wtorek, 25 lipca 2017

Operowe lato we Francji



Sezon festiwalowy w pełni a i niektóre teatry jeszcze nie zawiesiły działalności, mamy więc mnóstwo możliwości nacieszenia się  operą na żywo, transmisji wszelakich też zatrzęsienie. Wszystkiego obejrzeć się nie da, zapasy na przednówek (czyli wczesną jesień) rosną. W komfortowej sytuacji nadmiaru podaży selekcja rzeczy do zobaczenia teraz staje się trudna. Na czoło tych pozycji wysunął się u mnie spektakl „Rigoletta” , który odbył się w lipcu w na festiwalu  Chorégies d'Orange. Jest to jedna z najstarszych tego typu imprez na świecie zorganizowana po raz pierwszy w 1869 roku a przedstawienia grane są w miejscu wyjątkowo klimatycznym, rzymskim amfiteatrze. Ta zaleta ma jednak znaczenie dla mających szczęście oglądać przedstawienie na żywo, moją uwagę ściągnęły oczywiście nazwiska Nadine Sierry i Leo Nucciego. Niestety, rzecz nie okazała się szczególnie godna uwagi pod żadnym względem, bo dobra wokalnie i wdzięczna jako postać Gilda to dla mnie trochę za mało. Leo Nucci, o rok młodszy od Dominga i prawdziwy baryton brzmi już zgodnie z metryką, trudno więc zachwycić się interpretacją.  Podobnie grana w ONP „Carmen” mego podziwu nie wzbudziła, ale tu przynajmniej rewelacji się nie spodziewałam. Inscenizacja Calixto Bieito stanowi jeszcze jeden dowód na to, że nic nie starzeje się tak szybko jak skandal. Ta produkcja, która przy okazji premiery została nim okrzyknięta przemknęła już przez kilka scen i dziś budzi raczej znużenie swą banalnością niż oburzenie (pisałam o niej tu). Przyznaję, że nie mam przekonania do Carmen w wykonaniu Elīny Garančy, nawet nie tyle ze względów głosowych, co interpretacyjnych. Mam wrażenie, że śpiewaczka, której mezzosopran lubię nie jest w stanie pokonać wrodzonego chłodu i dystansu. Oczywiście, Carmen mogłaby być i taka, gdyby reżyser jakoś to uzasadnił, ale tego zabrakło. Roberto Alagna po fatalnym Calafie w ROH jako Don Jose odnalazł się lepiej, w końcu wykonuje tę rolę od dawna. Stanowczo nie są to jednak najlepsze dni tego tenora. Najjaśniej błyszczała w spektaklu Maria Agresta jako Micaela, śpiewająca z piękną, naturalną płynnością (frazowanie to jedna z jej mocnych stron) i pięknym, ciepłym głosem. Ildar Abdrazakov okazał się całkiem niezłym Escamillem, co wypadku tak podstępnie napisanej roli jest sukcesem. Wszystko to jednak było dla mnie jakieś letnie i przyznaję, że czekam już na „Carmen” z Bregencji, ciekawa zarówno inscenizacji Kaspara Holtena, jak głównej bohaterki Gaëlle Arquez. . W tych warunkach moim najsympatyczniejszym przeżyciem operowym ostatnich dni okazał się całkowicie nieoczekiwanie doroczny koncert odbywający się na paryskich Polach Marsowych u stóp Wieży Eiffela 14 lipca, czyli w ramach obchodów święta narodowego Francji. Jak przystało na ważną okazję imprezę zorganizowano z rozmachem, poza solistami i orkiestrą wzięły w niej odział 3 chóry (dwa dorosłe i jeden dziecięcy). Przede wszystkim jednak doskonale ułożono repertuar przeplatając numery lżejsze i poważniejsze, tak, żeby licznie zgromadzona publiczność się nie znudziła, ale też dostała coś do podziwiania. Sprawcą sukcesu był w dużej części Valery Gergiev, który nie starał się porazić słuchaczy dbałością o szczegóły, ale poprowadził Orchestre national de France w stylu glamour, w teatrze operowym niekoniecznie pożądanym, ale na tego typu koncercie na swoim miejscu. Wszystko zostało zagrane gładko, płynnie, w szybkich, ale nie zagonionych tempach, muzyka błyszczała i migotała niczym mieniąca się  tego wieczora kolorami Wieża Eiffela. Moja wewnętrzna malkontentka poszeptywała wprawdzie, że np. fragment „Romea i Julii” Prokofiewa  nie spowodował tak zagrany zwyczajowych dreszczy, ale – przecież nie można mieć wszystkiego. Ze śpiewaków najmniej podobała mi się Diana Damrau, zwłaszcza w walcu Julii Gounoda.  Ludovic Tézier wykonał dwie arie Don Giovanniego, z których piękniej wypadła serenada.  Bryan Hymel wybrał z kolei przeboje – arię Cania i „La donna e mobile”, w obu zaprezentował intonacyjną pewność i dźwięczny, ładny tenor. Obaj panowie dobrze też poczuli się w duecie z „Don Carlosa”. A jednak najwięcej radości ze słuchania dostarczyły mi Nadine Sierra i Anita Rachvelishvili, razem i osobno. W ich wykonaniu falujący kwietny duet z „Lakmé” to była czysta przyjemność, podobnie jak odpowiednio słodkie wyznanie Lauretty „O mio babbino caro” samej Sierry. Natomiast aria Sapho „O ma lyre immortelle” należała do przeżyć zupełnie innej kategorii. Wykonanie Anity Rachvelishvili mogę skomentować tylko w jeden sposób:  mistrzostwo i piękno w absolutnej postaci. Na tym koncercie napakowanym uroczymi błahostkami był to moment czystego, głębokiego blasku, za co jestem artystce głęboko wdzięczna.  Ale nawet gdyby go nie było zapisałabym ten wieczór zakończony jak zawsze „Marsylianką” w naprawdę wdzięcznej pamięci. Sprawdźcie sami!






7 komentarzy:

  1. Ludovic Tézier, Nadine Sierra i Anita Rachvelishvili podobali mi się we wszystkim, Bryan Hymel natomiast pięknie zaśpiewał arię Cania.
    Koncert bardzo dobry (trochę długi). Zazdroszczę Francuzom, że w taki sposób obchodzą swoje święto narodowe. Może Konstytucja 3 Maja byłaby dobrą okazją do takiej gali na otwartym powietrzu ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłaby, ale nie mamy pieniędzy, żeby zapłacić takiemu zestawowi artystów. A nasze supergwiazdy, z chlubnym wyjątkiem Aleksandry Kurzak i Mariusza Kwietnia nie bardzo się kwapią do występów w Polsce za marną gażę. Poza tym - proszę sobie wyobrazić te próby zawłaszczenia wydarzenia przez polityków od prawa do lewa - BRRRRRR!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja już straciłam nadzieję, że taki koncert jak w Paryżu będzie jedną z form obchodów święta narodowego w Polsce. Myślę, że nie jest tylko kwestia braku funduszy na honoraria dla artystów.

    A co do operowego lata: w Orange: 2 i 5 sierpnia Aida,
    w Salzburgu - debiut Anny Netrebko w "Aidzie" - transmisja 12 sierpnia w 3SAT.

    Jola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak uważam, wydaje mi się, że obie przyczyny - finansowa i polityczna - są niestety podobnie ważne. Na "Aidę" Netrebko jakoś specjalnie nie czekam, bo nie bardzo lubię tę operę. Ale oczywiście obejrzę i może doznam olśnienia.

      Usuń
  4. Transmisja "Aidy" z Salzburga w ARTE, a nie w 3SAT - przepraszam za pomyłkę.

    Jola

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko, dziękuję - już myślałem, że jestem jedynym człowiekiem w internecie, który niespecjalnie przepada za Carmen w interpretacji Garancy ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Też miewam takie wrażenie w różnych przypadkach, ale zawsze się okazuje, że jest nas więcej, nawet jeśli niedużo!

    OdpowiedzUsuń