„Rusałka” to
jedno z najpiękniejszych dzieł w całej literaturze operowej, jak " Mała syrenka", baśń z którą
wykazuje spore podobieństwo jednocześnie słodka i smutna. Za sprawą muzyki Dvořáka
przy słuchaniu ogarnia nas zazwyczaj przyjemna melancholia a w oczach pojawia
się czasem łezka. Historia międzygatunkowej miłości nie zabiera nas ze sobą w
świat gwałtownych porywów, ale potrafi
pochłonąć nawet bardziej. Na szczęście lub nieszczęście, co kto woli, to
utwór, który współcześne gwiazdy reżyserii uwielbiają przekształcać po
swojemu. Skutkiem tego przedstawienie z Met , choć było którąś kolejną
„Rusałką” w moim życiu okazało się też pierwszą wystawioną tak, jak została
napisana (nie trafiłam ku własnemu żalowi na podobno bardzo udany spektakl
bydgoski). Premiera odbyła się w 1993 zaś przygotował ją stały i znany team
inscenizacyjny – Otto Schenk, Günther Schneider-Siemssen i Sylvia Strahammer. Przygotowali
oni „Rusałkę” prześliczną, baśniową i uroczą. Każda kolejna scena rwała oczy
swoją niezaprzeczalną urodą, bez wątpienia było bajkowo. Czyli tak, jak być
miało. O czymś takim marzy widz zaatakowany brutalistycznymi i zgodnymi z
aktualnymi wydarzeniami produkcjami
europejskimi. Tyle, że nie wszyscy lubimy słodycze … Ja po godzinie tych czarowności
tęskniłam już rozpaczliwie za nietradycyjnym a mimo to pięknym, oszczędnym
spektaklem Roberta Carsena z Paryża – to
była moja „Rusałka”. Protagonistkę
kreaowała wówczas również Renée Fleming
(w końcu to jej rola-wizytówka, obok Marszałkowej), ale miało to miejsce już
ładnych parę lat temu. Czas nie stoi w miejscu dla nikogo, także dla
najpiękniejszych nawet głosów zaś te najwyższe pokrywaja się patyną
najwcześniej. Żadnego dramatu nie ma, oczywiście Fleming nie zaczęła nagle
skrzypieć, ale to już nie to samo. Gwiazda nadal prezentuje ładne legato,ale
góra skali straciła na pewności a
maniera staje się coraz bardziej drażniąca. Fleming za wszelką cenę pragnie być
damą, momentami sprawia to wrażenie minoderii, zaś przecież Rusałka to czysta
szczerość i miłość przekraczająca wszystkie granice. Piotr Beczała jest
znakomitym Księciem. Rola ta wymaga głównie pewnej i efektownej średnicy i wokalnej elegancji, a to są mocne strony
naszego tenora. Z górnymi dźwiękami jest jednak coraz wyraźniejszy problem – na
mój słuch Beczała po raz kolejny w (trzecim akcie) po wyraźnym wahnieciu
intonacyjnym zrezygnował z wysokiego C.
Sama postać Księcia w tego typu reżyserii, kiedy nie wymaga się od śpiewaka
żadnych rozpraszających jego i publiczność czynności leży Beczale dobrze i tak
ją wykonał. Dla mnie jednak najważniejszym mężczyzną w tej operze jest Wodnik,
nieszczęsny tata, który wie doskonale na co decyduje się jego dziecko i jak
bardzo będzie cierpieć. Uwielbiam arię Wodnika, wolę ją nawet od popisowego
numeru tytułowej bohaterki. John Relyea nieszczególnie pasuje do partii
zasmuconego ojca i miałam wrażenie, iż mocno mu przeszkadza archaiczna
charakteryzacja. Głosowo także mnie nie zachwycił, w porządku, ale tylko tyle
(ah, Pape …). Dolora Zajick zwana bywa w Nowym Jorku siłą natury i coś jest na
rzeczy - te głębokie, piersiowe dźwięki
sprawiaja nieco pierwotne wrażenie. Ale mimo iż amerykańska gwiazda
wyspecjalizowała się już w rolach czarownic i bardzo groźnych kobiet Ježibaba sprawiła
jej pewne trudności. Jeżeli już zdecydowała się śpiewać po czesku, powinna
troszkę się przyłożyć do nauki wymowy – a dostaliśmy nieartykułowany bełkot. Szkoda.
Wstyd, przy takiej pozycji i tak wspaniałej karierze! Emily Magee dysponuje naprawdę sporym głosem,
który w ostatnich latach bardzo się rozrósł tracąc jednocześnie trochę na
urodzie. Stąd ostrość brzmienia, zwłaszcza przy górnych dźwiękach. Aktorsko
jednak Magee podobała mi się najbardziej w całej obsadzie – w każdej scenie, w
której była patrzyłam tylko na nią. Yannick Nézet-Séguin na dobre zadomowił się
już w panteonie najciekawszych dyrygentów operowych. Ten Kanadyjczyk ciągle
jeszcze przed czterdziestką potrafi doskonale zrównoważyć liryzm i energię,
wydobyc z dzieła nawet najmniej oczywiste kolory. Ode mnie – szczere brawa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz