czwartek, 27 grudnia 2012

3 Normy. A właściwie jedna...


Zaczęłam od „Normy”  z  2009 roku i to była niestety porażka potwierdzająca powszechny lament nad stanem współczesnej wokalistyki. Jaki sens wystawiać dziś operę , w której wymagania partii tytułowej są wręcz mordercze nie mając śpiewaczki zdolnej ja wykonać? Zwłaszcza, że samo dzieło nie poddaje się łatwo przeróbkom i nawet rozszalały modny reżyser nie bardzo może sobie pomajstrować przy libretcie. Daniela Dessi krzyczy ostrym , niemiłym głosem  , legato kiepskie, problemy z intonacją. Koszmar. Jeszcze gorzej z Pollionem: Fabio Armiliato śpiewa żle, wygląda groteskowo, gra…ah, spuśćmy zasłonę miłosierdzia. Nieco lepiej z Adalgisą, przyzwoitą od strony interpretacyjnej i wokalnej , przy tym miłej do oglądania – Kate Aldrich. Rafał Siwek  porządnie odrabia lekcję jako Oroveso, tyle, że mimo charakteryzacji wygląda na kilka lat młodszego od swej „córki”.
Rok 1974, Orange. Rzymski amfiteatr jest w wypadku „Normy” idealnym miejscem akcji, czyni zbędnymi wszelkie dekoracje. Wystarczy tylko odpowiednio ubrać odpowiednich (bagatela…) śpiewaków.W kwestii stroju pretensje do projektanta mogłaby zgłosic  Josephine Veasey, zmuszona nosić brzydką blond perukę i ohydne białe giezło żywcem przypominające barchanową koszulę nocną z MHD. Wszyscy wykonawcy padli tu zaś ofiarą iście huraganowego wiatru, który akurat tego wieczoru szalał nad Orange, szarpiąc kostiumami i narażając cenne gardła. Jon Vickers troszkę dziwnie frazował, brał oddechy w nieortodoksyjnych momentach zaś jego głos  w 1974 (jak to się  uprzejmie określa)  nosił ślady dawnej urody. Poza tym Vickers wyglądał już wtedy dość staro, co oczywiście postaci nie pomogło. Veasey śpiewała dobrze. I tyle. Norma była rolą, którą Montserrat Caballe uczyniła niemal swoja własnością, i dokładnie widać/ słychać dlaczego. Głos miała urody nieziemskiej, co już by wystarczyło, ale ona poza tym jeszcze dokładnie wiedziała, co to jest belcanto. Potrafiła sprostać wyśrubowanym wymaganiom swojej roli, połączyć wymagana tu siłę z subtelnością, no i te jej legendarne piana… W 1974 roku Caballe była zdecydowanie pulchna , ale nie osiągnęła jeszcze rozmiarów wieloryba, co umożliwiało jej również czysto sceniczną interpretację. 4 lata później w Madrycie mieliśmy już niestety Caballe olbrzymią, co jednakże nic nie zmieniło w warstwie czysto wokalnej, nadal to było niebo w uszach. Towarzyszył jej zdecydowanie najlepszy Pollione – Pedro Lavirgen, obdarzony dużym, ładnym głosem o zabarwieniu barytonowym i przyzwoicie wyglądający (wyjąwszy śmieszne baczki). Adalgisa – Fiorenza Cossotto najlepsze lata miała już wtedy za sobą, ale ciągle posługiwała się głosem z maestrią , która choć trochę łagodziła efekty starzenia. Tyle o przeszłości. Ostatnio z lekkim przerażeniem dowiedziałam się, że Normę ma w planach Anna Netrebko : życzę jej ( a tym samym sobie jako słuchaczce) jak najlepiej , ale obawy mam poważne. Normy się nie da „dowyglądać”, to trzeba zaśpiewać! I bella voce wraz z bella figura nie wystarczy, chociaż się przydaje!. No, ale dajmy szansę . Oby się udało, przyzwoita Norma jest bardzo potrzebna.

1 komentarz:

  1. Dziękuję za miłe słowa na temat "Normy" z Orange. Nigdy nie byłem fanem katalońskiej Diwy, ale trzeba sprawiedliwe przyznać,że podczasy tego spektaklu w 1974 roku wzniosła się na szczyt artyzmu: powala tu wszystko do strony muzycznej: piękno głosu, styl, fraza, ekspresja. Słowem: wokalne aktorstwo i magia miejsca (Theatre Antique w Orange naprawdę robi wrażenie) plus ten wiatr, który nieoczekiwanie dodał spektaklowi niesamowitości. Vickersa nie oceniam jednakże tak ostro - bardzo mi sie podoba w tej "Normie", ale może nie jestem "obiektywny", bo lubię go prawie we wszystkim. I śmiało np. zawsze będę stawiał jego Otella przed np. Placido Domingo...
    Dzisiaj nie ma, oczywiście, prawdziwej Normy. Takiej na miarę Callas czy Caballe, ale jeszcze niedawno duże wrażenie zrobiła na mnie w tej roli June Anderson.
    Co do Netrebko...Ona ma to chyba zaplanowane w 2014 w ROH. Problemem jest jednak brak odpowiedniej szkoły prawdziwego włoskiego śpiewania, stylu bel canta. Napewno jednak Netrebko potrafi się momentami bronić urodą głosu, siłą i przebłyskami błyskotliwej interpretacji czego dowiodła jej "Anna Bolena" w Wiedniu. Dlatego nie skreślam Rosjanki zupłenie w roi Normy, choć podzielam obawy.Robert.

    OdpowiedzUsuń