czwartek, 12 kwietnia 2018

International Opera Awards i inne drobiazgi





International Opera Awards wylądowały tego roku w rękach dwóch naszych rodaków. Piotr Beczała, nominowany po raz czwarty doczekał się wreszcie statuetki co cieszy szczególnie, nawet wtedy, kiedy jak ja nie jest się szczególną admiratorką tego śpiewaka. Z drugim laureatem kłopot mam znacznie większy. Teatr, w którym Mariusz Treliński głównie pracuje to ten z racji miejsca zamieszkania odwiedzany przeze mnie najczęściej, siłą rzeczy z rezultatami działań  „reżysera roku” stykam się regularnie. Mam z nimi ten zasadniczy problem, iż na ogół są nużąco jednorodne, chociaż wystawiane dzieła pochodzą z odległych od siebie czasów i stylistyk. Jeśli widziałeś jeden spektakl przygotowany przez Trelińskiego (może poza „Don Giovannim” i „Madamą Butterfly”, ale to rzeczy sprzed wielu lat) – znasz wszystkie. Poza tym, co jeszcze ważniejsze od lat mam wrażenie, iż dyrektor artystyczny TWON cierpi na poważny niedosłuch, bo tylko tym można tłumaczyć wokalne katastrofy jakie zdarzają się na deskach narodowej sceny właśnie w jego przedstawieniach – Jay Hunter Morris jako Tristan, Francesca Patane jako Turandot a wreszcie Jacek Laszczkowski jako Paul – tej grozy i bólu uszu zapomnieć się nie da.  Pod wieloma względami Treliński       jest nieodrodnym dzieckiem swoich czasów, typowym przedstawicielem pokolenia, które rządzi teraz najważniejszymi domami operowymi Europy. Nie chce być pośrednikiem między widzem-słuchaczem a dziełem, woli pod jego pretekstem opowiadać ciągle tę samą historię naznaczoną własnymi lękami i obsesjami.  Nie akceptuję takiego stosunku ani do cudzej twórczości, ani do odbiorcy, więc nagroda dla Trelińskiego nie cieszy mnie tak jak powinna. I z pewną obawą czekam na majową premierę „Ognistego anioła”, chociaż tym razem pewnie moje uszy powinny być bezpieczne, przynajmniej ze strony wykonawczyni głównej roli, wspaniałej Ausrine Stundyte.  Zobaczymy. 
Kontynuując wątek IOA  - laureatką nagrody publiczności, którą w pierwszej edycji otrzymała Aleksandra Kurzak w tym roku została Pretty Yende.  Promienna sopranistka w pełni na nią zasłużyła. Co ciekawe, z opublikowanych już przez większość teatrów planów na przyszły sezon wynika, że jej zasadniczym partnerem na scenie w tym czasie będzie Mariusz Kwiecień . Mają zaplanowane wspólne występy w 5 operach („Poławiacze pereł”, Napój miłosny”, „Don Pasquale”, „Purytanie” i „Wesele Figara”) – od Barcelony przez Nowy Jork po Monachium. W niektórych z nich towarzyszyć im będzie Javier Camarena.  A jeśli już mówimy o ekscytujących scenicznych parach zapowiedziano iż dwie największe współczesne gwiazdy, Jonas Kaufmann i Anna Netrebko wystąpią razem w „Mocy przeznaczenia”na deskach ROH. Parę lat temu mieli już plany, które niestety nie doszły do skutku więc na razie „Traviata” pozostaje jedynym ich wspólnym występem w pełnym spektaklu. Przedstawienie będzie transmitowane do kin, co da okazję obserwowania wydarzenia tym, którzy nie zdobędą biletów.  Warto jednak przypomnieć, że w „Mocy” tenor i sopran mają wszystkiego dwie sceny razem, a najgorętsza relacja łączy tenora z barytonem. Przy okazji  - Jonas Kaufmann w wywiadzie prasowym ujawnił, co było prawdziwą  przyczyną jego rezygnacji z tegorocznej „Toski” w Met. Otóż prosił dyrekcję o zmniejszenie liczby kontraktowych prób – w końcu zarówno partię jak całe dzieło zna doskonale a przystosowanie do tej konkretnej produkcji nie zajęłoby mu dużo czasu. Ze strony Met padła kategoryczna odmowa i wszyscy wiemy, jak to się skończyło.  Całe zdarzenie stawia w nienajlepszym świetle osoby decyzyjne w Met, w tym szczególnie Petera Gelba, nad głową którego od dłuższego już czasu zbierają się ciemne chmury. Świadczy to także o zaburzonej hierarchii wartości panującej niestety nie od dziś  w teatrach operowych na naszym kontynencie, a jak z tego wynika choroba dotarła już także do Ameryki.  Takie podejście do tematu jest tym dziwniejsze, iż  akurat tam instytucje te nie są finansowane przez państwowe dotacje, jak w Europie. Skutkiem nieugiętości i nieco absurdalnego oporu dyrekcji Met stały się liczne wolne miejsca na spektaklach „Toski”. Olbrzymiej widowni nie da się zapełnić tylko dzięki magii samego dzieła, potrzebne są prawdziwe gwiazdy. Jeśli nie rozumie tego szefostwo sceny chcącej uważać się za wiodącą na świecie – taki właśnie jest rezultat.

2 komentarze:

  1. Treliński?! Za co właściwie? Czyżby pan dyrektor Dąbrowski zasiadający w Jury tego konkursu piękności miał aż taką moc perswazyjną w sprawie swego kolegi z zakładu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się poważnie obawiam, że to jest kolejny dowód na ogólne tendencje szerzące się w operze.I to mi się wydaje jeszcze smutniejsze niż kumoterstwo.

      Usuń