środa, 12 lutego 2014

Waterworld - "Rusałka" z Met



„Rusałka” to jedno z najpiękniejszych dzieł w całej literaturze operowej, jak " Mała syrenka", baśń z którą wykazuje spore podobieństwo jednocześnie słodka i smutna. Za sprawą muzyki Dvořáka przy słuchaniu ogarnia nas zazwyczaj przyjemna melancholia a w oczach pojawia się czasem łezka. Historia międzygatunkowej miłości nie zabiera nas ze sobą w świat gwałtownych porywów, ale potrafi  pochłonąć nawet bardziej. Na szczęście lub nieszczęście, co kto woli,  to utwór, który współcześne gwiazdy reżyserii uwielbiają przekształcać po swojemu. Skutkiem tego przedstawienie z Met , choć było którąś kolejną „Rusałką” w moim życiu okazało się też pierwszą wystawioną tak, jak została napisana (nie trafiłam ku własnemu żalowi na podobno bardzo udany spektakl bydgoski). Premiera odbyła się w 1993 zaś przygotował ją stały i znany team inscenizacyjny – Otto Schenk, Günther Schneider-Siemssen i Sylvia Strahammer. Przygotowali oni „Rusałkę” prześliczną, baśniową i uroczą. Każda kolejna scena rwała oczy swoją niezaprzeczalną urodą, bez wątpienia było bajkowo. Czyli tak, jak być miało. O czymś takim marzy widz zaatakowany brutalistycznymi i zgodnymi z aktualnymi wydarzeniami  produkcjami europejskimi. Tyle, że nie wszyscy lubimy słodycze … Ja po godzinie tych czarowności tęskniłam już rozpaczliwie za nietradycyjnym a mimo to pięknym, oszczędnym spektaklem  Roberta Carsena z Paryża – to była  moja „Rusałka”. Protagonistkę kreaowała wówczas również  Renée Fleming (w końcu to jej rola-wizytówka, obok Marszałkowej), ale miało to miejsce już ładnych parę lat temu. Czas nie stoi w miejscu dla nikogo, także dla najpiękniejszych nawet głosów zaś te najwyższe pokrywaja się patyną najwcześniej. Żadnego dramatu nie ma, oczywiście Fleming nie zaczęła nagle skrzypieć, ale to już nie to samo. Gwiazda nadal prezentuje ładne legato,ale góra skali  straciła na pewności a maniera staje się coraz bardziej drażniąca. Fleming za wszelką cenę pragnie być damą, momentami sprawia to wrażenie minoderii, zaś przecież Rusałka to czysta szczerość i miłość przekraczająca wszystkie granice. Piotr Beczała jest znakomitym Księciem. Rola ta wymaga głównie pewnej i efektownej średnicy i  wokalnej elegancji, a to są mocne strony naszego tenora. Z górnymi dźwiękami jest jednak coraz wyraźniejszy problem – na mój słuch Beczała po raz kolejny w (trzecim akcie) po wyraźnym wahnieciu intonacyjnym  zrezygnował z wysokiego C. Sama postać Księcia w tego typu reżyserii, kiedy nie wymaga się od śpiewaka żadnych rozpraszających jego i publiczność czynności leży Beczale dobrze i tak ją wykonał. Dla mnie jednak najważniejszym mężczyzną w tej operze jest Wodnik, nieszczęsny tata, który wie doskonale na co decyduje się jego dziecko i jak bardzo będzie cierpieć. Uwielbiam arię Wodnika, wolę ją nawet od popisowego numeru tytułowej bohaterki. John Relyea nieszczególnie pasuje do partii zasmuconego ojca i miałam wrażenie, iż mocno mu przeszkadza archaiczna charakteryzacja. Głosowo także mnie nie zachwycił, w porządku, ale tylko tyle (ah, Pape …). Dolora Zajick zwana bywa w Nowym Jorku siłą natury i coś jest na rzeczy  - te głębokie, piersiowe dźwięki sprawiaja nieco pierwotne wrażenie. Ale mimo iż amerykańska gwiazda wyspecjalizowała się już w rolach czarownic i bardzo groźnych kobiet Ježibaba sprawiła jej pewne trudności. Jeżeli już zdecydowała się śpiewać po czesku, powinna troszkę się przyłożyć do nauki wymowy – a dostaliśmy nieartykułowany bełkot. Szkoda. Wstyd, przy takiej pozycji i tak wspaniałej karierze!  Emily Magee dysponuje naprawdę sporym głosem, który w ostatnich latach bardzo się rozrósł tracąc jednocześnie trochę na urodzie. Stąd ostrość brzmienia, zwłaszcza przy górnych dźwiękach. Aktorsko jednak Magee podobała mi się najbardziej w całej obsadzie – w każdej scenie, w której była patrzyłam tylko na nią. Yannick Nézet-Séguin na dobre zadomowił się już w panteonie najciekawszych dyrygentów operowych. Ten Kanadyjczyk ciągle jeszcze przed czterdziestką potrafi doskonale zrównoważyć liryzm i energię, wydobyc z dzieła nawet najmniej oczywiste kolory. Ode mnie – szczere brawa!










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz