Zaczęłam od „Normy”
z 2009 roku i to była niestety
porażka potwierdzająca powszechny lament nad stanem współczesnej wokalistyki. Jaki
sens wystawiać dziś operę , w której wymagania partii tytułowej są wręcz
mordercze nie mając śpiewaczki zdolnej ja wykonać? Zwłaszcza, że samo dzieło
nie poddaje się łatwo przeróbkom i nawet rozszalały modny reżyser nie bardzo
może sobie pomajstrować przy libretcie. Daniela Dessi krzyczy ostrym , niemiłym
głosem , legato kiepskie, problemy z
intonacją. Koszmar. Jeszcze gorzej z Pollionem: Fabio Armiliato śpiewa żle,
wygląda groteskowo, gra…ah, spuśćmy zasłonę miłosierdzia. Nieco lepiej z
Adalgisą, przyzwoitą od strony interpretacyjnej i wokalnej , przy tym miłej do
oglądania – Kate Aldrich. Rafał Siwek
porządnie odrabia lekcję jako Oroveso, tyle, że mimo charakteryzacji
wygląda na kilka lat młodszego od swej „córki”.
Rok 1974, Orange. Rzymski amfiteatr jest w wypadku
„Normy” idealnym miejscem akcji, czyni zbędnymi wszelkie dekoracje. Wystarczy
tylko odpowiednio ubrać odpowiednich (bagatela…) śpiewaków.W kwestii stroju
pretensje do projektanta mogłaby zgłosic
Josephine Veasey, zmuszona nosić brzydką blond perukę i ohydne białe
giezło żywcem przypominające barchanową koszulę nocną z MHD. Wszyscy wykonawcy
padli tu zaś ofiarą iście huraganowego wiatru, który akurat tego wieczoru
szalał nad Orange, szarpiąc kostiumami i narażając cenne gardła. Jon Vickers
troszkę dziwnie frazował, brał oddechy w nieortodoksyjnych momentach zaś jego
głos w 1974 (jak to się uprzejmie określa) nosił ślady dawnej urody. Poza tym Vickers
wyglądał już wtedy dość staro, co oczywiście postaci nie pomogło. Veasey
śpiewała dobrze. I tyle. Norma była rolą, którą Montserrat Caballe uczyniła
niemal swoja własnością, i dokładnie widać/ słychać dlaczego. Głos miała urody
nieziemskiej, co już by wystarczyło, ale ona poza tym jeszcze dokładnie
wiedziała, co to jest belcanto. Potrafiła sprostać wyśrubowanym wymaganiom
swojej roli, połączyć wymagana tu siłę z subtelnością, no i te jej legendarne
piana… W 1974 roku Caballe była zdecydowanie pulchna , ale nie osiągnęła
jeszcze rozmiarów wieloryba, co umożliwiało jej również czysto sceniczną
interpretację. 4 lata później w Madrycie mieliśmy już niestety Caballe
olbrzymią, co jednakże nic nie zmieniło w warstwie czysto wokalnej, nadal to
było niebo w uszach. Towarzyszył jej zdecydowanie najlepszy Pollione – Pedro
Lavirgen, obdarzony dużym, ładnym głosem o zabarwieniu barytonowym i
przyzwoicie wyglądający (wyjąwszy śmieszne baczki). Adalgisa – Fiorenza
Cossotto najlepsze lata miała już wtedy za sobą, ale ciągle posługiwała się
głosem z maestrią , która choć trochę łagodziła efekty starzenia. Tyle o
przeszłości. Ostatnio z lekkim przerażeniem dowiedziałam się, że Normę ma w
planach Anna Netrebko : życzę jej ( a tym samym sobie jako słuchaczce) jak
najlepiej , ale obawy mam poważne. Normy się nie da „dowyglądać”, to trzeba
zaśpiewać! I bella voce wraz z bella figura nie wystarczy, chociaż się
przydaje!. No, ale dajmy szansę . Oby się udało, przyzwoita Norma jest bardzo
potrzebna.
Dziękuję za miłe słowa na temat "Normy" z Orange. Nigdy nie byłem fanem katalońskiej Diwy, ale trzeba sprawiedliwe przyznać,że podczasy tego spektaklu w 1974 roku wzniosła się na szczyt artyzmu: powala tu wszystko do strony muzycznej: piękno głosu, styl, fraza, ekspresja. Słowem: wokalne aktorstwo i magia miejsca (Theatre Antique w Orange naprawdę robi wrażenie) plus ten wiatr, który nieoczekiwanie dodał spektaklowi niesamowitości. Vickersa nie oceniam jednakże tak ostro - bardzo mi sie podoba w tej "Normie", ale może nie jestem "obiektywny", bo lubię go prawie we wszystkim. I śmiało np. zawsze będę stawiał jego Otella przed np. Placido Domingo...
OdpowiedzUsuńDzisiaj nie ma, oczywiście, prawdziwej Normy. Takiej na miarę Callas czy Caballe, ale jeszcze niedawno duże wrażenie zrobiła na mnie w tej roli June Anderson.
Co do Netrebko...Ona ma to chyba zaplanowane w 2014 w ROH. Problemem jest jednak brak odpowiedniej szkoły prawdziwego włoskiego śpiewania, stylu bel canta. Napewno jednak Netrebko potrafi się momentami bronić urodą głosu, siłą i przebłyskami błyskotliwej interpretacji czego dowiodła jej "Anna Bolena" w Wiedniu. Dlatego nie skreślam Rosjanki zupłenie w roi Normy, choć podzielam obawy.Robert.