wtorek, 20 lutego 2018

Słodycz "Napoju miłosnego" i plany Met



Luty, kiedy za oknami ciągle szaro i smutno a czasami pojawia się dotkliwe zimno to doskonała pora na dosłodzenie życia „Napojem miłosnym” . Kilka łyków owego magicznego napitku zawsze wprawia w dobry nastrój, tyle tam włoskiego słońca i melodii. Nie planowałam na sobotni wieczór spotkania z Donizettim, ale w końcu znalazłam się przed ekranem. Ponieważ była to ta sama inscenizacja, którą nowojorska scena pokazywała już nam w kinach niecałe 6 lat temu porównania obsadowe narzucały się same. Muszę przyznać, że chociaż poprzednią odsłonę produkcji wspominam dobrze obecna przyniosła mi jeszcze więcej radości mimo nieobecności w niej mego ulubionego śpiewaka. Sprawczynią okazała się głownie Pretty Yende, chociaż nie tylko ona. Tym razem miałam wrażenie, że odtwórczyni roli Adiny jest do niej idealna pod każdym względem: młoda nie tylko ciałem ale i co ważniejsze jasnym, promiennym głosem, wdziękiem i naturalnością.  Anna Netrebko, chociaż włada sopranem o znacznie bogatszej i chyba piękniejszej barwie (to rzecz gustu, ale tak brzmi w moich uszach) nie miała już w 2012  takiej swobody wokalnej, lekkości i przede wszystkim stylu. Matthew Polenzani pozostał Nemorinem niezmiernie sympatycznym i bez zarzutu również stylowym, aczkolwiek pewnie już nigdy nie polubię barwy tego głosu. Nie zmienia to jednak faktu, że to chyba najbardziej udana kreacja sceniczna w jakiej miałam okazję go podziwiać, a było ich już sporo. Z Davide Luciano zetknęłam się po raz pierwszy i było to ciekawe spotkanie. Włoski baryton nie zaleca się szczególnie urodziwą czy charakterystyczną barwą, ale sądząc po tym jak śpiewa jest prawdziwym belcancistą. Pięknie frazował, nigdy, naprawdę w żadnym momencie nie uległ pokusie napinania głosu, zaprezentował też ładne ozdobniki. Stworzył przy tym nieoczekiwanie sympatyczną postać, czego po sierżancie Belcore nie oczekiwałam. Luciano był zabawny, ale przy tym ani trochę nie brutalny. Ildebrando d’Arcangelo podjął się roli „doktora” Dulcamary też był to bohater zupełnie inny niż poprzednio. W tym wypadku przywiązałam się jednak do Ambroggia Maestriego tak bardzo, że nie mając do D’Arcangelo większych zastrzeżeń i tak tęskniłam za jego poprzednikiem. Domingo Hindoyan dyrygował energicznie i polotem, może sobie ten debiut w Met zaliczyć do sukcesów.
Podobnie jak rok temu Metropotan Opera 15 lutego ogłosiła swe plany na nadchodzący sezon i przynajmniej na papierze wyglądają interesująco. Żałuję, że nie zobaczę nowej odsłony pięknej produkcji „Poławiaczy pereł” ale transmisji radiowej nie odmówię sobie na pewno. Bardzo jestem ciekawa nowej Leili – Pretty Yende i nowego Nadira  - Javiera Camareny. O Zurgę – Mariusza Kwietnia można być całkiem spokojnym, rola powoli staje się jego specjalnością. Podobnie sytuacja przedstawia się z „Pelleasem i Melisandą” – miło byłoby nie tylko usłyszeć, ale i zobaczyć Isabel Leonard oraz Paula Appleby (uwaga: Pelleas tenorowy) w tytułowych rolach, ale cóż – Peter Gelb tej opery nie lubi. Z tego, co przewidziano do transmisji ominę chyba dwa gwiazdorskie wehikuły – „Dziewczę z zachodu” bo nie przepadam za Jonasem Kaufmannem w partii Dicka i nie mam przekonania do Evy Marii Westbroek jako Minnie. Nie wybieram się też na nową produkcję „Traviaty”, bo krzykliwej Diany Damrau jako Violetty mam serdecznie dosyć, co innego, gdyby pokazywaną drugą obsadę z Anitą Hartig. Za to już się cieszę na „Dialogi karmelitanek”, i „Marnie” – Hitchcock w operze, w dodatku z Leonard i Christopherem Maltmanem – czekam niecierpliwie! Pójdę też na „Adrianę Lecouvreur”, ale nie względu na duet Netrebko Beczała , mnie przyciąga nazwisko Anity Rachvelishvili (księżnej de Bouillon). Planuję też dosłodzić sobie życie „Córką pułku” – trio Yende,Camarena i Blythe jest dla mnie atrakcją nie do przegapienia. Zastanowię się jeszcze nad „Samsonem i Dalilą” (wolałabym Rachvelishvili i Antonenkę niż Garancę i Alagnę) i zgraną niemiłosiernie „Aidą” (znów Anita!). Zobaczymy, co wyjdzie z tych planów …  Dla nas, polskich operomaniaków ważny jest kolejny debiut w Met naszego rodaka – Tomasz Konieczny zaśpiewa w powracającym na deski Met „Ringu” (tym z machiną) Albericha, będzie też Abimelechem w „Samsonie i Dalili”. Artur Ruciński ma przewidziane dwa spektakle „Traviaty” zaś Aleksandrę Kurzak będziemy mogli zobaczyć jako Micaelę. Miejmy nadzieję, że nie zacznie się kolejny korowód wypadków i nagłych zachorowań i wszystko to będziemy mogli podziwiać. A co Wy wybieracie z przyszłego sezonu?





5 komentarzy:

  1. Jak zwykle z przyjemnością przeczytałem nowy post.
    Zwróciłem uwagę na mechanizm Pani wyborów. Generalnie robię to w bardzo podobny sposób, kierując się wykonawcami głównych ról. Tyle że mam wrażenie że u Pani za pierwszym wyborem stoi rola męska a u mnie żeńska :) a i te wybory są przeciwstawne. Ja wolę Leonard i Garancę ;)
    Moją uwagę należy, oczywiście, traktować z przymrużeniem oka.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pełna zgoda, wolę facetów :)! Zwłaszcza barytonów. Isabel Leonard lubię bardzo, czemu dałam wyraz i w tym wpisie, Garancę też, ale ona jest jak dla mnie zbyt chłodna i zdystansowana, wolę też ciekawszy moim zdaniem głos Rachvelishvili.
    Pozdrawiam wzajemnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Program transmisji zapowiada się bardzo ciekawie - na dzień dzisiejszy zakładam, że będę na każdej, z wyjątkiem Traviaty z takich samych jak Papagena powodów ;)
    Odpuściłabym też sobie Carmen, gdyby nie nazwisko Clémentine Margaine, którą słyszałam jesienią w berlińskim Proroku.
    Drusilla

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, Margaine była świetna w tym berlińskim "Proroku".

      Usuń
  4. Dziękuję Państwu za rekomendację - może do kina nie pójdę, ale w domu w takim razie obejrzę.

    OdpowiedzUsuń