Nie, nie usiłuję zafundować nikomu ćwiczeń językowych. Mam za sobą 2,
całkiem niedawne, filmowe wersje „Don
Giovanniego”. Obie zostały nakręcone chyba tylko po to, by zaspokoić ego
wykonawców tytułowej roli: Dimitra Hvorostovskiego i Christophera Maltmana.
Boski Dima , posiadacz jednego z najpiękniejszych głosów barytonowych na
świecie zwyczajnie nie umie śpiewać Mozarta. Lata temu jako Hrabia Almaviva był
po prostu koszmarny wokalnie (zero koloratury, zero piana, brak odpowiedniej
giętkości) a aktorsko wypadł … jeszcze gorzej – jak ekonom musztrujący mużyków.
Od tego czasu trochę się nauczył, ale nie są to postępy warte uwagi. W filmie
„Don Giovanni Unmasked” wykonuje w dodatku zarówno partię Giovanniego jak
Leporella, co czyni całość dziełkiem przeznaczonym wyłącznie dla ortodoksyjnych
fanów DImy (a jest takich sporo). Ja czekam na jego powrót do lżejszego
Verdiego, w tym repertuarze jest fantastyczny.
Z Maltmanem i jego
„Juanem” sprawa ma się nieco inaczej. Tu o słabej jakości całego projektu
decyduje fakt, że główny bohater jest jedynym sprawnym wokalnie jego uczestnikiem
( mimo obecności Elizabeth Futral w roli Elviry). Nie przeszkadza mi
przeniesienie historii do czasów współczesnych (Leporello dokumentuje podboje
szefa aparatem fotograficznym i prezentuje Evirze na laptopie itd.) , znacznie
trudniej pogodzić się z językiem angielskim . Bardzo wątpię , czy to pomoże w
dotarciu do mitycznego młodego, operowo dziewiczego (hmmmmm) widza. Nawet
golizna nie spełni tej roli, bo nie takie rzeczy się już w kinie widziało. I
nawet lepiej, żeby nie spełniła. Bo pierwszy kontakt z „Don Giovannim”
(jakkolwiek dwuznacznie by to nie brzmiało) powinien być klasy najwyższej
chociażby wokalnie. Zaś „Juan” to rzecz dla stałych użytkowników strony
„Barihunks”, ciekawych jak też wygląda Christopher Maltman nago. Nieźle
wygląda. Tyle, że nic z tego nie wynika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz