Od
premiery minęło kilka lat i kiedy „Eugeniusz Oniegin” pojawił się w planie
transmisji Met na bieżący sezon postanowiłam tę nową odsłonę obejrzeć,
zwłaszcza, że wabikiem miała być all russian cast z Dimitri Hvorostovskim i Anną Netrebko na czele.
Wszyscy wiecie co dalej i dlaczego Dima
nie mógł dotrzymać obietnicy i zaśpiewać Oniegina. Melomani na całym
globie modlą się lub trzymają kciuki za jego zdrowie przede wszystkim a powrót na scenę w drugiej kolejności
(oczywiście ja także). Powstały wakat obsadowy dyrekcja Met wypełniła
błyskawicznie i godnie – o zastępstwo poproszono Mariusza Kwietnia i Petera
Mattei. Nasz baryton występował już w pierwszej transmisji spektaklu, więc
chcąc uniknąć powtórzenia identycznej konfiguracji obsadowej co w roku 2013 honor
występu w przedstawieniu dostępnym w kinach powierzono Szwedowi. W mediach i w
Internecie rozpętała się mała wojna między wielbicielami obu panów, którą
śledziłam z pewnym rozbawieniem jeszcze przed godziną zero. A ja, jak wiecie
wierna admiratorka talentu Kwietnia bardzo też doceniam Mattei, więc byłam
szalenie ciekawa jakie będą podobieństwa i różnice obu interpretacji. Oraz
tego, czy powstała w niesprzyjających warunkach i w pewnym chaosie inscenizacja
Deborah Warner zyskała choć trochę na spójności i logice. Otóż z żalem konstatuję, że nie zyskała. Nadal
jest niezborna i nieprzekonująca, chociaż ma piękne momenty – zwłaszcza
pojedynek Oniegina i Leńskiego, a także mimo wszystko scenę finałową. Najmniej
sensowne i przekonujące są w tym przedstawieniu sceny zbiorowe, nie wiedzieć
czemu prezentowane według zasady: im bardziej ograniczona przestrzeń, tym
większy tłum. Deborah Warner wykazuje też duże zamiłowanie do rodzajowości i
pewnie stąd procesja wieśniaków, błogosławieństwa ikonami itd. Przyznam szczerze,
iż chociaż ta produkcja jest raczej przeciętna niż zdecydowanie zła, dziwię się
jednak dyrekcji Met. Po cóż było zastępować nią przepiękną inscenizację Roberta
Carsena (kto nie widział, polecam serdecznie jest na DVD z Hvorostovskim i
Fleming. )? Dwa miesiące temu wznowioną ją w Chicago i podobno nadal zachwyca
swą malarską urodą. Natomiast zupełnie nie dziwię się wielkiej owacji, jaką
otrzymała po swej koronnej scenie Anna Netrebko, której w partii Tatiany nigdy
nie mam dość. Nawet w nonsensownej produkcji Warlikowskiego Netrebko była
zachwycająca i wzruszająca, podobnie w Met 4 lata temu. A dziś, kiedy ma już tę
rolę ośpiewaną jest pewna każdego dźwięku i gestu można ją tylko podziwiać. To
już nie jest kwestia blasku divy, to prawdziwa artystka kompletnie wcielona w
swoją postać, zarówno pod względem muzycznym jak aktorskim. Z jej Onieginem
sprawa wydaje mi się nieco bardziej skomplikowana. Peter Mattei ma ponad
pięćdziesiąt lat, na tyle mniej więcej wygląda i trudno mu grać młodego
aroganta, któremu życie przytrze rogi i czegoś nauczy. Siłą rzeczy ten Oniegin
musi być już ukształtowanym mężczyzną i jego arogancja nie wynika z
młodzieńczej głupoty prowadzącej do prawdziwego nieszczęścia. Tym trudniejsze i
ciekawsze zadanie stoi przed wykonawcą w finałowym duecie, obudzenie się serca
uśpionego tak długo powinno być jeszcze mocniejszym efektem niż w wypadku Oniegina młodszego. I o ile
Mattei perfekcyjnie zagrał bohatera wyobcowanego przez swą własną dumę i
fałszywą wyższość, o tyle finał w jego interpretacji, mimo nienagannego
rzemiosła aktorskiego nie poruszył mnie jak powinien, a i słynny pocałunek nie
wydał mi się tak gorący. Biorę pod uwagę, że być może chodzi o temperaturę i
pasję, z jaką tę przemianę bohatera prezentuje Kwiecień – jeśli tak, trudno – każdemu
„jego” Oniegin. Wokalnie Mattei sprawował się znakomicie, ale tu także wolę
cieplejszy głos Kwietnia pozbawiony charakterystycznego, drobnego vibrata jakie
słychać u Szweda. Mattei w mojej wdzięcznej pamięci pozostanie już na zawsze
najbardziej wstrząsającym Amfortasem jakiego słyszałam i jednym najlepszych Wolframów, Don Giovannich itd. Alexey Dolgov
był poprawnym Leńskim, ale traci nie tylko na porównaniu do Piotra Beczały, ale
też do Dovleta Nurgeldiyeva, którego w styczniu mieliśmy okazję słyszeć w
Warszawie. Elena Maximova – Olga oraz Elena Zaremba i Larissa Diadkova
(obie ponownie wystąpiły jako Łarina i
Filipiewna) śpiewały na tym samym, wysokim,
profesjonalnym poziomie, acz bez ekscytacji. Štefan Kocán trochę mnie zawiódł wykonaniem
pięknej arii Gremina . Śpiewał oczywiście znacznie lepiej niż upiorny Gremin
sprzed 4 lat, ale spodziewałam się po nim więcej pełnego, aksamitnego
brzmienia, które Kocán zazwyczaj bez problemu prezentuje. Za to jego Książe był
w wieku Tatiany, co pozwoliło na miłosny trójkąt spojrzeć z nieco innej
perspektywy. Najmocniejszym elementem spektaklu okazał się, obok Anny Netrebko
oczywiście dyrygent Robin Ticciatti prowadzący orkiestrę Met energicznie a
wręcz entuzjastycznie. Jakaż to
pozytywna odmiana po chłodnym i poprawnym Valerym Gergievie! Ticciatti nie
zgubił przy tym detali i niczego nie zagonił ani nie zagłuszył. Ma też wyczucie specyficznie słowiańskiej
rozlewności, muzyka pod jego ręką miała i klasę i blask.
P.S. Portal Opera Wire właśnie ogłosił listę 10 najlepszych obsad mijającego sezonu w Met. Oprócz "Don Giovanniego" znalazł się na niej także "Eugeniusz Oniegin" - ten z Mariuszem Kwietniem.
P.S. Portal Opera Wire właśnie ogłosił listę 10 najlepszych obsad mijającego sezonu w Met. Oprócz "Don Giovanniego" znalazł się na niej także "Eugeniusz Oniegin" - ten z Mariuszem Kwietniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz