Na
początek muszę powtórzyć to, co już deklarowałam przy okazji płyty Piotra
Beczały – to nie jest moja bajka. Dosłownie, bo operetka zawsze była krainą uśmiechu,
gdzie wszystko, po solidnej porcji melodyjnych perypetii kończy się dobrze,
bajkowo właśnie, gdzie ludzie są piękni zaś kostiumy zawsze projektuje się na
bogato i barwnie. To w żadnym razie nie
zarzut, tylko ja nie czuję się w tym dobrze. Nie mogę stwierdzić, że płyta
Jonasa Kaufmanna z takim repertuarem stanowi dla mnie całkowite zaskoczenie, artysta
dość często wybierał arie operetkowe na bis podczas swoich koncertów. Tym
niemniej trochę się dziwiłam, że współczesny tenore assoluto zdecydował się je
utrwalić dla potomności, nie wydawało mi się, że to materiał, któremu jego
gęsty, ciemny głos dobrze będzie służył. Włożyłam
więc krążek do odtwarzacza z dużą dozą
podejrzliwości. Moja obawa niestety się sprawdziła, ale nie zawinił repertuar,
całość odpowiedzialności za ten stan rzeczy ponosi tu wykonawca. Oczywiście,
śpiewak tej klasy nigdy nie wyprodukowałby czegoś całkiem okropnego, oczywiście
są na tym krążku pewne smaczki zaś kilka numerów zachwyca, ale ogólne wrażenie
pozostaje nienajlepsze. Bo uśmiechu tu mało, i jakkolwiek nie można Kaufmannowi
zarzucić, że się nie stara niemal wszystko brzmi tu za ciężko, za mocno. Brak
lekkości, wdzięku, stylu. Próba zabawy z jazzowaniem też nie kończy
się sukcesem. Od strony czysto wokalnej mam jeden, podstawowy zarzut, a
dotyczy on czegoś, co w miarę słuchania irytowało mnie coraz bardziej – nadużywania
falsetu, który momentami brzmi bardzo brzydko, a efekt ten pogłębia się przez
kontrast z naturalną barwą głosu. Stali odbiorcy tego bloga nie mają
wątpliwości, że z dwóch tenorów – Piotra Beczały i Jonasa Kaufmanna
zdecydowanie, nie będąc oddaną admiratorką żadnego z nich wyżej cenię tego drugiego. Lecz w tym wypadku … Porównanie z zeszłoroczną płytą naszego tenora
narzuca się samo, w dużej mierze oba CD
zawierają ten sam materiał. I to
porównanie wypada moim zdaniem bez wątpliwości na korzyść Beczały, w którego
głosie jest blask , jest staromodna ale jakże dziś cenna elegancja. Z rzeczy
śpiewanych przez obu panów jedynie pochwała życia zawarta w arii z „Giuditty”
piękniej, bo bardziej płomiennie i namiętnie zabrzmiała w wykonaniu Kaufmanna. Żeby
jednak nie kończyć w nastroju minorowym - są na tej płycie, na samym jej końcu dwa
fragmenty zaśpiewane zachwycająco. Oba
jednak wydają się pochodzić z innego muzycznego świata. I chociaż „Pieśń o życiu
Schrenka" wyjęta została z nominalnej operetki Eduarda Kunneke „Die große Sünderin” brzmi jak pełnokrwisty dramat i
sądząc po tekście, nie bez powodu. A w wykonaniu Kaufmanna jest pasja, siła, tragizm nawet. I cóż za
znakomicie wzięte wysokie C w finale! W duecie z „Umarłego miasta” Korngolda,
do której to opery mam słabość rola wiodąca przypada sopranowi. Julia Kleiner
realizuje ją doskonale, Kaufmann zaś towarzyszy jej dyskretnie i melancholijnie co idealnie trafia w nastrój utworu, bo, mimo,
że mówi się w nim o szczęściu przesiąknięty jest tym samym smutkiem, co reszta
dzieła.
P.S.
Gdyby Państwo zastanawiali się nad wyborem wersji tej płyty, zasadniczo na
polskim rynku są dwie. „Du bist die Welt für
mich“ zawiera 16 utworów śpiewanych wyłącznie po niemiecku. Na „You Are My
Heart’s Delight” znajdują się te same numery, z tym że 6 z nich wykonanych jest
po angielsku i mamy dodatek w postaci „Je t’ai donné mon cœur”. Nie stanowi on
jednak szczególnej atrakcji – to tylko kolejna wersja językowa „Dein ist mein
Ganzes Herz”. Zapewne tylko ultraortodoksyjni wielbiciela Jonasa Kaufmanna
kupią obie wersje. Miałam okazję przesłuchać tę i tę, i choć niektóre arie
brzmią po angielsku trochę inaczej (w tytułowej zaskoczyło mnie brzmienie głosu
Kaufmanna niezwykle podobne do brzmienia śpiewającego to samo Placida Domingo)
oryginał jest trochę ciekawszy.
https://www.youtube.com/watch?v=HR6EUdyxG30
Kocham tę płytę! ;-)
OdpowiedzUsuńOd Schrenka po "Hab ein blaues Himmelbett" (właściwie odwrotnie).
Gdybym miała jakiemuś niecierpliwemu sceptykowi na zachętę polecić jedną piosenkę, to byłaby to melancholijna i tęskna, mieniąca się tysiącem niuansów "Frag nicht warum ich gehe"...:-)
Donno, nie chciałam Cię rozdrażnić, ale tak te płytę odbieram.Mam nadzieję na zachwyty przy okazji "Manon Lescaut" , bo wyjątkowo loteria biletowa była dla mnie łaskawa i będę w Monachium. Tym bardziej się cieszę, że BSO zrobiła nam paskudny numer i nie będzie tego transmitować. A mnie się Des Grieux Jonasa bardzo podoba, podobnie jak Manon Anny Netrebko. I tylko Neufels mnie przeraża.
OdpowiedzUsuńMiło, że się odezwałaś.
Spoko, jestem przyzwyczajona ;-) , zresztą nie tyle mnie rozdrażniłaś ile wprawiłaś w osłupienie, bo naprawdę ciężko jest (było) mi sobie wyobrazić, że komuś mogą się nie podobać te piosenki i sposób w jaki JK je śpiewa. No cóż, takie jest zbójeckie prawo blogera, że pisze co chce (i to bezkarnie!! :-) ) a nie co jego respondenci chcieliby przeczytać...
OdpowiedzUsuńA na kiedy wylosowałaś ten bilet do Monachium - może na 30.11?
My blogerzy tacy już jesteśmy... :-)
OdpowiedzUsuńZ biletem jest śmiesznie, bo pierwszy raz w życiu mam wybór - losowaliśmy razem z przyjaciółmi i oni się tez załapali!Więc musimy dogadać kto kiedy. Podejrzewam, że los teraz mnie ukaże i przez najbliższe 10 lat nic mi sie nie trafi. Wybierasz się 30?
Gdybyś miała ochotę pogadać prywatnie,mój rezerwowy adres znasz. Tym razem do niego zajrzę i ewentualnie odpowiem z bieżącego.
Blogerzy, proszę, nie torturujcie języka polskiego i nie piszcie z błędami ortograficznymi.
Usuńukaże - ukazywać
ukarze - ukarać
W zdaniu powinno być "Podejrzewam, że los teraz mnie ukarze ..."
GR
GR, dziękuję, błąd słusznie wytknięty. Na szczęście nie w tekście głównym, ale i tak mi wstyd!
UsuńNowej płyty Kaufmanna troszkę słuchałam z zasobów internetowych i to oczywiście daje słabe pojęcie, jak jest naprawdę. Czytałam dobre i bardzo dobre recenzje. Nieco zaskoczyła mnie Twoja opinia, ale oczywiście poruszamy się w sferze gustów.. Tak czy inaczej moja nadejdzie w najbliższym czasie, z okazji....
OdpowiedzUsuńCo do płyty Beczały - nie jest moim ulubieńcem, z różnych względów, ale potrafię być obiektywna - to wspaniały głos, słyszałam wiele jego nagrań, słyszałam go parę razy na żywo i to także w tzw. gorszym dniu. A jego "lżejszą" płytę odebrałam niedobrze - niby wszystko na miejscu, ale brak w niej tak koniecznej w operetkowym genre lekkości i dystansu (czego akurat bardzo spodziewam się po Kaufmannie. Ale o gustach mówmy, nie dyskutujmy (a już zwłaszcza nie próbujmy dowieść wyższości).
Ależ, Marysiu, w żadnym razie nie próbuję. O ile pamiętasz, straszliwie dostało mi się od admiratorów Beczały za niedostatek sympatii do niego. Ogólnie, i napisałam o tym w poście Kaufmann jest o wiele bardziej w moim guście, ale nie w tym, konkretnym przypadku. To, że na ten sam temat można mieć krańcowo różne opinie, i że właściwie każdy słyszy coś innego słuchając tego samego od dawna mnie już nie dziwi. A recenzje na temat płyty czytałam różne - od entuzjastycznych do negatywnych.I jakkolwiek nie starałabyś się być obiektywną - nic z tego. Takie zjawisko jak obiektywizm nie istnieje. Przetestowałam to wielokrotnie na sobie.
OdpowiedzUsuńA może to nie jest brak obiektywizmu, tylko nieznajomość kryteriów tej "dyscypliny", również u "zawodowych" krytyków. W końcu "śpiewać każdy może" i ta zasada święci, niestety, swoje tryumfy we współczesnym świecie opery. Wszechobecny pop, hip hop, rapowanie i inne cuda atakujące nas z każdej strony sprawiły, że publiczności i krytykom słuch się straszliwie popsuł. Co ciekawe, takie zjawisko nie wystąpiło np. u tancerzy baletu klasycznego- oni doskonale wiedzą, który ruch jest wykonany prawidłowo i z artyzmem, a który nie. Chociaż z drugiej strony, gdyby pojawił się tu teraz ktoś kto chciałby kryteria uporządkować, to usłyszałby: "Ale o gustach mówmy, nie dyskutujmy (a już zwłaszcza nie próbujmy dowieść wyższości)". Tak więc sprawa jest beznadziejna. A swoją drogą, to dobrze, że Beczała i Kaufmann nagrali takie płyty. Świat nie składa się wyłącznie z wielbicieli niemieckiego dramatu muzycznego przełomu XIX i XX w. Operetkę poniewiera się dziś we wszystkich blogach i "zawodowych" recenzjach. Aby było śmieszniej- dwa lata temu w Teatrze Muzycznym w Gliwicach wystawiono "Noc w Wenecji" w całkowicie klasycznej inscenizacji. I publiczność waliła drzwiami i oknami, a biletów stale brakowało. A gdyby ktoś chciał posłuchać czegoś naprawdę "nie z tej ziemi", to polecam arie operetkowe i piosenki tego typu na starych płytach winylowych, w wykonaniu Bogdana Paprockiego, bo to już nie jest sprawa gustu, raczej cudu! Wesoła Wdówka
UsuńA ponadto - płyta Kaufmanna mi się podoba. Niemiecki repertuar, to jego repertuar. Sam Richard Tauber śpiewał te arie z "Weltschmerzem", pod tym względem Kaufmann go przypomina, w przeciwieństwie do innego artysty, który Taubera nie przypomina w ogóle. Jeśli ktoś szuka "słonecznych" wykonań tych utworów, ma przecież Geddę czy Wunderlicha, jaki problem? Nie chcę się zresztą wdawać w niepotrzebne dyskusje, ale rozśmieszyło mnie, że "każdy słyszy inaczej" i w związku z tym obiektywne kryteria nie istnieją. Gdy mała Kasia twierdzi, że dwa plus dwa to trzy, a mała Zosia, że dwa plus dwa to pięć - nie mówmy im prawdy, bo dziewczynki swoje wiedzą i możemy je bardzo urazić. Taką dziś niestety mamy "poprawność", nie tylko w dziedzinie opery. Jednak naszej ukochanej sztuce może ona nie stworzyć dobrych perspektyw. Wesoła Wdówka
UsuńWdówko Wesoła, prawidłowość można wymierzyć, z mierzeniem artyzmu mogą być problemy. Prawdopodobnie mniejsze, gdy mamy za sobą setki płyt, koncertów, przedstawień. Dlatego mówimy i mówmy o gustach, ale nie zwalczajmy (zwłaszcza zażarcie) odmieńców..
UsuńProszę zwróć uwagę na moją opinię o Beczale: potrafię oddać mu co jego, ale nie jest to mój ulubiony tenor. Podobnie z Bogdanem Paprockim - zresztą miałam szczęście "wychować się na nim" - wspaniały artysta, niezrównanej klasy głos, który mi (subiektywnie) nie podoba się. Czczę go niezmiennie. Znam i podobają mi się jego nagrania operetkowe.
I w końcu - choć wielbię niemiecki dramat muzyczny, to dobrze zaśpiewana i wystawiona operetka (choć nie jak w Gliwicach, o których wspominasz) jest zawsze mile słyszana i widziana (vide dokonania Pellego i Minkowskiego).
Ja też nie przepadam za sposobem wystawiania operetek w naszych teatrach. Chodziło mi jedynie o fakt, że ludzie mają prawo również do tego rodzaju muzyki i wbrew opinii znanego a preferowanego w innym portalu reżysera, który raczył powiedzieć, że "operetka jest martwa", chcą tych pięknych melodii słuchać. Ostatnio nawet w supernowoczesnej Kaliforni odbył się festiwal operetkowej muzyki wiedeńskiej. Głos Paprockiego był jaki był, ale jego śpiew to właśnie te mistrzowskie kryteria, których obecni tenorzy niestety nie spełniają. Nie mówmy więc,że ich nie ma bo wzorce mamy, tylko je lekceważymy. Nie tylko zresztą my- również dyrektorzy oper, reżyserzy, pedagodzy śpiewu, dyrygenci operowi i sami śpiewacy. Przynajmniej więc my wymagajmy konkretnego określonego poziomu, bo za parę lat może być niewesoło. WW
UsuńFaktycznie, trafiają się i negatywne recenzje, ale sporadycznie. Niemcy i Austriacy są bez wyjątku zachwyceni, gorzej z Włochami, Hiszpanami i ... Polakami ;-)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki Marysiu, mam nadzieję że płyta Ci sie spodoba.
Całości można posłuchać na Spotify lub po prostu na Yt.
Podejście Jonasa do tego repertuaru jest bardzo osobiste - jak zawsze u niego - i o to przecież w tym wszystkim chodzi! Mnie osobiście najbardziej ujmują te piosenki/arie śpiewane głosem lekkim, z wdziękiem lub ironią, uwodzicielsko lub melancholijnie - zawsze swobodnie, idiomatycznie, szczerze. Koniecznie trzeba też wspomnieć o kapitalnych aranżach zrobionych na potrzeby tej płyty i o naprawdę znakomitej grze orkiestry, która tę muzykę ma chyba we krwi.
(Papageno, odezwę się chętnie na rezerwowy adres)
https://play.spotify.com/album/4nSekvE4vh2sRPne41h16P
https://www.youtube.com/watch?v=rva3NIa5v6A
A ja lubię wszystkich, którzy dobrze śpiewają. Szczególnie zaś lubię tych, którzy teraz dobrze śpiewają i których sama słyszałam. Gedda, Wunderlich, Pavarotti, Paprocki mają ten dla mnie zasadniczy mankament, że już się nie da ich posłuchać i ocenić na scenie, a nagrania to nie to samo.
OdpowiedzUsuńMyślę, że generalnie niezdrowowo jest nie lubić i przynosi to opłakane skutki.
Fajny nick. Ale nie wierzę, że da się lubić wszystkich. Chociaż było by miło i słodko.
UsuńWiele rzeczy mi się nie podoba, ale z lubieniem czemu miałby być problem? Jeśli ktoś poważnie traktuje swoją profesję, jest dobry technicznie, czemu mam go nie lubić? Nie znam tych ludzi prywatnie, nie mnie ich osądzać i jakieś antypatie dziwne są dla mnie doprawdy. Chyba, że ktoś ma jeszcze jakieś dodatkowe, pozamuzyczne motywacje do tego lubienia albo nielubienia ...
OdpowiedzUsuńCiemne piwo - jasne piwo - długo można się spierać, które lepsze, pokłócić, poobrażać, pobić pewnie też. Po co? Kwestia smaku. Mogę powiedzieć, które mi bardziej smakuje, a nie które w ogóle jest lepsze.
(Dla mnie oba są OK)
Bardzo fajna życiowa filozofia, ale ja bym się chętnie dowiedziała, którzy z tych słyszanych przez Panią są tacy świetni, bo to byłby dopiero jakiś konkret. Geddy, Wunderlicha, czy Pavarottiego nie musimy dziś oceniać na scenie, bo zrobiły to za nas poprzednie pokolenia. Podejrzewam, że nie miały do tego gorszych kompetencji od naszych, więc nie wypada mi tych ocen kwestionować. Co do nagrań - kto wie, czy właśnie te stare nie oddają bardziej prawdy, bo wtedy nie było takich możliwości technicznych ich fałszowania jak obecnie. Dziś połowa jakości płyty to najprawdopodobniej dzieło komputera. Mówił o tym kiedyś A.Dobber, mówił A.Ruciński. Mnie najbardziej jednak rozbawiła wypowiedź pewnego gościa, który napisał, że jak jest w którymś z wielkich teatrów, to odruchowo sięga po pilota do podgłaśniania. A piwa nie lubię, wolę alkohole spirytusowe. WW
UsuńLista świetnych polskich i zagranicznych śpiewaczek i śpiewaków jest bardzo długa, trudno byłoby wszystkich wymienić.
UsuńOczywiście uważam, że wspomni tu artyści starszego pokolenia są wielcy - jednak po prostu bliżsi mi są ci, którzy występują obecnie, bo bardziej porusza mnie opera na scenie niż w nagraniach .To kwestia zupełnie indywidualna.