Trzeba przyznać , że Rossini był wobec dyrektorów
teatrów operowych dość bezwzględny ( i dotyczy to zarówno tych współczesnych
jemu jak i nam). Wymagania obsadowe w niektórych z jego dzieł są olbrzymie : do
„Otella” potrzeba na przykład … sześciu
tenorów , z czego przynajmniej trzech najwyższej klasy (podobnie jest w
„Armidzie”). W Zurychu wystawiono „Otella” dla Cecilii Bartoli i była to
pierwsza czysto dramatyczna rola jakiej ją widziałam. Bartoli nie jest już
młodziutką gwiazdą, jej głos ma pewne ograniczenia – ale ona nadal oddaje
swojej postaci całe serce. Czasem skutkuje to niezamierzoną śmiesznością, ale
czasem potężnym wzruszeniem widza i słuchacza. Tutaj „Pieśń o wierzbie” była
takim właśnie momentem wspólnego dla śpiewaczki i audytorium przeżycia. Nie
wiem tylko, co powoduje nieracjonalne przywiązanie Cecilii do duetu
realizatorskiego Moshe Leiser i Patrice Caurier . Tym razem panowie
szczęśliwie nie wysmażyli czegoś obrzydliwego, ale najwyraźniej nie mieli na
„Otella” pomysłu. Trudno bowiem takim nazwać przeniesienie akcji do XX wieku i
osadzenie jej w możliwie burych i
brzydkich wnętrzach oraz ubranie bohaterów w raczej nudne kostiumy.Akcja
sceniczna nie przeszkadzała więc w skupieniu na muzyce, a ta jest piękna. Szczególnie zachwyciły mnie duety ;
Rodriga i Iago, Otella i Desdemony, Desdemony i Emilli. Ale też wykonane
zostały znakomicie, bo dyrektor od castingu w Opernhaus Zurich podołał zadaniu
i zapewnił tych niezbędnych trzech bardzo dobrych tenorów. Najbardziej podobał mi się Javier Camarena –
Rodrigo – jasny, młodzieńczy głos, imponująca góra, nieskazitelna technika.
Bohaterem tytułowym był John Osborn (niedawny partner Bartoli z „Clari”) ,
obdarzony tenorem ciemniejszym w barwie i może mniej giętkim, ale brzmiącym
bardziej władczo i namiętnie, co w postaci Otella jest warunkiem powodzenia.
Edgardo Rocha , najmłodszy i najmniej znany z tej tenorowej trójki nie odstaje
poziomem od kolegów: ma atrakcyjny głos a jego sprawności wokalnej trudno coś
zarzucić.
Wykonawcy
ról drugoplanowych także nie zawiedli: zawsze dobra Liliana Nikiteanu – Emilia
, Peter Kalman – Elmiro ( piękny bas) , wreszcie Ilker Arcayurek zza sceny
spiewający swoja balladę gondoliera. Orkiestra La Scintilla nie jest
zespołem szczególnie finezyjnym, ale z dobrym dyrygentem efektywnym. Nieznany
mi dotąd Muhai Tang spisał się nad podziw wydobywając śpiewność rossiniowskiej
partytury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz