piątek, 19 marca 2021

RIP, James Levine

James Levine zmarł 9 marca, ale wiadomość o tym odejściu przedostała się do mediów przedwczoraj. Być może jego rodzina chciała pożegnać się z nim w ciszy, bez mediów, które nawet w tym czasie skupiają się przede wszystkim na oskarżeniach o molestowanie, jakie złożyło 9 poszkodowanych rzekomo mężczyzn. Być może były prawdziwe, być może nie – nigdy tego nie zweryfikowano. Nam pozostaje pamiętać i uczcić wspaniałego dyrygenta i jego zdumiewającą karierę, która zaczęła się młodo i trwała mimo fatalnego stanu zdrowia aż do grudnia 2017. Większości z nas utrwalił się obrazek niskiego, uśmiechniętego , okrągłego pana z nieco szaloną fryzurą, ale nie zawsze tak wyglądał. Zawsze natomiast wkładał w swoją pracę mnóstwo energii i pasji. Był pogodnym, dowcipnym i sympatycznym człowiekiem, co doceniały prowadzone przez niego orkiestry. Muzycy z Metropolitan Opera, z której wyrzucono go po ponad 2500 dyrygowanych przedstawień okazywali mu ciepłe uczucia wręcz demonstracyjnie – to się dało zaobserwować przy każdym wejściu do orkiestronu. I to proponuję zachować we wspomnieniach przede wszystkim. RIP, Maestro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz