wtorek, 12 lutego 2013

Kaufmann - Tannhäuser wyczekiwany


Jest  już wagnerowski album Jonasa Kaufmanna, nagrany dla firmy Decca. Pierwszy rzut oka na repertuar zaskoczył mnie trochę obecnością Wesendonck Lieder, których nigdy nie słyszałam w wykonaniu tenora. Z 6 arii połowę Kaufmann śpiewał już wcześniej, ale są też 3 fragmenty jeszcze w jego interpretacji nieznane: „Rienzi” , „Tannhäuser” i „Siegfried”. Po przesłuchaniu wiem z całą pewnością, że będzie jedną z moich ukochanych płyt i stanie na podręcznej półce obok identycznie zatytułowanej w wykonaniu Pape.  Kaufmann, współczesny tenor nr. 1 (wiem, że niektórzy się sprzeciwiają tego typu kategoryzacji, ale naprawdę trudno o przykład bardziej ewidentny) nie zawsze mnie zachwyca. Moim zdaniem  jego role włoskie, które wykonuje z coraz większym upodobaniem bywają kontrowersyjne. Głos nabiera niebezpiecznie histerycznego, gardłowego  brzmienia,  a co gorsze w różnych rejestrach sprawia takie wrażenie, jakby śpiewało trzech zupełnie odrębnych tenorów. Ale w partiach niemieckich  nie ma nikogo, kto choć zbliżałby się do niego klasą i myślę, że swoje miejsce wśród najlepszych ma już w historii zapewnione. Płyta potwierdza tę tezę . Oczywiście , to tylko nagranie, więc możliwości poprawek były nieograniczone, ale kiedy się posłucha, jak Kaufmann śpiewa  Tannhäusera , to oczekiwanie na to, kiedy zacznie go grać na scenie dłuży się straszliwie. Nie będę próbowała opisać samego głosu, bo nie da się tego zrobić, ale interpretacja…. Jest w niej tyle sprzecznych i nakładających się na siebie uczuć, że trudno uwierzyć, iż można to wyrazić tylko głosem. A można. Jest tu tęsknota, beznadzieja, pogarda, złość, lęk, rezygnacja,  czułość…. Wszystko.  Wydawało się komuś , że o Lohengrinie Kaufmann nie może nam powiedzieć już nic nowego? To proszę posłuchać „In fernem land”( dodatkowy atut – skreślona przez Wagnera przed premierą druga część „Opowieści o Graalu”). Sporo obietnic na przyszłość niesie także Siegfried, ale Kaufmannowi się nie spieszy. W odróżnieniu od Vogta, nawet nie spróbował zmierzyć się z Tristanem, co bardzo dobrze świadczy o jego samoświadomości. Za to fragment „Walkirii” zrobił na mnie wrażenie znacznie lepsze niż w transmisji z MET. Magia nagraniowej techniki czy rozwój? Myślę, że po trosze jedno i drugie. Z pewnością artysta włożył sporo pracy w tę rolę, to jest oczywiste  i nie chodzi mi nawet o czystko wokalną stronę („Wälse, Wälse!”  ze sceny nie powalało taką potęgą brzmienia) , ale  o aktorstwo. Tam mieliśmy próbkę , tu już mamy Siegmunta. „Wesendonck Lieder” pamiętam najlepiej i tak też wspominam wykonane cudownie głębokim altem Jadwigi Rappe. Interpretacja Kaufmanna ( wszak to znakomity liedersanger ) jest nieoczekiwanie bardziej miękka i świetlista. No i te niebiańskie piana i pianissima!  Wszystko to powoduje, że na „Parsifala” nie mogę się już doczekać. I podejrzewam, że nie ja jedna.

2 komentarze: