Luty, kiedy za oknami
ciągle szaro i smutno a czasami pojawia się dotkliwe zimno to doskonała pora na
dosłodzenie życia „Napojem miłosnym” . Kilka łyków owego magicznego napitku
zawsze wprawia w dobry nastrój, tyle tam włoskiego słońca i melodii. Nie planowałam
na sobotni wieczór spotkania z Donizettim, ale w końcu znalazłam się przed
ekranem. Ponieważ była to ta sama inscenizacja, którą nowojorska scena
pokazywała już nam w kinach niecałe 6 lat temu porównania obsadowe narzucały
się same. Muszę przyznać, że chociaż poprzednią odsłonę produkcji wspominam
dobrze obecna przyniosła mi jeszcze więcej radości mimo nieobecności w niej
mego ulubionego śpiewaka. Sprawczynią okazała się głownie Pretty Yende, chociaż
nie tylko ona. Tym razem miałam wrażenie, że odtwórczyni roli Adiny jest do
niej idealna pod każdym względem: młoda nie tylko ciałem ale i co ważniejsze
jasnym, promiennym głosem, wdziękiem i naturalnością. Anna Netrebko, chociaż włada sopranem o
znacznie bogatszej i chyba piękniejszej barwie (to rzecz gustu, ale tak brzmi w
moich uszach) nie miała już w 2012
takiej swobody wokalnej, lekkości i przede wszystkim stylu. Matthew
Polenzani pozostał Nemorinem niezmiernie sympatycznym i bez zarzutu również
stylowym, aczkolwiek pewnie już nigdy nie polubię barwy tego głosu. Nie zmienia
to jednak faktu, że to chyba najbardziej udana kreacja sceniczna w jakiej miałam
okazję go podziwiać, a było ich już sporo. Z Davide Luciano zetknęłam się po
raz pierwszy i było to ciekawe spotkanie. Włoski baryton nie zaleca się
szczególnie urodziwą czy charakterystyczną barwą, ale sądząc po tym jak śpiewa
jest prawdziwym belcancistą. Pięknie frazował, nigdy, naprawdę w żadnym
momencie nie uległ pokusie napinania głosu, zaprezentował też ładne ozdobniki.
Stworzył przy tym nieoczekiwanie sympatyczną postać, czego po sierżancie
Belcore nie oczekiwałam. Luciano był zabawny, ale przy tym ani trochę nie
brutalny. Ildebrando d’Arcangelo podjął się roli „doktora” Dulcamary też był to
bohater zupełnie inny niż poprzednio. W tym wypadku przywiązałam się jednak do
Ambroggia Maestriego tak bardzo, że nie mając do D’Arcangelo większych
zastrzeżeń i tak tęskniłam za jego poprzednikiem. Domingo Hindoyan dyrygował
energicznie i polotem, może sobie ten debiut w Met zaliczyć do sukcesów.
Podobnie jak rok temu
Metropotan Opera 15 lutego ogłosiła swe plany na nadchodzący sezon i
przynajmniej na papierze wyglądają interesująco. Żałuję, że nie zobaczę nowej
odsłony pięknej produkcji „Poławiaczy pereł” ale transmisji radiowej nie
odmówię sobie na pewno. Bardzo jestem ciekawa nowej Leili – Pretty Yende i
nowego Nadira - Javiera Camareny. O
Zurgę – Mariusza Kwietnia można być całkiem spokojnym, rola powoli staje się
jego specjalnością. Podobnie sytuacja przedstawia się z „Pelleasem i Melisandą”
– miło byłoby nie tylko usłyszeć, ale i zobaczyć Isabel Leonard oraz Paula
Appleby (uwaga: Pelleas tenorowy) w tytułowych rolach, ale cóż – Peter Gelb tej
opery nie lubi. Z tego, co przewidziano do transmisji ominę chyba dwa
gwiazdorskie wehikuły – „Dziewczę z zachodu” bo nie przepadam za Jonasem
Kaufmannem w partii Dicka i nie mam przekonania do Evy Marii Westbroek jako Minnie.
Nie wybieram się też na nową produkcję „Traviaty”, bo krzykliwej Diany Damrau
jako Violetty mam serdecznie dosyć, co innego, gdyby pokazywaną drugą obsadę z
Anitą Hartig. Za to już się cieszę na „Dialogi karmelitanek”, i „Marnie” – Hitchcock
w operze, w dodatku z Leonard i Christopherem Maltmanem – czekam niecierpliwie!
Pójdę też na „Adrianę Lecouvreur”, ale nie względu na duet Netrebko Beczała ,
mnie przyciąga nazwisko Anity Rachvelishvili (księżnej de Bouillon). Planuję
też dosłodzić sobie życie „Córką pułku” – trio Yende,Camarena i Blythe jest dla
mnie atrakcją nie do przegapienia. Zastanowię się jeszcze nad „Samsonem i
Dalilą” (wolałabym Rachvelishvili i Antonenkę niż Garancę i Alagnę) i zgraną
niemiłosiernie „Aidą” (znów Anita!). Zobaczymy, co wyjdzie z tych planów … Dla nas, polskich operomaniaków ważny jest kolejny
debiut w Met naszego rodaka – Tomasz Konieczny zaśpiewa w powracającym na deski
Met „Ringu” (tym z machiną) Albericha, będzie też Abimelechem w „Samsonie i
Dalili”. Artur Ruciński ma przewidziane dwa spektakle „Traviaty” zaś Aleksandrę
Kurzak będziemy mogli zobaczyć jako Micaelę. Miejmy nadzieję, że nie zacznie
się kolejny korowód wypadków i nagłych zachorowań i wszystko to będziemy mogli
podziwiać. A co Wy wybieracie z przyszłego sezonu?
Jak zwykle z przyjemnością przeczytałem nowy post.
OdpowiedzUsuńZwróciłem uwagę na mechanizm Pani wyborów. Generalnie robię to w bardzo podobny sposób, kierując się wykonawcami głównych ról. Tyle że mam wrażenie że u Pani za pierwszym wyborem stoi rola męska a u mnie żeńska :) a i te wybory są przeciwstawne. Ja wolę Leonard i Garancę ;)
Moją uwagę należy, oczywiście, traktować z przymrużeniem oka.
Pozdrawiam.
Pełna zgoda, wolę facetów :)! Zwłaszcza barytonów. Isabel Leonard lubię bardzo, czemu dałam wyraz i w tym wpisie, Garancę też, ale ona jest jak dla mnie zbyt chłodna i zdystansowana, wolę też ciekawszy moim zdaniem głos Rachvelishvili.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wzajemnie.
Program transmisji zapowiada się bardzo ciekawie - na dzień dzisiejszy zakładam, że będę na każdej, z wyjątkiem Traviaty z takich samych jak Papagena powodów ;)
OdpowiedzUsuńOdpuściłabym też sobie Carmen, gdyby nie nazwisko Clémentine Margaine, którą słyszałam jesienią w berlińskim Proroku.
Drusilla
O tak, Margaine była świetna w tym berlińskim "Proroku".
UsuńDziękuję Państwu za rekomendację - może do kina nie pójdę, ale w domu w takim razie obejrzę.
OdpowiedzUsuń