaprosić docenianą w świecie Polkę i nie dobrać jej adekwatnego umiejętnościami partnera?"
    Jola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jolu, ja już się jeśli chodzi o TWON nie dziwię niczemu, bo słyszałam tam takich śpiewaków, że groza mnie ogarnia na samo wspomnienie. Inscenizacja mi się podoba, bo jest prosta i bez dziwactw - w dzisiejszych czasach to niezmiernie cenne. A co do obrotówki - nie wiem czy byłaś na "Mocy przeznaczenia", tam jej hurgot zagłuszał skutecznie całe fragmenty muzyki, w "Tosce" jest go zdecydowanie mniej.

      Usuń