niedziela, 15 czerwca 2025

Bieda! Bieda! : „Rusałka” z San Carlo

Pamiętacie może monachijską „Rusałkę” reżyserowaną przez Martina Kuseja, tę przywołującą tragedię Nataschy Kampusch? Kiedy ją oglądałam obrzydzenie moje nie miało granic i byłam - co tu dużo mówić - wściekła. Dziś już nie reaguję tak gwałtownie na wytwory regieoper, ale czasem dopada mnie prawdziwa irytacja. Jak w czasie seansu „Rusałki” z Teatro San Carlo. Być może czas złagodził negatywne wspomnienia, bo produkcja Kuseja w porównaniu z tym, czym uraczył nas Dmitri Tcherniakov wydała mi się odrobinę mniej koszmarna. Wczoraj zaś zdarzył się jeden z tych bardzo nielicznych przypadków, że wolałam być w domu przed ekranem niż w teatrze. Taka deklaracja wymaga wyjaśnienia metody realizacyjnej, jaką przyjęto w Neapolu. Nie widzieliśmy właściwie przedstawienia teatralnego, tylko ożywiony komiks pokazywany na cyfrowej kurtynie. W niej otwierały się różnych rozmiarów okna, w których można było obserwować żywą akcję. Problem w tym, że owe okna zazwyczaj (z wyjątkiem finału) stanowiły bardzo niewielką część tego, co zobaczyła publiczność, zmuszona do patrzenia na nienachalnej urody animowaną historyjkę. Jeśli kojarzycie ten opis ze słynnym „Czarodziejskim fletem” z Komische Oper Berlin i TWON, to nie – porównanie jest mniej więcej takie, jakbyśmy sparowali filmowego „Ojca chrzestnego” z arcydziełami Patryka Vegi. Jeśli sama metoda jest dla Was do przyjęcia, komuś nawet się podoba (zakładam taką możliwość) weźcie pod uwagę zasadniczy aspekt wydarzenia – reżyserem tej produkcji był Dmitri Tcherniakov. Wiecie co to oznacza – historię nie mającą żadnego związku z pięknym, symbolicznym librettem Kvapila. Zaczynamy ukochanym chwytem Tcherniakova – rozpiską (w formie swoistego pokazu mody) postaci, które nie są tym, czym powinny. I tak dowiadujemy się, że Gajowy i Kuchcik to … rodzice Rusałki. Kim wobec tego jest Wodnik? Ano, trenerem, bo sama bohaterka członkinią drużyny pływania synchronicznego. Ów trener (januszowaty z wyglądu, z obowiązkowym wąsem) molestuje seksualnie biedną zawodniczkę, która zresztą specjalnie się nie sprzeciwia, ale wciąż przecież pozostają oboje w stosunku służbowej zależności. Rusałka, jakby tego nie było dosyć tkwi w szponach miłosnej obsesji na punkcie Księcia, którego stalkuje – śledzi ustawicznie, a w końcu rzuca przed jego czerwone Ferrari (jak oryginalnie). Nie potrafiła inaczej przykuć uwagi faceta, bo Ježibaba nie pomogła. Mimo że w ramach opłaty za jej wątpliwe usługi Rusałka poszła z nią do łóżka. Macie dosyć? Też miałam, ale nie mogę Was przecież pozbawić finału – w nim Wodnik morduje Księcia w obecności Rusałki i oboje odchodzą ze sceny zostawiając na niej zadźganego nożem, skrwawionego amanta. Kurtyna. I jak Wam się podoba? Ja byłam krańcowo zniesmaczona. Zwłaszcza, że dotyczyło to wszystko mojej ukochanej opery. Miałabym ochotę pomachać transparentem „Łapy precz od „Rusałki” ! Uczciwie muszę przyznać, że neapolitańskiej publice chyba się podobało, bo biła brawo i nie wygwizdała nawet Tcherniakova. Może tak wielkie wrażenie zrobiło na niej wykonawstwo muzyczne, bo i rzeczywiście było znakomitej jakości. Dan Ettinger dyrygował cudownie i naprawdę pod tym względem spektakl pozostanie mi we wdzięcznej pamięci na długo. Chór nie miał problemów z językiem czeskim. Asmik Grigorian po raz kolejny udowodniła, że Rusałka jest całkowicie jej rolą, przynajmniej wokalnie, bo scenicznie sopranistka ma wyraźnego pecha do inscenizacji. Ciepłym, okrągłym i świetlistym głosem Grigorian stworzyła bohaterkę taką, jakiej nie miała możliwości pokazać ciałem. Adam Smith jako Książe zawalił wprawdzie finał prezentując w nim serię kogutów, ale przez większość akcji brzmiał przynajmniej przyzwoicie. Gábora Bretza raczej nie będę wspominać jako „swojego” Wodnika, ale był dobry (wolę w tej partii ciemniejsze, bogatsze głosy, chociaż to tylko moje preferencje). Ekaterina Gubanova jako Obca Księżniczka to prawdziwy luksus. Najbardziej ucieszyła mnie Anita Rachvelishvili i jej Ježibaba. Być może wiecie, że artystka przeszła bardzo trudną ciążę z komplikacjami poporodowymi (Lileana przyszła na świat w listopadzie 2021). Powrót na scenę zajął jej wiele czasu, a mówimy tu o osobie przez Riccarda Mutiego (i nie tylko jego) uważanej za najlepszy mezzosopran verdiowski na świecie. Wieści z tego powrotu dochodziły różne, niektóre nienajlepsze. Dwa miesiące temu gruchnęła wieść o procesie, jaki Rachveshvili wytoczyła Met, która zerwała z nią wszystkie kontrakty powołując się na zasadniczą zmianę w jakości jej śpiewu. Gwiazda z kolei oczywiście zaprzeczyła wokalnej degrengoladzie, wyliczyła swe straty na ponad 400 tysięcy dolarów i zażądała odpowiedniej rekompensaty. Peter Gelb, chociaż początkowo był skłonny sumę wypłacić w końcu odmówił i … ciąg dalszy nastąpi. A ja z wielką radością donoszę, że „wieści o wokalnej śmierci” Anity Rachvelishvili były nie tyle przesadzone, co całkiem nieadekwatne. To nadal ten sam, fantastyczny, wielki głos i te same wspaniałe możliwości interpretacyjne. Mam wrażenie, iż dyrektor Met, znany z wyśrubowanych standardów estetycznych (wyłącznie wobec śpiewaczek oczywiście, panów one nie dotyczą) zniechęcił się zmianami jakie zaszły w wyglądzie mezzosopranistki. A to już zdecydowanie świadczy bardziej o nim niż o niej. Mam nadzieję na wyrok sądowy na rzecz powódki, ale nie mnie o tym decydować. W każdym razie nadal będę z utęsknieniem czekać na występy pani Rachvelisvili, jej Ježibaba mnie w tym upewniła. A jeśli zniechęciliście się opisem neapolitańskiej „Rusałki” spróbujcie jej tylko posłuchać - jest tego naprawdę warta.

sobota, 7 czerwca 2025

12 Konkurs Moniuszkowski - przed finałem . I po.

Jeszcze przed ostatnim koncertem Konkursu Moniuszkowskiego powinnam chyba jakoś skomentować werdykt jury dotyczący składu finałowej dwunastki uczestników. A jest z nim tak, jak ze wszystkimi innymi wyrokami uczonych gremiów – jedni się zgadzają inni nie. Dotyczy to też zawodowców piszących o muzyce. Mnie trochę niepokoi sopranowa predylekcja oceniających – aż 7! W tym ewidentna faworytka sędziów. Przy przeglądaniu polskiego repertuaru wybranego przez młodych śpiewaków do III etapu jak na dłoni widać, że niestety, oni nie szukają niczego ciekawego, biorą się za arie najbardziej oczywiste. Trudno, jakoś trzeba będzie przetrzymać te wszystkie Halki i Roksany. Szkoda bardzo, że tego wieczoru nie posłuchamy sobie Bo Wanga, Madison Horman, Marie Maidowski, Huberta Kowalczyka, Josifa Slavova, Seokjuna Kima czy Dominiki Stefańskiej. Pocieszam się tym, że poprzednio jury w sporej części w tym samym składzie odrzuciło Gabrielę Legun (wtedy jeszcze Gołaszewską), co jej w pięknie rozwijającej się karierze nie przeszkodziło i oby tak było i tym razem. Za to będziemy mieli okazję sprawdzić, czy baryton, który zmasakrował arię Guglielma z „Cosi fan tutte” znalazł się w finale „mimo” czy też „dzięki”. Ja będę szczególnie uważnie słuchać Arpi Sinayan, Romana Chabaronoka , Yuer Ye (ulga, będzie Hrabina zamiast Halki) i może Samuela Spoforda, choć w żadnym z nich nie upatruję zwycięzcy. Jest jednakże możliwość, że ktoś z zachwyci mnie i „weźmie z zaskoczenia”. I wziął – jak i publiczność zgromadzoną w TWON Axel Daveyan i to nie tylko barytonowym Jontkiem (z „Halki” wileńskiej) ale też Figarem. Arpi Sinayan porwała się na zabójczą arię Abigaille i muszę przyznać, że być może powinna z tym poczekać (Halka za to piękna, chociaż .. polska trudna języka). Yuer Ye była zwiewna i delikatna zarówno jako Hrabina jak Rusałka, ale czy jury to doceni? Zapewne doceni Marianę Połtorak. Ukraińska sopranistka jest świetna, ale we mnie coś w niej budzi rezerwę i nawet nie potrafię określić co to takiego. Nagrodziłabym natomiast bezwarunkowo Samuela Stopforda, i to nie za wybór arii Stefana ale za klasę wokalną (i polską dykcję). Ktokolwiek zostanie laureatem nagród regulaminowych i całego morza tych dodatkowych – dla wszystkich powodzenia na scenach świata. I już, wokalny maraton dobiegł końca, decyzje zostały podjęte. Wygrał Samuel Stopford, druga Arpi Sinayan, trzeci Axel Daveyan, czwarta Mariana Połtorak. Nagroda Publiczności poszła do Daveyana. Czyli górą Armenia. Szkoda mi trochę, że Yuer Ye została całkowicie zignorowana przez jury, ale tak to bywa z werdyktami. A do młodych śpiewaków mam prośbę - wracajcie czasem do Polski. Nawet, kiedy już będziecie gwiazdami.

czwartek, 5 czerwca 2025

12 Konkurs Moniuszkowski, Etap II, dzień II

Sesja poranna przyniosła mi kilka rozczarowań (żadnych katastrof, po prostu śpiewacy, na których czekałam nie okazali się dziś tak dobrzy, jak ich zapamiętałam) ale również zaskoczeń pozytywnych. Zaczęło się świetnie, od występu irańskiego basa Amina Ahangarana – duża kultura śpiewu, duża wszechstronność – brawo. Magdalena Kuźma nieco przedramatyzowała swoją Manon, ale zrobiła na mnie dobre wrażenie. Przyjemnie brzmiała Karolina Levkova. Chiński baryton niestety nie podołał arii Guglielma z „Cosi fan tutte”. To jest rzecz pozornie łatwa – może w tym przyczyna częstego jej wybierania do konkursowego repertuaru i równie częstych porażek. Na Mozarcie poległa też Alessia Merepeza, „Mi tradi” jej się nie udało. Grzegorz Pelutis znacznie lepiej wypadł jako Tonio niż Riccardo – Podobnie jak Laura Lolita Persivana belcanto powinien jeszcze studiować. Nie zawiodła mnie natomiast Marie Maidowski jako jedyna perfekcyjna w Mozarcie, co mam nadzieję zostanie docenione przez jury. Po południu miałam ten piękny kłopot, że podobali mi się właściwie wszyscy. No, prawie. Mariana Połtorak zaprezentowała świetną Donnę Elvirę (kolejna stuprocentowa kandydatka do finału). Yosif Slavov to chyba naładniejszy głos barytonowy w konkursie i udowodnił to w Donizettim. Samuel Stopford troszkę za bardzo cisnął, ale tenor to obiecujący. Drugi Nemorino dnia, Salvador Villanueva jest efektowny i podejrzewam, że na liście uczestników finału będzie, publiczność go lubi. Hubert Kowalczyk wyróżnia się nie tylko mięsistym, dobrze prowadzonym bas-barytonem ale też aktorskim zacięciem. Wśród wszystkich tych dobrych, młodych artystów jedna osoba zachwyciła mnie szczególnie - Arpi Sinayan, wspaniała Sapho i chyba to jej będę kibicować najbardziej.Zanim doczekamy się werdyktu oto moja lista kandydatów do trzeciego etapu – powinno ich być najwyżej 12, ale nie chciałam odrzucać nikogo z zapamiętanych swoich faworytów. Na szczęście ja nie muszę, zresztą jury pod warunkiem zgody dyrektor konkursu też może dopuścić kogoś poza regulaminową 12 : Madison Horman, Marie Maidowski, Hyerim Kim, Dominika Stefańska, Bo Wang, Seokjun Kim, Roman Chabaronok, Aleksandra Domashchuk, Yuer Ye, Mariana Połtorak, Arpi Sinayan, Yosif Slavov, Hubert Kowalczyk. Jutro my mamy przerwę a wybrańcy ciężko pracują na próbach z orkiestrą. Dla niektórych to może być jedno z pierwszych takich doświadczeń w życiu. Tak więc – Powodzenia wszystkim i do zobaczenia w sobotę.

środa, 4 czerwca 2025

12 Konkurs Moniuszkowski - Etap II, dzień I

Odsiew nastąpił i niektóre decyzje jury są oczywiste, inne nieco mniej, przynajmniej dla mnie . Pewne jest tylko jedno – dzisiejszy dzień przesłuchań jest dla cywila znacznie łatwiejszy do ogarnięcia. Lepiej da się zapamiętać poszczególnych uczestników i nabierają oni indywidualności, nawet soprany przestają stanowić masę (przepraszam za to słowo, ale tak czułam przez pierwsze dwa dni). W sesji porannej poza krzyczącym niemiłosiernie tenorem żadnych ewidentnych katastrof nie odnotowałam. Za to to można było wyróżnić dwie całkiem odmienne strategie młodych artystów – albo prezentowali oni to, co uważają za swą najmocniejszą stronę, albo próbowali pokazać różnorodne umiejętności repertuarowe. Bo Wang nadal stawia na Wagnera i brzmi w nim bardzo dobrze (pewny kandydat do finału), ale Puccini też był całkiem niezły. Roman Chabaronok śpiewał właśnie dwie arie z całkiem różnych parafii – Verdiego i Handla, obie w sposób godny pochwały. Dominika Stefańska ma duże możliwości dramatyczne i zrobiła na mnie spore wrażenie, podobnie jak Aleksandra Domashchuk (belcantowe umiejętności ) i Yuer Ye (śliczny głos). W sesji popołudniowej czekałam na Madison Horman, która nie wywołała aż tak pozytywnych odczuć jak za pierwszym razem, chociaż nadal upatruję w niej kandydatkę do finału i nagrody. Moje serce i uszy bezwarunkowo podbił Seokjun Kim – najwyraźniej mam słabość do koreańskich basów, ale tu chodzi nie tylko o przepiękną barwę, ale też cudowne legato. Zwróciłam uwagę na ładnie wykonaną przez Giorgi Guliashvili arię Cyda, potem aż tak dobrze nie było. Właściwie podobali mi się wszyscy uczestnicy tej sesji poza bezlitośnie mordującym Mozarta barytonem i żadne nazwisko na liście finałowej mnie nie zdziwi.

wtorek, 3 czerwca 2025

12 Konkurs Moniuszkowski - Etap I, dzień II

Dziś poznaliśmy już wszystkich uczestników konkursu i wieczorem, zapewne późnym czeka nas pierwszy odsiew. Nie wiem, ile osób pojawi się w drugim etapie, ale niektórych jestem ciekawa – a to już dobrze. Muszę też przyznać, że cieszy mnie odwaga młodych wokalistów wybierających Mozarta – na nim łatwo polec, bo każdy, nawet drobny błąd techniczny natychmiast słychać a przecież to tylko jeden, aczkolwiek podstawowy element wykonania. Tu została mi we wdzięcznej pamięci przede wszystkim Marie Maidowski (etap II jak w banku) oraz imponująca skala Arpi Sinanyan, która porwała się na arcytrudną arię „Come scoglio”. Myślę, że Davide Peroni („Hai gia vinta…, szesnastki trochę zamazane ale były) i Hubert Kowalczyk (duże zacięcie aktorskie) też pójdą dalej. Jury z pewnością spodobała się Mariana Połtorak (doceniam, ale nie moja bajka) i Laura Lolita Peresivana o niezwykle bogatej barwie głosiu. Podobnie jak ta druga arię Medory z „Korsarza” bardzo dobrze śpiewała Alesia Merepeza. A jeszcze Jonghwan Lee, Lise Nougier, Changdai Park, Grzegorz Pelutis, Zhe Liu oraz tenorzy Samuel Stopford i Salvador Villanueva (wysoce efektowny). Powodzenia dla całej stawki i czekamy na decyzję jury. P.S. Zastanawia się brak w tym konkursie pieśni niezwykle popularnego na poprzednim Weinberga. Może w II etapie?

poniedziałek, 2 czerwca 2025

12 Konkurs Moniuszkowski - Etap I, dzień I

Los chciał, że w czasie 12 Konkursu Moniuszkowskiego mam wolne i mogę zabawić się w jurorkę nie ponosząc przy tym kolosalnej odpowiedzialności, jaka obciąża prawdziwych sędziów. Zamierzam tym z Was, którzy nie mają czasu i cierpliwości zdawać krótkie, ale codzienne relacje z tego, co usłyszałam i jak odebrałam młodych wokalistów. W tym wypadku wyniki konkursowe mają pewnie dla nich mniejsze znaczenie niż szansa zaprezentowania się przed gronem ludzi mogących zadecydować o ich karierze albo przynajmniej dać szansę. Ale … zawsze dobrze mieć w CV jakie nagrody. Przysłuchując się uczestnikom pierwszego dnia przesłuchań serdecznie współczułam sopranistkom, było ich dużo, wyróżnienie się z tak licznego grona musiało stanowić tym trudniejsze wyzwanie. Moje uszy dość stanowczo wybrały Madison Horman i przede wszystkim jej Fiordiligi. Wierzę w nią i już cieszę się na Halkę w trzecim etapie. Podobała mi się też Joanna Kędzior obdarzona srebrzystym, czystym głosem, Laura Hiden, mocniejszy w barwie i sile sopran oraz Hyerim Kim, świetna zwłaszcza w Szymanowkim. W pamięci zostały mi też mezzosoprany Martiniany Antonie i Dominiki Stefańskiej. Z panów będę serdecznie kibicować bas-barytonowi Bo Wangowi z dużą swobodą śpiewającemu Wagnera (ma go też w planach na pozostałe etapy). Zapamiętałam też dwóch barytonów - Adriana Janusa i Daniela Gungmina Gwena oraz basa Seokjuna Kima.W moim pamiętniczku-kapowniczku są wrażenia dotyczące wszystkich uczestników (tak, byłam dzielna i wytrwała), ale na dziś tyle wystarczy.