Don Giovanni, Warszawa, 4.12.2011 |
Wybaczcie, jeżeli tytuł posta brzmi Wam myląco lub górnolotnie. Opera oper nie znika przecież ze sceny a i główny bohater doczeka się legionów nowych interpretacji, z których niektóre będą bardzo dobre a znajdzie się trochę znakomitych i kilka pamiętnych... Ale dziś chcę się pożegnać ze swoim ulubionym artystą (a raczej z jego sceniczną obecnością), który tyleż definitywnie co przedwcześnie zakończył karierę śpiewaczą. Zapewne w tym momencie domyślacie się, że chodzi o Mariusza Kwietnia. Nasz baryton dwa miesiące temu potwierdził, że schodzi ze sceny ale dopiero teraz, po wywiadzie udzielonym Polskiemu Radiu wieść przedostała się do mediów w szerokim zakresie. To przyspieszone rozstanie z widzami i słuchaczami jest tym smutniejsze, że niespowodowane kłopotami z głosem. Zawiniły zupełnie inne problemy zdrowotne uniemożliwiające zagranie pełnego spektaklu tak jakby się chciało. W listopadzie 2018 Kwiecień trzykrotnie musiał zrezygnować z występu w roli Zurgi w Met. Za każdym razem działo się to po pierwszym akcie. Ostatnią próbę walki z bólem podjął 5 lipca 2019 biorąc udział jako Hrabia Almaviva w przedstawieniu „Wesela Figara” (Bayerische Staatsoper), ale skończyło się jak w Nowym Jorku. Każdy sympatyk Kwietnia wie, że jest on „zwierzęciem scenicznym”, interesuje go przede wszystkim opera jako teatr, nie tylko popis czysto wokalny. Decyzja o rozstaniu ze śpiewaniem jest więc logiczna, chociaż dla nas bolesna. Nie pocieszą nas nowe płyty, bo niechęć artysty do nagrań spowodowała nawet zerwanie przez niego kontraktu na kolejne recitale po sukcesie pierwszego. Oczywiście, będę czujnie obserwować działalność Mariusza Kwietnia jako dyrektora artystycznego Opery Wrocławskiej i cieszyć się jego osiągnięciami w pełnieniu tej funkcji. Bo jeśli tylko warunki zewnętrzne na to pozwolą wróżę nowemu teamowi kierującemu tą placówką powodzenie. Polscy miłośnicy opery zapewne najczęściej będą się teraz spotykać w stolicy Dolnego Śląska. Już teraz niektóre obsady wyglądają imponująco - na przykład „Carmen” z Charlesem Castronovo i Ekateriną Siuriną. Znakomita też wydaje się koncepcja połączenia sił młodych polskich śpiewaków w ich doświadczonymi kolegami, którzy osiągnęli już wysoką pozycję na rynku. Kontakty i przyjaźnie Kwietnia z całą pewnością wydatnie to ułatwią. Ciesząc się szansą, jaką dostała Opera Wrocławska wciąż bardzo , bardzo żałuję, że więcej nie będzie mi dane pójść na spektakl z Mariuszem Kwietniem w roli głównej. Wspomnień związanych z bezpośrednimi spotkaniami z jego sztuką mam bez liku, począwszy od warszawskiego „Don Giovanniego” w lutym 2006 a na monachijskiej „Lucii z Lammermoor” w maju 2018 skończywszy. Obserwowałam niemal wszystkie ważne role, które wykonywał, niektóre wielokrotnie, w różnych miejscach i produkcjach. Umknął mi tylko Zurga w „Poławiaczach pereł” - tu musiałam zadowolić się transmisją z Met. I jedno mogę powiedzieć na pewno – Kwiecień należał do tych śpiewaków, którzy niezależnie od dnia, formy fizycznej i problemów zdrowotnych, które dopadały go czasem jak wszystkich dają z siebie wszystko . Zawsze. Jego sceniczna charyzma nie wyłączała się nigdy. Jeśli miałabym przypomnieć o najbardziej znaczących i pamiętnych dla mnie przeżyciach z widowni nie potrafiłabym wybrać jednego wydarzenia. Do tych najmocniejszych należałby z pewnością londyński „Król Roger”. A także ponowne spotkanie z abstrakcyjnym „Don Giovannim” według Trelińskiego (grudzień 2011). Miałam też przywilej być na jednym z bardzo (w Polsce szczególnie) nielicznych recitali pieśniarskich Kwietnia – 29 marca 2009 na Zamku Królewskim w Warszawie. Śpiewał wtedy między innymi cykl Roberta Schumanna „Dichterliebe”, który teraz jest tematem jego doktoratu. Cokolwiek przyniesie przyszłość, jakiekolwiek sukcesy odniesie Mariusz Kwiecień na nowym stanowisku, w działalności pedagogicznej, jurorskiej i wszelkiej innej publiczność na całym świecie będzie tęsknić za jego głosem i za nim samym. I życzyć mu powodzenia i satysfakcji w każdym aspekcie życia. I czasu na życie samo. Tak jak ja.
Łódź, 2.10.2010 koncert |
Król Roger, Kraków, 17.11.2015 |
Don Giovanni, Warszawa |
"Don Pasquale", Kraków, 6.12.2016 |
Eugeniusz Oniegin, Warszawa, 01.2016 |
Don Giovanni, Monachium, 3.07.2010 |
Król Roger, Londyn, 16.05.2015 |
Warszawa 15.03.2015, koncert |
Mariusz Kwiecień odchodzi ze sceny, ale Papagena, jak widzę, wróciła do blogosfery. I jest to bardzo miała dla mnie konstatacja. Wprawdzie moje zainteresowanie operą właśnie weszło w pewien stan kryzysowy, ale na Twój blog będę zaglądać. A obsady w Operze Wrocławskiej pod dyrekcją arystyczną Kwietnia faktycznie efektowne.
OdpowiedzUsuńDla dla mnie opera jest wciąż najważniejszą ze sztuk, niezależnie od sezonowych kryzysów (moich, nie jej).
UsuńWłaśnie, witamy z powrotem :)
OdpowiedzUsuńAkurat dopóki wiadoma choroba nie zniknie z krajobrazu naszej ojczyzny, raczej nie planuję wybierać się do Opery Wrocławskiej (mimo, że mieszkam we Wrocławiu od 10. lat), ale ponoć od wiosny może być już lepiej, zobaczymy.
Calafie, a czy ty wrócisz do pisania na "Gem set aria"? :)
Pozdrawiam!
Ja, jeśli spektakl się odbędzie i Aleksandra Kurzak dojedzie (ale tylko wtedy) na początku grudnia planuję wizytę w TWON. Bardziej niż tam czuję się zagrożona w komunikacji miejskiej, z której muszę korzystać codziennie. Trzymajcie się Panowie, spróbujmy się nie dać!
OdpowiedzUsuń