"Nina", kolejna szalona z miłości
|
Cecilia Bartoli |
|
Anna Caterina Antonacci |
Wydawałoby się, że „Nina, ossia la pazza per amore”
została zapomniana wraz z ponad setką innych oper swego autora, Giovanniego
Paisiella, ale niezupełnie .Jeśli trafi się dysponująca odpowiednim głosem i
determinacją gwiazda, chcąca tytułową rolę zaśpiewać teatry czasem podejmują ryzyko. Cecilia
Bartoli wyszperała ten utwór i dla niej go wystawiono w Zurychu (2002). Jest
uroczy drobiazg typu szampańskiego: znakomita zabawa, szybko idzie do głowy i
szybko wietrzeje. Historia nieskomplikowana: tata panny Niny uznał jej
ukochanego Lindoro za niegodnego ręki córki konkurenta, ten zaś odrzucony
podążył na bliżej nieokreśloną wojnę (czy też wdał się w pojedynek) i tam zginął. Dziewczę z tęsknoty i rozpaczy
postradało zmysły widząc swego amanta nawet w błąkającym się po okolicy
pasterzu , zaś po pojawieniu się żywego jednak Lindora powrót do rozsądku
zabrał jej trochę czasu . Opera ma sporo dialogów mówionych popychających wątłą
akcję do przodu, trzy wielkie sceny szaleństwa głównej bohaterki, kilka arii i
duetów oraz całkiem sporo chórów ( to okoliczni mieszkańcy włączają się do działań na rzecz uzdrowienia
uwielbianej w całej wsi Niny). Wystawione to zostało po bożemu, w ładnych,
adekwatnych do czasów dekoracjach i kostiumach, bez udziwnień i eksperymentów.
Chyba, że za taki uznać by dziwaczny makijaż Cecilii Bartoli: biała jak w teatrze kabuki twarz,
zasmarowane na czarno oczy i prawie czarna szminka. Rozczochrane włosy
przypisać należy stanowi umysłu bohaterki, ale skąd ten nieco zombiczny image?
Poza tym, Bartoli gra, jak to ona, zdecydowanie nadekspresyjnie, ale wybaczamy
gwieździe drobne słabości, bo mimo wszystko jest zdecydowanie sympatyczna . No
i śpiewa znakomicie jak zazwyczaj. Towarzyszący jej Jonas Kaufmann ( swoją
drogą po 10 latach taka para wydałaby się nam zdecydowanie egzotyczna), który
dziś jest heldentenorem wówczas specjalizował się w Mozarcie . Rozwój jego
głosu to rzecz niebywała: obecnie śpiewa Siegmunta, Lohengrina i Parsifala,
planuje Zygfryda i najdalej za 5 lat Tristana. Zmieniła się też barwa . Wtedy
była znacznie jaśniejsza, bardziej słoneczna. Ale już w 2002 umiejętności wokalne miał bardzo wysokiej
próby. Ciekawostką dla widza,
przyzwyczajonego do Kaufmanna bardzo dramatycznego jest obserwowanie go w roli
komediowej. Sprawdzał się, ale od „Niny” zrobił olbrzymie postępy także i w tym
względzie. Tu grał dwie role : Lindora i Pasterza, a w tej drugiej miał do
zaśpiewania arię … z towarzyszeniem kobzy. Rarytas. Dwójce protagonistów
towarzyszą sympatyczne postaci drugoplanowe, z Laszlo Polgarem, doskonałym
basem (niestety zmarł w 2011) na czele. Wszystko to razem jest radosne, miłe
dla oka i ucha, lekko zagrane przez miejscową orkiestrę. 3 lata wcześniej
wystawiono „Ninę” w Mediolanie , w słynnym Piccolo Teatro noszącym już wtedy
imię Georgio Strehlera. Dyrygował Riccardo Muti , grała orkiestra La Scali, ale spektakl robił
wrażenie wykonanego ciężką ręką. Zgubiono gdzieś wdzięk , tę właśnie tu
niezbędną szampańską lekkość. Wina leży
w dużej części po stronie Anny Cateriny Antonacci, która nazbyt poważnie wzięła
przymiotnik „pazza” i interpretuje rolę tak, jakby to była Lucia z Lammermoor.
Od strony wokalnej również nie dorównuje
swobodnej we wszystkich rejestrach Bartoli. Postacie Pasterza i Lindora
wykonują zgodnie z intencją autorską 2 różni tenorzy. Pasterza zagrał Giuseppe
Filianotti (aria z kobzą wypadła znakomicie), zaś Lindora bardzo młody i bardzo
chudy Juan Diego Florez. Jego głos i technika nie były wtedy jeszcze tak
olśniewające jak dziś , ale już robiły wrażenie. Michele Pertusi okazał się
dobrym tatą szalejącej panny, ale Laszlo
Polgar podobał mi się troszkę bardziej Ogólnie: Górą Zurych!
http://www.youtube.com/watch?v=j0eOzbj8mek
http://www.youtube.com/watch?v=Zs7BW2pFr1w
http://www.youtube.com/watch?v=gcaYH-bR_Sk
http://www.youtube.com/watch?v=KIc2-0rxWLc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz