czwartek, 3 stycznia 2013

Wesele w Madrycie


Śliczne i zgodne z kanonem to „Wesele Figara” . Nieprzeładowane, ale ładne wnętrza, kostiumy w żywych, właściwych miejscu akcji kolorach -  cóż to za ulga dla zmęczonych współczesną brzydotą oczu… Podobał mi się też pomysł oddzielenia ( tylko w krótkich fragmentach) sceny i proscenium przezroczystą, kolorową kurtyną. Zwłaszcza w czwartym akcie dało to dobry efekt komiczny, kiedy  zajęte pracą z tyłu sceny służące wypełzały zza zasłony by wysłuchać co też ma do zaśpiewania Marcelina. Produkcja Emilio Sagi mogła być naprawdę urocza, i taka też podobno była na premierze w 2009 , ale to wymagało przede wszystkim kwartetu dobrych śpiewaków-aktorów w najważniejszych rolach. Ci w 2011 raczej zawiedli, z jednym, jakże miłym sercu wyjątkiem. Aleksandra Kurzak okazała się fantastyczną Susanną: fertyczna, seksowna i subtelna zarazem , przy tym przyjemna dla oka i, co najważniejsze wokalnie nieskazitelna.  Kurzak ma głos ciemniejszy niż zazwyczaj Susanny miewają, ale to tylko dodatkowy atut , a jej „Deh vieni, non tardar” zabrzmiało cudownie. Figaro, Pietro Spagnoli  śpiewa przyzwoicie, wstydu nie ma (powodu do pochwał też nie), ale nie dość , że jest dla swej narzeczonej grubo za leciwy, to  kompletnie brak mu  temperamentu żywiołowego i sprytnego eks-cyrulika. Podobny przypadek stanowi Natan Gunn jako Hrabia : głosowo jak wyżej, postaci żadnej nie tworzy – nudny jest i wyblakły.  Przecież Hrabia powinien nie tylko pokazać te cechy charakteru, które go ośmieszają ale też męski urok, za którym tak tęskni jego żona. A w 2009 Almavivą był Mariusz Kwiecień, którego z nostalgicznym zachwytem wspominali hiszpańscy recenzenci. … I tak dotarliśmy do Hrabiny – Annette Dasch, która znakomicie zagrała Hrabinę. Zagrała. Bo to, co wydobywało się z jej gardła było jedną wielką katastrofą (oj, ktoś się ucieszy z tej oceny). Intonacyjnie – błąd na błędzie, skrzypliwie-skrzekliwe brzmienie, brak legata, brak wyrazu. Koszmar. Gdzie ta dziewczyna uczyła się Mozarta?  Spuścimy zasłonę miłosierdzia i przyjrzyjmy się rolom drugoplanowym, co w tym spektaklu jest wyjątkowo wdzięcznym zadaniem. Chyba nigdy nie widziałam w „Weselu Figara” tak doskonałego zespołu śpiewaków w tych partiach. Począwszy od Alessandry Marianelli – Cherubina, poprzez Carlosa Chaussona – Don Bartolo, Raula Gimeneza – Don Basilio, Jeanette Fischer – Marcellinę (wokalnie zaledwie OK., ale co za temperament komiczny!) a skończywszy na świetnej Marii Savastano (na ścieżce kariery zgubiła gdzieś drugie imię, kiedyś prezentowała się jako Maria Virginia) – Barbarinie wręcz luksusowej. Dodać należy, że tym razem miłosiernie nie wycięto pomijanych zazwyczaj arii. Kierownictwo muzyczne powierzono Victorowi Pablo Perezowi nie  był to wybór szczęśliwy. Nie nazwałabym jego dyrygowania porażką całkowitą, ale poza czasem nadmiernie szybkimi tempami (co zrujnowalo np. „Aprite..”) dało się zaobserwować (wiem, że się powtarzam, ale takie są fakty) brak właściwego temperamentu,  to w żadnym razie nie był „szalony dzień”. Nie wystarczy trochę pogalopować, żeby orkiestra zalśniła mozartowską energią  tak unikalnie połączoną z subtelnością.

4 komentarze:

  1. Gdzie, Papageno, ogladasz i słuchasz tych oper? Na Mezzo, czy na zywo? Jesli to drugie, to zazdroszczę:)) Póki co z przyjemnością czytam twój blog. Pozdrawiam
    Kalina

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest nas dwoje :-)
    Nie zawsze się zgadzam z Papageną, ale czyta się jej blog bardzo przyjemnie. Bo pisze z pasją do opery i ładnym, żywym językiem. Ale słodzę, aż się przeraziłem...
    Może będzie więcej takich blogów w j.polskim. To wypełni smutny brak na polskim rynku czasopisma o tematyce operowej, publikacji itp. Nie ma u nas profesjonalnych autorów i prawdziwych krytyków operowych, których opinie budzą zaufanie. I pomyśleć, że w mniejszych krajach jak Węgry czy Holandia jest pod tym względem o niebo lepiej. Robert.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za dobre słowo, zawsze jest miło wiedzieć, że tam, po drugiej stronie nie tylko ktoś jest, ale czasem mu się podoba moja pisanina. Nie zawsze się zgadzamy - na szczęście, toby dopiero nudno było!Kalino, ze spektaklami różnie bywa , czasem to bywa TV, czasem DVD, a czasem (za rzadko, niestety) teatr. Żałuję bardzo, że ani czas i obowiązki rodzinno-opiekuńcze ani finanse nie pozwalają mi na to, żeby zawsze, lub chociaż najczęściej był to teatr.Pozdrawiam wzajemnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Może będzie więcej takich blogów w j.polskim."

    No to daję link: http://wariacjeoperowe.blox.pl/html

    OdpowiedzUsuń