niedziela, 5 sierpnia 2012

„Don Dima, Don Chris”


  Nie, nie usiłuję zafundować nikomu ćwiczeń językowych. Mam za sobą 2, całkiem niedawne, filmowe wersje  „Don Giovanniego”. Obie zostały nakręcone chyba tylko po to, by zaspokoić ego wykonawców tytułowej roli: Dimitra Hvorostovskiego i Christophera Maltmana. Boski Dima , posiadacz jednego z najpiękniejszych głosów barytonowych na świecie zwyczajnie nie umie śpiewać Mozarta. Lata temu jako Hrabia Almaviva był po prostu koszmarny wokalnie (zero koloratury, zero piana, brak odpowiedniej giętkości) a aktorsko wypadł … jeszcze gorzej – jak ekonom musztrujący mużyków. Od tego czasu trochę się nauczył, ale nie są to postępy warte uwagi. W filmie „Don Giovanni Unmasked” wykonuje w dodatku zarówno partię Giovanniego jak Leporella, co czyni całość dziełkiem przeznaczonym wyłącznie dla ortodoksyjnych fanów DImy (a jest takich sporo). Ja czekam na jego powrót do lżejszego Verdiego, w tym repertuarze jest fantastyczny.
Z Maltmanem i jego „Juanem” sprawa ma się nieco inaczej. Tu o słabej jakości całego projektu decyduje fakt, że główny bohater jest jedynym sprawnym wokalnie jego uczestnikiem ( mimo obecności Elizabeth Futral w roli Elviry). Nie przeszkadza mi przeniesienie historii do czasów współczesnych (Leporello dokumentuje podboje szefa aparatem fotograficznym i prezentuje Evirze na laptopie itd.) , znacznie trudniej pogodzić się z językiem angielskim . Bardzo wątpię , czy to pomoże w dotarciu do mitycznego młodego, operowo dziewiczego (hmmmmm) widza. Nawet golizna nie spełni tej roli, bo nie takie rzeczy się już w kinie widziało. I nawet lepiej, żeby nie spełniła. Bo pierwszy kontakt z „Don Giovannim” (jakkolwiek dwuznacznie by to nie brzmiało) powinien być klasy najwyższej chociażby wokalnie. Zaś „Juan” to rzecz dla stałych użytkowników strony „Barihunks”, ciekawych jak też wygląda Christopher Maltman nago. Nieźle wygląda.  Tyle, że nic z tego nie wynika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz