Jest
już wagnerowski album Jonasa Kaufmanna,
nagrany dla firmy Decca. Pierwszy
rzut oka na repertuar zaskoczył mnie trochę obecnością Wesendonck Lieder,
których nigdy nie słyszałam w wykonaniu tenora. Z 6 arii połowę Kaufmann śpiewał
już wcześniej, ale są też 3 fragmenty jeszcze w jego interpretacji nieznane:
„Rienzi” , „Tannhäuser” i „Siegfried”. Po przesłuchaniu wiem z całą pewnością,
że będzie jedną z moich ukochanych płyt i stanie na podręcznej półce obok
identycznie zatytułowanej w wykonaniu Pape.
Kaufmann, współczesny tenor nr. 1 (wiem, że niektórzy się sprzeciwiają
tego typu kategoryzacji, ale naprawdę trudno o przykład bardziej ewidentny) nie
zawsze mnie zachwyca. Moim zdaniem jego
role włoskie, które wykonuje z coraz większym upodobaniem bywają
kontrowersyjne. Głos nabiera niebezpiecznie histerycznego, gardłowego brzmienia,
a co gorsze w różnych rejestrach sprawia takie wrażenie, jakby śpiewało
trzech zupełnie odrębnych tenorów. Ale w partiach niemieckich nie ma nikogo, kto choć zbliżałby się do
niego klasą i myślę, że swoje miejsce wśród najlepszych ma już w historii
zapewnione. Płyta potwierdza tę tezę . Oczywiście , to tylko nagranie, więc
możliwości poprawek były nieograniczone, ale kiedy się posłucha, jak Kaufmann
śpiewa Tannhäusera , to oczekiwanie na
to, kiedy zacznie go grać na scenie dłuży się straszliwie. Nie będę próbowała
opisać samego głosu, bo nie da się tego zrobić, ale interpretacja…. Jest w niej
tyle sprzecznych i nakładających się na siebie uczuć, że trudno uwierzyć, iż
można to wyrazić tylko głosem. A można. Jest tu tęsknota, beznadzieja, pogarda,
złość, lęk, rezygnacja, czułość….
Wszystko. Wydawało się komuś , że o
Lohengrinie Kaufmann nie może nam powiedzieć już nic nowego? To proszę
posłuchać „In fernem land”( dodatkowy atut – skreślona przez Wagnera przed
premierą druga część „Opowieści o Graalu”). Sporo obietnic na przyszłość niesie
także Siegfried, ale Kaufmannowi się nie spieszy. W odróżnieniu od Vogta, nawet
nie spróbował zmierzyć się z Tristanem, co bardzo dobrze świadczy o jego
samoświadomości. Za to fragment „Walkirii” zrobił na mnie wrażenie znacznie
lepsze niż w transmisji z MET. Magia nagraniowej techniki czy rozwój? Myślę, że
po trosze jedno i drugie. Z pewnością artysta włożył sporo pracy w tę rolę, to
jest oczywiste i nie chodzi mi nawet o
czystko wokalną stronę („Wälse, Wälse!” ze sceny nie powalało taką potęgą brzmienia) ,
ale o aktorstwo. Tam mieliśmy próbkę ,
tu już mamy Siegmunta. „Wesendonck Lieder” pamiętam najlepiej i tak też
wspominam wykonane cudownie głębokim altem Jadwigi Rappe. Interpretacja
Kaufmanna ( wszak to znakomity liedersanger ) jest nieoczekiwanie bardziej
miękka i świetlista. No i te niebiańskie piana i pianissima! Wszystko to powoduje, że na „Parsifala” nie
mogę się już doczekać. I podejrzewam, że nie ja jedna.
Kaufmann od zawsze nagrywa dla Dekki.
OdpowiedzUsuńSłusznie, już poprawiłam, dziękuję.
OdpowiedzUsuń