Los Angeles Opera
przejawia ostatnio sporą aktywność medialną, ich produkcje coraz częściej
ukazują się na DVD. Głównym magnesem, który przyciąga do nich chętnych nabywców
jest oczywiście dyrektor tego teatru, Placido Domingo, który w każdym sezonie
przynajmniej w jednej roli pojawia się na scenie. W październiku 2016 zmierzył
się z jedną z najważniejszych partii barytonowych, jakie napisał Verdi i była
to, jeśli dobrze liczę już ósma.
Kolejnym kreacjom Dominga towarzyszą wciąż te same rozważania – czy powinien,
czy ma prawo itd. Odnosiłam się do tego wielokrotnie, tym razem już nie będę
skupiając się na tym, co zobaczyłam i usłyszałam. Inscenizacja Darko Tresnjaka
jest taka sobie i szczerze mówiąc nie przyciąga uwagi w żaden sposób.
Tradycyjna z ducha, nieszczególnie dynamiczna zawiera jeden element dodany,
który zresztą nie wnosi niczego nowego ani interesującego. Jest nim stała
obecność na scenie ogoniastych diablików z domalowanymi grymasami na twarzach i
fryzurami typu „piorun w szczypiorek”. Jedynym, co może widza zafrapować wydaje
się ich czynny udział w koronacji Malcolma, bo to dwa z nich wkładają koronę na
jego głowę. Co sugerowałoby, że każda władza bywa nieczystego pochodzenia a
świeżo upieczony monarcha nie będzie władcą lepszym od Macbetha. Ogólnego
wrażenia nie poprawia nieciekawa scenografia ani dość standardowe kostiumy
(wizerunek zewnętrzny nie służy wyraźnie tytułowemu bohaterowi). W takiej
sytuacji, kiedy oglądana produkcja ani ziębi, ani grzeje pozostaje skupić się
na słuchaniu. Jak wszyscy wiemy w operze
najważniejszy nie jest Macbeth tylko jego Lady, dla której Verdi napisał
muzykę tyleż piękną i efektowną co straszliwie trudną i wymagającą głosu o
właściwościach rzadko chadzających ze sobą w parze. Ekaterina Semenchuk
zaprezentowała raczej liryczną interpretację roli nie korzystając z autorskich
sugestii zabrudzenia pięknego brzmienia „brzydkim dźwiękiem”. Słuchało się tego
bez przykrości, ale miałam wrażenie obcowania z bohaterką dosyć anonimową, bez
wyraźnie określonego charakteru a to w wypadku tej postaci poważny zarzut. Co
dziwne trudności z utrzymaniem się w tonacji Semenchuk miała przy pierwszej,
łatwiejszej arii, później już się nie powtórzyły. Za to list „przeczytała” w
miarę naturalnie, co stanowi osiągnięcie. Niestety między państwem Macbeth nie
czuło się żadnej chemii – szkoda, bo jakkolwiek rozłoży się siły w tym scenicznym
małżeństwie powinni oni być parą połączoną skomplikowanymi więzami miłości,
władzy, nienawiści i seksu. Tutaj się tego wszystkiego nie czuło: owszem, śpiewacy
wykonywali odpowiednie gesty, ale to wszystko. Aktorstwo Dominga od lat się nie
zmienia, jest nieco staromodne i konwencjonalne a właściwie o tym, że patrzy
się na niego wciąż z przyjemnością decyduje potęga osobowości. Tyle, że akurat
Macbeth nie należy do jego najciekawszych ról – maestro nie czuje się
komfortowo w jego skórze, to widać. Za to wokalnie, podobnie jak w wypadku
Nabucca nic, tylko podziwiać. Nawet nie wyliczając Placidissimo lat wciąż można
się zachwycić tym zdumiewająco dźwięcznym brzmieniem i nośnością legendarnego głosu
bez problemu przebijającego się przez grzmiącą orkiestrę i chór i doskonale
słyszalnego nawet w dużych scenach zbiorowych. Wszystkie niuanse
interpretacyjne, których zabrakło na scenie w głosie były obecne a „Pietà,
rispetto, amore” zaśpiewał Domingo i pięknie i przejmująco. Głównej parze towarzyszyli
Ildebrando d’Arcangelo jako Banco i Joshua Guerrero w partii Macduffa, obaj na
niezłym poziomie. Guerrero to jeden z protegowanych Dominga, laureat Operaliów 2014 i student
programu dla młodych artystów przy LA Opera. Dysponuje tenorem
zdecydowanie lirycznym, jasnym, włoskim w barwie. Swoją arię wykonał
bardzo ładnie, zabrakło tylko nieco dramatycznej siły – być może przyjdzie z
czasem i ośpiewaniem. James Colon dyrygował tego wieczora „Macbethem” już ponad
pięćdziesiąty raz i to doświadczenie dało się słyszeć w idealnym rozplanowaniu
proporcji dźwiękowych i rozsądnym wyborze temp – nic nie było ani zagonione,
ani rozwleczone ponad miarę. Ogólnie – to na pewno nie był „Macbeth” mojego
życia, ale ze względu na wokalną kreację Dominga wart jest poświęcenia mu
czasu.
środa, 31 stycznia 2018
niedziela, 21 stycznia 2018
"Fra Diavolo" w Rzymie
Historia
percepcji niektórych dzieł doskonale świadczy o nadchodzących i mijających
modach. „Fra Diavolo” Daniela Aubera, o którym dzisiaj jest dobrym takiego
świadectwa przykładem. Po entuzjastycznie przyjętej premierze w 1830 roku
(polska odbyła się zaledwie rok później) opera stała się jedną z
najpopularniejszych na świecie i tak zostało na wiele lat. W samej paryskiej Opéra-Comique zeszła z afisza po … 77 latach stałej na nim
obecności i 909 przedstawieniach! W wieku dwudziestym popularność słabła w
każdym rokiem i w końcu rzecz nawet nie tyle zaginęła w pomroce dziejów, bo
każdy operomaniak ten tytuł zna, ale stała się widmem, o którego istnieniu
wiemy, ale mało kto widział i słyszał na własne uszy i oczy. Co ciekawe (podają ów fakt niemal wszyscy, którzy o „Fra
Diavolo” piszą, więc i ja nie potrafiłam tego szczegółu ominąć) coś więcej na
ten temat mogą pamiętać wielbiciele starego kina konkretnie zaś slapstickowych
komedii z bardzo dawnych lat. W 1933 powstała w Hollywood filmowa adaptacja
dzieła, w której role służących Beppa i Giacoma przechrzczonych na tę okazję na
Stanlio i Ollio zagrali Stan Laurel i Oliver Hardy znani u nas jako Flip i
Flap. A dalej – właściwie cisza. Znając historię znikania „Braciszka Diabła” ze
światowych scen warto przeanalizować, dlaczego tak się stało. Po części
zawiniło z pewnością drastyczne zawężenie tego, co dziś zwiemy żelaznym
repertuarem. Drugim podejrzanym jest oczywiście Richard Wagner i jego wpływ na
nasz sposób patrzenia i przede wszystkim słuchania opery. To nie przypadek, że
ofiarą czasu stały się w dużej części komedie a ciężkie dramaty muzyczne
wtargnęły i na salony i pod strzechy wypełniając gatunkowy kanon w większej
części. Jakby nie było, bardzo mnie
ucieszyła możliwość poznania wreszcie „Fra Diavolo” , którą zafundowała mi
Opera di Roma za pośrednictwem Culturebox. Z każdą minutą bezpośredniego
kontaktu z tym utworem uśmiechałam się coraz szerzej, jest to bowiem rzecz
absolutnie rozkoszna zarówno od strony muzycznej, jak tekstowej. Nie bez powodu
libretto uważane bywa za najbardziej udane dziecię librecisty szanowanego nie bez powodu, czyli Eugène Scribe’a. Fabułę mamy nieskomplikowaną i czytelną, charaktery
archetypowe wprawdzie, ale zaadaptowane stylowo i z wdziękiem oraz werwą,
poczucie humoru niewątpliwe i działające doskonale do dziś. Bohater tytułowy
nie ma wiele wspólnego z prawdziwym Michele Pezzą zwanym Fra Diavolo , ale i
tak zapewne dużo więcej niż zdecydowana większość innych, teoretycznie
historycznych postaci w operach. Tekst Scribe’a zainspirował Daniela Aubera do
stworzenia muzyki lekkiej, czarującej i błyszczącej, o lata świetlne odległej
od dramatów i tragedii jakie najczęściej podziwiamy na scenie. I może właśnie o
to chodzi, może dlatego dzieło znikło z repertuaru. Reprezentuje przecież typ
humoru bardzo odległy od bieżącej wrażliwości. Dziś jesteśmy mniej finezyjni, a bardziej ironiczni. W
każdym razie ja jestem szefostwu Opery Rzymskiej wdzięczna za ten udany wieczór
a również za zatrudnienie teamu realizacyjnego pod wodzą reżysera Giorgio
Barberio Corsettiego, który potrafił zapomniane dzieło rzeczywiście, a nie w
cudzysłowie przybliżyć współczesnej publiczności. Metoda inscenizacyjna
skojarzyła mi się z warszawskim „Czarodziejskim fletem” z tym, że tu projekcje
video nie zastępowały scenografii a ją dopełniały w sposób trafny i dowcipny. Zabawa zaczęła się już w czasie uwertury
mającej marszowo-wojskowy charakter (aż chciałoby się powtórzyć za Offenbachem
i jego Wielką Księżną de Gérolstein - Ah! Que j'aime les militaires!),
kiedy to zobaczyliśmy podążających do Terraciny kabrioletem Lorda i Lady
Rocburg a projekcja wyjaśniła nam temat gwałtownej konwersacji między
małżonkami. Dalej działo się w podobnym stylu a cel osiągnięto nowoczesnymi
środkami , ale w całkowitej zgodzie z autorskimi intencjami. Warto się tu
bliżej przyjrzeć tytułowemu bohaterowi -
na szczęście nie zamieniono go w „Szlachetnego Bandytę” w typie
Ernaniego czy Dicka Johnsona. Pozostał, jak w tekście zwykłym łajdakiem
dybiącym nie tylko na fortunę wielkich państwa, ale też na skromny posag Zerliny,
który miał jej umożliwić szczęśliwe życie z Lorenzem. Tak właśnie zobaczyliśmy go na scenie a
zewnętrzny wizerunek podejrzanie i chyba nieprzypadkowo przypominał … Don
Giovanniego z ROH (zwłaszcza ciemnoniebieski płaszcz wypisz wymaluj podobny). John
Osborn doskonale poradził sobie z wirtuozowską partią Fra Diavolo, tego typu
role są jego specjalnością i nie sprawiają mu żadnych większych problemów.
Wydaje się też, iż amerykański tenor lubi postacie komediowe i czuje się w nich
lepiej niż w tych całkiem serio. Swoją drogą, najwyraźniej osławiony kryzys
wokalny nie dotyczy tenorów lirycznych, bo mamy ich dziś dużo i przedniej
jakości. Anna Maria Sarra została doproszona do obsady po nagłej rezygnacji
gwiazdy, Pretty Yende. Słychać było po niej, że rola Zerliny jeszcze jej się
nie do końca ułożyła, z górą były pewne kłopoty ale ogólnie policzyłam jej ten
występ na plus, zwłaszcza, że śpiewaczka wykazała się niezbędnym w takiej
muzyce wdziękiem. Sonia Ganassi nie
należy do moich ulubienic ze względu na poskrzypywanie, które się po pewnym
czasie kariery mezzosopranom zdarza i zdarzyło się również tutaj, ale przeszkadzało
mi mniej niż zwykle. Roberto de Candia ma i głos, i temperament odpowiedni do typu barytona buffo i jako Lord Rockburg
potwierdził to w całej rozciągłości. Chór Opera di Roma , zwłaszcza jego męska
część (ci wszyscy wąsaci wojacy) był świetny, muzyka pod batutą Rory
MadcDonalda brzmiała dziarsko i potoczyście, ale z francuskim charme’m. Sprawdźcie
sami, warto poświęcić swój czas dziełu nie tak popularnemu jak np. „Tosca” i odpocząć
chwilę od melodramatycznych efektów!
środa, 10 stycznia 2018
"Cyrulik sewilski" na Polach Elizejskich
poniedziałek, 1 stycznia 2018
2017 - bywało lepiej
"Płaszcz" w BSO |
Piąte roczne, blogowe podsumowanie imponujące nie będzie, bo nie był to dobry rok
dla opery, przynajmniej w moich uszach. Mało w nim olśnień, wybitnych kreacji
śpiewaczych a jeszcze mniej dyrygenckich. Przy tym wyszły na jaw rzeczy smutne
i nieprzyjemne, dla których usprawiedliwienia nie ma. Skutkiem oskarżeń o
molestowane seksualne upadły kariery Charlesa Dutoit i Jamesa Levine’a, co
szczególnie w tym drugim przypadku okazało się dla szerokiej publiczności,
zwłaszcza amerykańskiej szokujące. Levine był w ojczyźnie kochany jak niewielu
dyrygentów na świecie i fakt, że jego zawodowa ścieżka tak się kończy jest
naprawdę żałosny. Oczywiście, można argumentować, że to na razie tylko
nieudowodnione oskarżenia, a przy tym dotyczące wydarzeń dość odległych w czasie,
ale jest tych zgłoszeń dużo i, niestety, prawdopodobnych. Przy tym tego typu
doniesienia nie pojawiają się po raz pierwszy, poprzednio tylko zamieciono je
pod dywan. Jak w sprawie Harveya Weinsteina. A przechodząc do spraw milszych,
mimo wszystko 2017 przyniósł mi trochę muzycznych wrażeń niepośledniej jakości
–w tym pierwsze od lat wspaniałe nagranie "Trojan" - i oto one.
Spektakl
roku:
- „ Andrea Chénier” w BSO
- „Śnieżynka” w OnP
- „Nabucco”w Arena di
Verona
- „Tryptyk” – w BSO
Nie pisałam tylko o „Tryptyku”, który pojawił się na stronie BSO i był
na niej przez zaledwie dobę w końcu grudnia. Kto nie zauważył powinien żałować.
To było znakomite, świetnie śpiewane i dyrygowane przedstawienie.
DVD roku:
- „Francesca da Rimini” (Mercadante) - Dynamic
- „Rusałka” z Bydgoszczy - Dux
- Poławiacze pereł” z Met – Erato
- Lohengrin”z Drezna - DG
CD roku – recital, pieśń
- „L’Opera”
– Jonas Kaufmann - Sony
- „Piękna
młynarka” – Christian Gerhaher i Gerold Huber - Sony
- „Heroes in Love” Sonia Prina - Glossa
- „Handel”
- Philippe Jaroussky - Erato
- „Mozart”
– Juan Diego Florez – Sony
- “Espoir” – Michael Spyres – Opera Rara
CD roku – pełna opera
- „Trojanie”
– Erato
Role roku
- Jonas Kaufmann, Anja Harteros i Luca Salsi w „ Andrea Chénier” w BSO
- Elza van den Heever jako Electra w „Idomeneo” w
Met
- Aida Garifullina jako Śnieżynka i Yuriy Mynenko jako Lel w „Śnieżynce”
- Magdalena Kožená jako Penelopa i Kresimir Spicer jako Eumachiusz w
„Powrocie Ulissesa do ojczyzny” w Théâtre des Champs Élysées
- Eleonora Buratto jako Donna Anna, Isabel Leonard jako Donna Elvira i
Julie Fuchs jako Zerlina w Aix-enProvence
- Aleksandra Kurzak jako Liu w ROH
-Anna Stéphany jako Sesto w „Łaskawości
Tytusa” w Glyndebourne
- Marina Rebeka jako Leila, Mariusz Kwiecień jako Zurga i Matthew Polenzani
jako Nadir w Poławiaczach pereł” w Chicago Lyric Opera
(kreacje wokalne, scenicznych nie widziałam
- Anna Netrebko jako Adriana i Piotr Beczała jako Maurizio w „Adrianie
Lecouvreur” w WSO- jak wyżej
- Elina Garanča jako Eboli w OnP
- Ermonela Jaho jako Siostra Angelica i Ambroggio Maestri
jako Gianni Schicchi w BSO
Wokalne
nadzieje
- Krzysztof Bączyk
- Szymon Komasa
Dyrygent roku
- John Nelson
Reżyser roku
- Philipp Stölzl
Książka roku
- Julian Barnes – „Zgiełk czasu” – Świat
Książki
Nie wiem, czy to była najlepsza książka, jaka
ukazała się na naszym rynku (wygrała większość znanych mi rankingów), ale z
pewnością jedna z nich. Napisana komunikatywnym, prostym językiem, łatwo
przyswajalna a przy tym dająca mnóstwo tematów do przemyśleń. Dymitr
Szostakowicz stał mi się po lekturze jeszcze bliższy.
Kategoria specjalna – najgłupsza scena operowa w filmie fabularnym
- „Modliszka", odc. 5
Jeszcze przed chwilą była w tym miejscu zupełnie inna scena, ale konkurencja pobiła ją bezwarunkowo. Otóż w we francuskim serialu Netflixa policja wybiera się do opery z zadaniem ochronienia życia barytona śpiewającego Scarpię. Uświadomiona operowo funkcjonariuszka ostrzega kolegów, iż mord musi nastąpić najpóźniej w akcie drugim, bo potem Scarpia już się nie pojawi. A na scenie Tosca zabija barona po czym ... śpiewa "Voi lo sapete o mamma" . Tak, z "Rycerskości wieśniaczej" Mascagniego. Biedny Puccini ...
Jeszcze przed chwilą była w tym miejscu zupełnie inna scena, ale konkurencja pobiła ją bezwarunkowo. Otóż w we francuskim serialu Netflixa policja wybiera się do opery z zadaniem ochronienia życia barytona śpiewającego Scarpię. Uświadomiona operowo funkcjonariuszka ostrzega kolegów, iż mord musi nastąpić najpóźniej w akcie drugim, bo potem Scarpia już się nie pojawi. A na scenie Tosca zabija barona po czym ... śpiewa "Voi lo sapete o mamma" . Tak, z "Rycerskości wieśniaczej" Mascagniego. Biedny Puccini ...
Hucpa roku
- Claus Guth – Cyganeria” w OnP
Odeszli
- Dmitri Hvorostovsky, Jiří Bělohlávlek, Kurt Moll, Stanisław Skrowaczewski, Georges Prêtre
Subskrybuj:
Posty (Atom)