W
muzycznym kosmosie pieśń zajmuje miejsce szczególne i odrębne. Wymaga też od
słuchacza więcej niż opera – na ogół (chociaż oczywiście nie zawsze, np. w wypadku
Mahlera) pozostawia nas sam na sam z dźwiękiem fortepianu i głosem śpiewaka nie
pozwalając rozpraszać uwagi ani na moment. Pieśni trzeba się poświęcić w
całości , ona nie toleruje momentów oddalenia, chwil powrotu do tego co na
zewnątrz – musisz być całkowicie skupiony tylko na niej. Wobec artystów
wymagania są olbrzymie – trzeba wyzbyć się skłonności do doraźnego efektu,
skoncentrować na tym, co muzyka zespolona z tekstem w sposób nierozerwalny ma
wyrażać. Jakoś tak się dzieje, że
śpiewaka regularnie wykonującego pieśni, zwłaszcza niemieckie doskonale można
rozpoznać także przy innych okazjach – to specyficzny rodzaj ekspresji, może
większa wrażliwość na słowo i sposób jego podania. Liedersanger musi mieć
bowiem krystalicznie czystą dykcję, nie ma mowy o niechlujstwie czy
„prześlizgiwaniu się” po tekście. To procentuje także na scenie operowej. Jonas
Kaufmann jest na tę tezę żywym i doskonałym dowodem. Pieśniarska i operowa
ścieżka jego kariery pozostają od jej początku w doskonałej równowadze, nie ma
chyba innego śpiewaka o jego pozycji, który tyle czasu i uwagi poświęcałby
właśnie temu repertuarowi. Ma Kaufmann
wielkie szczęście posiadać wspaniałego muzycznego partnera – Helmuta Deutscha,
świetnego pianistę, który był jego nauczycielem podczas studiów w
monachijskiej Hochschule für Musik und
Theater . Panowie współpracują ze sobą już bardzo długo, co daje unikalny efekt
idealnego porozumienia w pół dźwięku, nieobciążony przy tym jakoś rutyną. Do
słuchania ich trzeciej wspólnej płyty zasiadałam ciekawa przede wszystkim, czy
i w jaki sposób ich interpretacja „Winterreise”
różni się od tych znanych mi już z estrady koncertowej. Schubertowski cykl,
napisany pod koniec krótkiego życia niesie wszak ze sobą niezwykły ładunek
smutku, tragizmu i braku nadziei , a wydaje się, iż są to emocje, którym studio
nagraniowe nie sprzyja. W porównaniu z „Podróżą zimową” zarejestrowaną przed kilku laty „Piękna
młynarka”, chociaż także nie ma radosnego finału nie pozostawia słuchacza w
stanie bliskim depresji. Chodzi oczywiście nie tylko o teksty – materia
muzyczna także jest odmienna, pełna dysonansów, rwących się melodii. Melodii,
bo Schubert nie byłby sobą, gdybyśmy ich nie znaleźli nawet tu. Od najprostszej
i najłatwiejszej do zapamiętania „Gute nacht” ta tragiczna podróż się zaczyna.
Ale – już tu muzyka wibruje niepokojem i melancholią, bo właśnie poznajemy
przyczynę nieszczęścia i bólu, w którym stopniowo pogrąża się bohater. No
właśnie – wrażliwość romantyczna była odmienna od współczesnej – wtedy wypadało
i należało publicznie babrać się w rozterkach własnej duszy, artysta po prostu
musiał być smutny, samotny i niezrozumiany, „przeklęty”. Ale Schubert rzeczywiście był. Pewnie dlatego do dziś
„Winterreise” brzmi taką szczerością, robi nadal olbrzymie wrażenie na
słuchaczu. Nie potrafię tego odbierać na chłodno, nie umiem porównywać
spokojnie z innymi interpretacjami, po zakończeniu całego cyklu ciągle jeszcze
zostaję w stanie rozedrgania i jakiś czas mi zajmuje pozbieranie się.
Zwłaszcza, kiedy słucham płyty – na żywo oklaski brzmiące po chwili ciszy są w
stanie rozbić nieco tę kulę emocji, którą mam w gardle. I tu czas na wyznanie –
Jonas Kaufmann w pieśniach nieodmiennie zwala mnie z nóg i nie chodzi tu tylko
o niewątpliwą przyjemność pozostawania sam na sam z tym głosem przez dobrze
ponad godzinę. Nie wiem, na ile artysta sam doświadcza huraganu uczuć zawartych
w „Winterreise”, a na ile z matematyczną precyzją budzi je u publiczności.
Pewnie to jakaś mieszanka obu tych stanów, słynna karajanowska kontrolowana
ekstaza, na którą Kaufmann często się powołuje. Emocjonalna paleta barw, jaką
tenor prezentuje w tym nagraniu wydaje się być nieograniczona – jest melancholia
i smutek, jest i nadzieja bunt, jest wreszcie gniew i nawet ironia. Głos się
zmienia , ciemnieje, jaśnieje według życzenia właściciela, ogarnia słuchającego
bez reszty. Nie podejmuję się opisać, jak brzmi na przykład mrożąca krew w
żyłach fraza „…wie weit noch bis zur Bahre” (daleko do mogiły) z pieśni
czternastej. Finał, który w tekście pozostaje otwarty – nie wiemy, co stanie
się z narratorem śpiewak sam uważa za
jasny (mówi o tym w zawartym w książeczce
wywiadzie) i to słychać. Niemal cała pieśń zaśpiewana jest przejmującym
pianissimo, będącym nie bez powodu znakiem firmowym Kaufmanna. Helmut Deutsch
towarzyszy mu w sposób mistrzowski – fortepian momentami wysuwa się na pierwszy
plan, a czasami tak stapia z głosem, że prawie go „nie słychać”. Jeśli mogę
doradzać – warto zdecydować się na tę płytę, chociaż nie można do niej wracać
za często.
... I wcale niełatwo jest wysłuchać całości. Pierwsze podejście - i po trzeciej pieśni musiałam przerwać, tak poruszające było to, co usłyszałam.
OdpowiedzUsuńHelmut Deutsch to idealny partner Kaufmanna, nieczęsto zdarzają się tak świetni pianiści - akompaniatorzy (? - komptelnie nieadekwatny termin w przypadku HD).
A ja będę miała okazję uczestniczyć w tej "Podróży zimowej" na żywo, 1 kwietnia w Filharmonii w Berlinie Już nie mogę się doczekać...
OdpowiedzUsuńJola
Zazdroszczę i oczekuję relacji. Ja dopiero w lipcu będę w Monachium i trochę sobie poszaleję.
OdpowiedzUsuńPapageno,
OdpowiedzUsuńmam do Ciebie pytanie, czy z miejsc w BSO oznaczonych jako "seitliche Steh- und Hoererplaetze" widać przynajmniej kawałek sceny? Czy też są to miejsca z których nie widać sceny? Moja znajomośc niemieckiego sugeruje, że są to "miejsca stojące i słyszące". Jola
Niestety, nie mogę nic poradzić. BSO to mój ulubiony teatr operowy a Monachium ulubione europejskie miasto - kiedy tam jadę rozsądek mi się wyłącza i kupuję dobre miejsca. Nigdy nie byłam na innych. Ale na portalu Opera Info Pl jest jeszcze dramatyczna relacja z "Mocy przeznaczenia" oglądanej z miejsca z niepełną widocznością. Myślę, że można się przez portal skontaktować z autorką, ona pewnie wie więcej
OdpowiedzUsuńDziękuje za info. Pytałam o te miejsca, gdyz są to jedne dostępne miejsca na lipcowe przedstawienia "Mocy przeznaczenia". Spróbję powalczyć o bilety na "Manon Lescaut" albo na "Mocprzeznaczenia" w maju 2015 Czytałam tę dramatyczną relację na portalu Opera Info Pl
UsuńNa berliński "Liederabend" mam bardzo dobre miejsca, gdyż kupiłam bilety w maju 2013.
Jola
Spóźniona relacja z "Podróży zimowej" na żywo w dniu 1 kwietnia br. w Filharmonii w Berlinie. "Winterreise" w wykonaniu Jonasa Kaufmanna to 75 minut niesamowitych wrażeń i emocji, wywołanych pięknym głosem. Artysta dzieli się z nami uczuciami jakie odczuwa bohater, młody człowiek odrzucony przez kobietę. Towarzyszące bohaterowi emocje JK przekazuje nie tylko swoim pięknym głosem lecz, także gestem i mimiką. Szkoda tylko, że te 75 minut upłynęło tak szybko. Warto też wspomnieć o doskonałej akustyce sali Filharmonii w Berlinie. To charakterystyczny żółty budynek, na planie pięciokąta, z daleka wygląda jak wielki namiot cyrkowy, ale akustyka na sali wspaniała.
OdpowiedzUsuńA wracając do "WInterreise" - po wybrzmieniu ostatniej nuty publiczność pozostała jakby zmrożona, po dłuższej chwili odtajała i wtedy burza oklasków owacji w podziękowaniu dla obu Artystów wypełniła salę. Jola
Dziekuję za relację, żałuję, że nie mogłam tam być...
OdpowiedzUsuń