Chyba
najładniejsza obsada jaką zdarzyło mi się w życiu w operze oglądać: od
protagonistów po role drugoplanowe
wszyscy piękni i zgrabni. Czyli very trendy . We Włoszech "bella figura" jest najważniejsza od początku świata zaś przedstawienie pochodzi z Bolonii. Przyjemność dla oczu była niewątpliwa, z uszami
różnie bywało. Inscenizacja obywająca się bez modnych „rewelacji” i trzymająca
didaskaliów, libretta i tekstu niezmiernie rzadko się obecnie w Europie zdarza,
toteż patrzyłam z sentymentem. „Purytanie” nie należą do dzieł o specjalnie
skomplikowanej bądź ekscytującej akcji a w dodatku główna bohaterka jest
postacią dość absurdalną – to popada w szaleństwo, to odzyskuje zmysły i tak w
kółko. Bohaterskie pohukiwania tenora też są raczej nieprzekonujące, pozostaje
więc skupić się na muzyce zaś o prawdopodobieństwie psychologicznym zapomnieć.
Nino Machaidze wygląda na 10 lat młodszą
wersję Anny Netrebko ale głos ma jaśniejszy i nie tak lejący. Wszystkie nuty
były na właściwych miejscach, dziewczę szalało wdzięcznie – czegóż więcej
chcieć od Elviry… Arturo – Juan Diego Florez to maestro w partiach belcantowych
, pięknie śpiewa, wyciąga oszałamiające góry, ma nienaganne legato, przyzwoicie
gra (w ramach konwencji) a na domiar wszystkiego jest przecudnej urody. Gabriele Viviani to
mężczyzna wysoki, postawny i nader urodziwego oblicza. Dysponuje też ciepłym,
bardzo ładnym głosem, ale używa go dość niechlujnie , jego Riccardo wyraźnie
woli pokrzykiwać niż wyrażać sentymenty co odbija się zwłaszcza na jego arii.
Śpiewający wuja Elviry Ildebrando
D’Arcangelo dosyć zabawnie wyglądał w siwej peruce, chociaż i tak był
pociągający. Nie przepadam natomiast za trochę głuchą i matową barwą jego
głosu, chociaż od strony technicznej zastrzeżeń żadnych. Orkiestra na początku
brzmiała trochę katarynkowo, za hałaśliwie, później nabrała nieco płynności. Dyrygentowi,
Michele Mariotti zdecydowanie gratulacje się nie należą. "Purytanów" należy jednak, mimo tych zastrzeżeń oglądać póki jeszcze jest szansa. Niedługo, jako opera niespecjalnie inspirująca współczesnych guru reżyserii mogą zniknąć ze scen i długo trzeba będzie czekać na następną okazję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz