Haendel napisał całe mnóstwo oper, ale “Giulio Cesare” to
z pewnością jego największy hit. Widziałam go już w wielu wersjach, ale nadal
ciekawi mnie każda kolejna, bo to dzieło daje dużo możliwości zarówno śpiewakom
jak inscenizatorowi. Wprawdzie mam już swojego „Giulio” (Glyndenbourne 2005, o którym
już pisałam), lecz nie zawadzi sprawdzić , czy przypadkiem ktoś nie wystawił
tego równie dobrze. Sprawdziłam więc jak powiodło się Laurentovi Pelly niecałe
2 lata temu w Opera Garnier pokonując nieufność wobec Natalie Dessay w roli
Cleopatry. Produkcja, z pewnymi zastrzeżeniami okazała się całkiem przyjemna, diva
niestety się nie obroniła. Po odsłonięciu
kurtyny znajdujemy się w dziale starożytności jakiegoś, najprawdopodobniej
kairskiego sądząc po karnacji statystów
muzeum. Pracownicy techniczni uwijają się przygotowując ekspozycję i nie
zauważając wcale, że eksponaty mają do załatwienia mnóstwo ważnych spraw – żyją
własnym życiem. Konfrontacja Cezara z Ptolomeuszem odbywa się , gdy obaj
panowie zasiadają każdy w swojej gablocie. Głowa zabitego Pompejusza okazuje
się być głową odciętą od wspaniałego posągu, Cleopatra i Tolomeo szaleją
używając jako podłoża do owych igraszek olbrzymiego posągu faraona ( tu jedno z
zastrzeżeń – czy Dessay musiała koniecznie niedwuznacznie anglezować na nosie
faraona?). W drugim akcie znajdujemy się na moment w innej sali naszego muzeum
, co pozwala nam podziwiać rokokowe damy i odpowiednie obrazy. Wiem, że niektórzy się krzywili na tę
koncepcję, ale mnie ona nieco ubawiła. Gdyby tylko nie stawała się momentami
zbyt dosłowna i wulgarna… I gdyby miała dobrą Cleopatrę. Wydaje mi się, że
Natalie Dessay utraciła ostatnimi czasy zdrowy rozsądek i instynkt – porywa się
na partie, których zdecydowanie śpiewać nie powinna.Co z tego, że w ramach
zakreślonych przez reżysera tworzy znakomitą postać niedojrzałej,
rozkapryszonej dziewczynki o wspaniałym ciele kobiety (chapeau-bas,golizna,
którą epatuje jest fałszywa, ale świetna figura widoczna spod prześwitujących
szatek prawdziwa). Niestety wokalnie to także infantylne dziewczątko, jakim
Cleopatra w trzecim akcie być już zdecydowanie nie powinna, nie mówiąc o
wysilonych najwyższych dźwiękach momentami na granicy koguta. Właściwie nigdy nie słyszałam Cleopatry, która by
mnie zachwyciła. Jakieś podpowiedzi? Lawrence Zazzo też nie był na najwyższym
poziomie (ciągle mam w pamięci idealną pod każdym względem jako Cesare Sarah Connolly), ale zrobił swoje fachowo.
Isabel Leonard nieodparcie kojarzyła mi
się z młodą Audrey Hepburn, śpiewała bardzo dobrze, ale wolałabym Sesto o
trochę cieplejszym głosie. Czysto wokalnie najbardziej podobała mi się Varduhi
Abrahamyan , piękny, ciepły właśnie kontralt i doświadczona już w Haendlu
śpiewaczka umiejąca te doświadczenia wykorzystać. Pelly postanowił podkreślić ,
że żałoba Cornelii jest podejrzanie histeryczna, co Abrahamyan zrealizowała z
wyraźną satysfakcją.Do Cornelli i Sesto należy mój ulubiony fragment muzyczny i zalinkowałam go jako pierwszy. Nie pomnę już ile razy widziałam Christophe’a Dumaux w
roli Tolomea ( właściwie tylko raz widziałam go w innej -Giasone’a), doprowadził tę postać do
perfekcji, potrafi ją zagrać na każdy sposób. Tutaj był bliźniaczym odbiciem
swej siostry – rozkapryszonym
dzieciakiem, który w sprzyjających okolicznościach może się stać naprawdę
wredny. Wykazał się znakomitym wygimnastykowaniem i umiejętnościami wokalnymi
na swym zwykłym, wysokim poziomie. Role drugoplanowe nierewelacyjne, radzę
unikać zwłaszcza koszmarnego od strony dźwiękowej Dominique’a Visse. Emmanuelle
Haim poprowadziła swój zespół Le Concert d’Astree ze swą charakterystyczną energią i entuzjazmem, aczkolwiek wielka sala
Opera Garnier nie sprzyja małym, barokowym zespołom i dźwięk czasami troszkę
się rozłaził.
Widziałem to przedstawienie na widowni. "Giulio Cesare" to jedna z moich ulubionych oper, znam ją na wylot, znam też nagrania itd. I mój wyrok po wyjściu z teatru był bezlitosny: dno pod każdym prawie względem.
OdpowiedzUsuńHaim 0, Pelly O, Dessay O (najgorsza Cleopatra jaką w życiu słyszałem), reszta obsady bardzo nierówna oczywiście z pozytywnym wskazaniem na Varduhi Abrahamyan.
Powiem szczerze, że przecierałem oczy, gdy zobaczyłem, że wytwórnia zdecydowała się ten bubel opublikować na DVD.
Beverly Sills była swietną Cleopatrą na płytach, De Niese jest błyskotliwa, choć sam śpiew nie jest najwyższej klasy, Sandrine Piau jest bardzo dobra wokalnie i interpretacyjnie...
R.