wtorek, 19 września 2017

Jonas Kaufmann - "L'Opera"



Znów, podobnie jak przy płycie „Verdi” należy się Państwu ostrzeżenie – to nie będzie tekst ani dla wielbicieli Jonasa Kaufmanna (wybacz, Donno), ani też dla tych, co organicznie nie znoszą jego głosu i techniki. Powód jest oczywisty: po kilkakrotnym przesłuchaniu jego najnowszego krążka „L’Opera” wrażenia mam mieszane, tym razem może bardziej niż kiedykolwiek. Repertuar francuski wydaje się być artyście bliski, ale chyba chciał on za dużo i nie posłużyło to dobrze jakości. Jedno już przy przeczytaniu listy „numerów” wzbudziło moje wątpliwości - nie da się być dobrym Nadirem czy Romeem i jednocześnie Eneaszem i Eleazarem, bo są to role napisane na zupełnie różne rodzaje głosu. Niestety płyta dostarczyła na tę tezę dowodów. Aria Romea sprawiła mi prawdziwą przykrość, bo głos Kaufmanna sprawiał w niej wrażenie ściśniętego, jakby było go za dużo, jakby obijał się o pręty niewidzialnej klatki. Na dodatek to, co przeszkadzało mi u niego już nie raz na tej płycie stało się dla mnie prawdziwym problemem – mianowicie nadużywanie falsetu. To nigdy nie jest dobry objaw, ale rzecz uwypukla się przy głosie takim, jak Kaufmanna – ciemnym, brzmiącym jak baryton, różnica może być trudna do zaakceptowania. Z duetem z „Poławiaczy pereł” problem ten sam co z Gounodem, z dodatkiem nadmiernego barwowego podobieństwa z głosem partnera, Ludovica Téziera. Pamiętam, że niegdyś, na moskiewskim koncercie w tym samym duecie towarzyszył tenorowi Dmitri Hvorostowski i brzmiało to dużo lepiej – ale był to zupełnie inny etap jego wokalnego rozwoju. I trudno pozbyć się pamięci całkiem niedawnego, mistrzowskiego wykonania Polenzaniego i Kwietnia.  Na tym tle pozostałe „lekkie” fragmenty jak aria z „Mignon” czy „Króla z Ys” wypadły lepiej, chociaż również doskonale słyszało się, że to nie ten typ tenora co trzeba. Nie zachwycił mnie Hoffmann, ale tu mogę winić Placida Domingo. Za to  Werther i Don Jose, Des Grieux  (Sonia Yoncheva jest dobrą Manon) role, które Kaufmann ma doskonale ośpiewane na scenie są równie dobre jak zawsze. Muzyka Berlioza leży wspaniale w głosie Kaufmanna i słuchając zwłaszcza fragmentu „Trojan” można było tylko pożałować, iż swego czasu musiał on odwołać debiut w partii Eneasza a następna okazja jakoś się nie nadarzyła. Również aria z „Afrykanki” zabrzmiała dobrze, chociaż do Dominga jeszcze trochę brakuje – ale za to Kaufmann posługuje się o niebo lepszą francuszczyzną . Na koniec zostawiłam sobie moje jedyne na tej płycie, ale za to wspaniałe olśnienie. Z arią Eleazara „Rachel quand du seigneur” odbiorca może mieć prawdziwy kłopot, jeżeli nie włada językiem francuskim i niekoniecznie zna upiorne libretto „Żydówki” , która do najpopularniejszych oper współcześnie nie należy. Jej długi, instrumentalny wstęp ma mylący, słodko melancholijny, orientalny, kołyszący charakter i trzeba mistrza, żeby właściwie ją zinterpretować. Żeby nie było za ślicznie i belcantowo, żeby słuchacz do szpiku kości odczuł potworny dramat, który jest w niej zawarty, ale wykonawca nie może jednocześnie popaść w werystyczne łezki i naturalizmy. Nie muszę dodawać, że Jonas Kaufmann   te warunki powodzenia wypełnił z naddatkiem, a jego pianissimo zaśpiewane „… c’est moi … moi…” zmroziło mi krew w żyłach. 
W ramach uzupełnienia dodaję listę ról, które zgodnie z wywiadem udzielonym w Australii przygotowuje Jonas Kaufmann na najbliższe lata, a jest ona niezmiernie ciekawa. Po pierwsze – Tristan . Próbkę będziemy mieć już wiosną, kiedy weźmie udział  w koncertowym wykonaniu drugiego aktu. Po drugie – Samson , który wydaje się idealnie pasować do głosowego empoi tenora. Po trzecie – wyczekany przeze mnie Tannhauser, o którym marzę od lat, czemu dawałam na blogu wyraz. A po czwarte – i najbardziej niespodziewane, acz obiecujące Paul z „Umarłego miasta”. Nareszcie ktoś, kto będzie w stanie udźwignąć ogromne wokalne i aktorskie wygania roli. A na razie – „Don Carlo”  w Paryżu. Będzie to pierwsza współpraca Kaufmanna z Krzysztofem Warlikowskim i bardzo jestem ciekawa jak wypadnie. Premiera 10 października a 9 dni później transmisja na telewizyjnym kanale Arte. Przy tym w rolach epizodycznych będziemy mieć zwartą ekipę młodych polskich śpiewaków, wystąpią Michał Partyka, Tomasz Kumięga i Andrzej Filończyk jako Posłowie z Flandrii oraz Krzysztof Bączyk jako Mnich.

2 komentarze:

  1. Nie ma sprawy, wcale się nie gniewam... ;-) Pamiętam oczywiście jak narzekałaś na arię Księcia z albumu Verdiowskiego (najbardziej pamiętam jednak Twoją recenzję operetkowej płyty, to jest nie-do-przebicia... ;-)), więc spodziewałam się dokładnie takiej reakcji na Romea czy Nadira. To jest bez wątpienia bardzo "autorska" ("Kaufmannowska") płyta i będzie na pewno wywoływała różne reakcje. Ale nie tylko przecież Kaufmann próbuje być równocześnie Romeem i Eneaszem, Spyres na przykład też, żeby pozostać przy wspóczesnych tenorach. Zresztą partie tenorowe w operach francuskich łączą często liryzm i heroizm, trzeba dysponować jednym i drugim. Czytałaś jak Spyres powiedział w wywiadzie że chce w przyszłości zrobić Otella Verdiego? Ależ ci śpiewacy to niepokorne plemię, prawda? - ciągle próbują wydostać się z szufladki do której się ich usilnie wtyka... Piszesz że czekasz na Tannhausera Kaufmanna, inni piszą że na następnego Otella, Tristana, Zygfryda... A on (jego głos) pewnie by chciał jeszcze trochę pożyć, zanim nie będzie już odwrotu i zaśpiewanie (i to tak cudnie) "Merci, doux crepuscule" nie będzie już możliwe (a nie wspominasz o tej arii - nie podoba ci się? ach, za dużo "falsetu" pewnie, rozumiem... ;-)) Więc cieszmy się tym francuskim nie-typowym Kaufmannem póki możemy. Donna


    OdpowiedzUsuń
  2. To nie zawsze jest kwestia szufladki - raczej wyboru ścieżki zawodowej. Można jak Alfredo Kraus, który całe życie śpiewał bardzo ograniczoną ilość partii, ale doprowadził je do absolutnego mistrzostwa. Śpiewanie wszystkiego jest niebezpieczne - nie każdy potrafi, jak Domingo zmieniać wagę swojego głosu wedle woli, Kaufmann moim zdaniem nie umie. Oczywiście nie musi i jestem jak najdalsza od wróżenia mu przedwczesnego końca kariery, ale w niektórych wypadkach tak się to kończy. Pamiętasz Cheryl Studer? Otella Spyresa ocenię, jak go usłyszę. Chociaż akurat ta rola, poza "Esultate" wbrew utrwalonym opiniom nie wymaga wielkiego rozmiaru głosu, tylko inteligencji i muzykalności, czego najlepszym dowodem Kunde.
    Z Kaufmannem pewnie zawsze będę mieć ten kłopot, że nie należę jak Ty, do jego fanów ani też programowych krytyków. Jedne rzeczy mi się u niego podobają, inne nie.Zapewne tak już zostanie.

    OdpowiedzUsuń