Ten
post, jak niewiele innych będzie wymagał ode mnie ustalenia pryncypiów. Jeśli ktoś oczekiwałby suchej , obiektywnej
relacji – tu jej nie znajdzie. Także dla tego, że moim zdaniem obiektywizm w
stanie czystym należy do kategorii absolutu , więc de facto nie istnieje.
Jakbym się nie starała zachować trzeźwość ocen , zawsze będą one skażone moim
„lubię” i „nie lubię”, moimi sentymentami i niechęciami . Trudno - walka z tym jest właściwie zawsze mało
skuteczna, choć niektórzy profesjonalni dziennikarze udają , że pożądany a
nieosiągalny stan pełnego obiektywizmu osiągnęli. Ja nie. Nie muszę, ale
podejmuję starania. W wypadku Placida Domingo czuję się jednak całkowicie
bezradna. On był moją operową pierwszą miłością i jest poniekąd odpowiedzialny
za to, że wzbudziłam lekką konsternację w niespecjalnie muzykalnej rodzinie
interesując się czymś tak dziwacznym i zbędnym normalnemu człowiekowi. To
właśnie ten głos spowodował , że zainteresowanie przerodziło się w pasję
generującą zdziwienie otoczenia i mnóstwo wydatków, ale także wspaniałe
przeżycia , których nie oddałabym za nic. Niegdyś, kiedy zaczynałam, a Maestro
był u szczytu tenorowych możliwości wymagało to także czynów heroicznych – czy
ktoś pamięta jeszcze kolejki pod Instytutem Węgierskim w dniach dostawy
licencyjnych płyt lub bezcenną panią z Instytutu Niemieckiego , która melomana
rozpoznawała „na węch” i bez dodatkowych gratyfikacji zostawiała mu szczególne
atrakcje? Byłam wówczas późną nastolatką, ale do dziś pamiętam uczucie
absolutnego zachwytu, kiedy jechałam do domu ściskając w spoconych z emocji
dłoniach „Bal maskowy” pod Abbado z Domingiem w roli Riccarda. Dlatego proszę,
niech nikt nie wymaga ode mnie, abym siekła go biczem satyry za sam pomysł przestawienia
się na partie barytonowe. Nie on pierwszy ( przed nim byli na przykład Vinay i
del Monaco) i pewnie nie ostatni.
Aczkolwiek zapewne Domingo zrobił to najbardziej skutecznie, ale też ma pozycję
i możliwości , których nikt przed nim w ciasnym , operowym światku nie
osiągnął. Zanim przejdę do konkretów, czyli płyty „Verdi” deklaruję stanowczo –
wiem ile lat ma „ młody baryton”, słyszę ograniczenia, które to powoduje , tak
jak i to, że Domingo barytonem nie jest i nie będzie do końca świata. Dixi.
Teraz mogę w spokoju ducha przejść do relacji. Krążek zawiera fragmenty 9 oper
i tylko 2 z nich Domingo miał okazję wykonywać na żywo w nowym wcieleniu (+
„Rigoletto”). Czy można przypisać tym wykonaniom jakieś cechy wspólne, poza ,
oczywiście ową „niebarytonowością”? Ano
… to, co zawsze. Bo chociaż głos artysty 72-letniego nie brzmi tak jak 20 wiosen
wcześniej, bo nie może, jest to nadal barwa wyjątkowej urody, tyle, że nieco
przydymiona. Wiek objawia się tu leciutkim falowaniem dźwięku, ale nie jest to
zjawisko dokuczliwe czy przeszkadzające w słuchaniu. Dół skali nie sięga
rejonów bez kłopotów osiąganych przez autentycznych baritone verdiano, ale
chyba nikt się tego nie spodziewał. Za to góra , niewymagająca tenorowych
szczytów jest znacznie łatwiejsza. Los sprawił, że kariera Dominga dobiega
końca w czasach, w których tych autentycznych śpiewaków verdiowskich prawie nie ma. Nie deliberowałabym nad tym
jednak zbyt intensywnie - taka faza po
prostu, za to barytonów lirycznych mamy dużo i świetnej jakości. Ten fakt działa jednak na korzyść Dominga – nie bardzo jest go z kim porównywać
, przynajmniej pod względem interpretacyjnym, bo głównie tu się objawia
współczesna mizeria. Sam materiał głosowy bywa zupełnie niezłej klasy , ale na
scenie brak indywidualności i wyrazu daje się we znaki boleśnie. A czego jak
czego, ale wyrazu Placidissimo na pewno nie brakuje. I to zarówno w planie
ogólnym , jak w szczególikach. Przejdźmy jednak do konkretnych przykładów.
Otwierający płytę Macbeth wydał mi się nieco zbyt liryczny, za mało gniewny.
Ale następujący po nim Rigoletto to już zupełnie inna historia. Jako tenor
Domingo miał niewiele szans na wyrażanie takich emocji jak teraz – posłuchajcie
chociażby jego „Pari siamo” i tego fragmentu, gdy Rigoletto wymienia przewagi,
jakie los podarował Księciu Mantui. Przy słowie „bello” następuje coś w rodzaju
cichego prychnięcia, i jest w tym wszystko – gniew, zazdrość szpetnego garbusa i
skarga na niesprawiedliwość nieba. Drobiazg, ale jakże znaczący! „Eri tu” z mego ukochanego „Balu maskowego”
stanowi doskonały konglomerat wściekłości, rozczarowania, żalu za utraconym .
Tak to napisał Verdi, ale niewielu śpiewaków potrafi dokładnie zrealizować jego
zamierzenia , zazwyczaj jest zbyt groźnie albo zbyt sentymentalnie. Nie tu. „Di
Provenza” to całkiem inna historia, można się skupić na dopieszczaniu i
zaokrąglaniu frazy, nie ma gwałtownych zmian nastroju, jest tylko czułość i
prośba. A że partia już w partyturze przeznaczona została na wysoki baryton, w
głosie Dominga leży idealnie. Podobnie jak król Karol ( a właściwie przyszły
cesarz Karol V, którego jeszcze w twórczości Verdiego spotkamy) wspominający z żalem i tęsknotą swe zielone
lata. Simone Boccanegrę już w wykonaniu Dominga doskonale znamy, wersja płytowa
ma te same zalety, co sceniczna – rzadko spotykane autorytet i godność
niewykluczające wcale głębokich uczuć ojcowskich i sentymentalnych. Żeby
zachować pełną uczciwość muszę wspomnieć o rolach, które Dominga moim zdaniem
przerosły czystko wokalnie, są po prostu za nisko dla niego napisane – Hrabia
Luna i Carlo z „Mocy przeznaczenia” . To nie są złe interpretacje, ale bardzo
wyraźnie nie na ten głos. A żeby zamknąć moją relację pozytywem na koniec
zostawiłam sobie Markiza Posę, który mnie zaskoczył. Spodziewałam się Posy
bardziej sentymentalnego i czułostkowego , w co przy tej roli łatwo jest
popaść. Nic z tego. Posa Dominga to nie zakochany amant, ale mentor i
przyjaciel w jednym, używa nie tylko tonu błagalnego, jest w obliczu śmierci
stanowczy i skupiony na celu. I stosunkowo niewiele pojękuje, nie ułatwia sobie
zadania „łezką” . Maestro towarzyszy w tym nagraniu Orquestra de la Comunitat
Valenciana pod batutą Pablo Heras-Casado i grupka jego protegowanych laureatów
„Operaliów”, z których Aquilles Machado
już dawno wyrobił sobie pewną markę na światowych scenach. Baczniejszą uwagę
radziłabym zwrócić na piękną Angel Joy
Blue, o której , jak podejrzewam, za chwilę może być głośno (dziś ma 29
lat).Podsumowując – oczywiście wiem, że interpretacja , nawet najbardziej
poruszająca i mistrzowska bywa za często zasłoną dla braku umiejętności
technicznych czy też zwyczajnych problemów głosowych. Ale to , moim zdaniem,
nie ten przypadek.
Szkoda,że nikt nie chce nic "chlapnąć" na temat wielkiego Placida. Jakoś ostatnio przycichło-no w końcu Domingo to nie Anja czy Jonas, a baryton to przecież wyłącznie MK.Szkoda! Pozdrawiam Papageno i jeszcze raz sorry za JK,rzeczywiście ma piękny głos i muzykalność,choć to,że np. niektórzy na YouTube uważają go za barytona powinno dawać do myślenia,bo to przecież ewidentny tenor.Może gdyby korzystał bardziej z "maski",głos miałby więcej blasku,dlaczego ludzie uparcie chcą mu tę możliwość odebrać? Placido zachował wspaniałą barwę właśnie dzięki śpiewaniu "z przodu" i w wysokiej pozycji głosu. Może oddech już trochę słabszy,ale trudno w tym wieku inaczej.Najbardziej podobają mi się Germont i Rigoletto. Luna i "Moc" faktycznie wymagają nowego Cappuccillego.Ale słucha się tego nieźle,oby tylko nie powstał nowy standard,bo ludzie mają tendencję do uproszczeń:"nie mamy verdiowskiego barytona,to niech zaśpiewa emerytowany tenor"! Paweł
OdpowiedzUsuńMoże Domingo nie budzi już takiego zainteresowania jak młodsi i seksowniejsi. Albo, co podejrzewam niewiele osób tę płytę ma i mogło przesłuchać. Do sieci , zdaje się nikt jej jeszcze nie wrzucił, a kupowanie .. sam wiesz. To trzeba być fanem, maniakiem albo krezusem. Mnie dotyczą tylko dwie pierwsze kategorie, niestety.A czym sie Maestro od innych, nawet wspaniałych niegdyś śpiewaków różni, miałam ostatnio przykład bardzo smutny. Po wysłuchaniu salzburskiej "Giovanny" trafiłam na DVD ze spektaklem tejże z Parmy, 2008. Giacoma śpiewał Renato Bruson, który miał wówczas 72 lata , czyli tyle, ile dziś Domingo. Śpiewał ... mój Boże, te ohydne dźwięki , które on wydawał trudno tak nazwać. A był przecież mistrzem, uwielbiałam jego charakterystyczny głos. Za Jonasa nie przepraszaj - kompletnie różne opinie nie przeszkadzają przecież pogadać. Mam wrażenie, że stosujemy różne kryteria oceny, po prostu. Ale - znów czegoś nie rozumiem - o co Ci chodzi z tym MK? Za dużo o nim? Trudno , do bycia fanką się przyznaję,(jestem w dobrym towarzystwie - do tego samego przyznawały sie publicznie Netrebko, DiDonato i Dessay) moim zdaniem są powody i możesz być pewien, że każdy jego nowy występ na którym będę odnotuje skrupulatnie.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie chodzi o to,że kogoś jest za dużo,ale wszystkie dzisiejsze blogi i strony operowe,w tym zagraniczne,kręcą się wokół kilku nazwisk we wszystkich możliwych konfiguracjach.Ostatnio słyszałem z satelity radiową retransmisję "Włoszki w Algierze" z Turynu,spektakl rewelacyjnie śpiewany i grany.Jakoś tak dziwnie się dzieje,że w tych mniejszych teatrach można często spotkać doskonałych młodych śpiewaków,których takie "kółka adoracyjne" o jakich wspominasz,nigdy nie dopuszczą na te wielkie "medialne" sceny. Czy komuś mówią coś takie nazwiska jak dramatyczny sopran Maria Jose Siri,lub bas Carlo Lepore,a to tylko pierwsze z brzegu przykłady. Posłuchaj takiego barytona http://www.youtube.com/watch?v=TGz2SvmdPkg,zrozumiesz o co mi chodzi.Bruson,czy Caballe powinii już zakończyć i nie narażać na szwank swojej legendy.Płyty są faktycznie drogie,choć znalazłem w Empiku arie verdiowskie Leonarda Warrena za 38 zł,może to jest odpowiedź na barytonowe "niedostatki" Dominga.Trochę zaniepokoiło mnie Twoje stwierdzenie,że kryterium oceny śpiewaków dzisiaj jest seksowność,źle by to było! Być może moje opinie są trochę ostre[postaram się stonować],ale uważam,że ludzie mogliby mieć dzisiaj o wiele większy wybór,a nie zauważają tego,że ktoś świadomie im ten wybór ogranicza. Paweł
OdpowiedzUsuńNie przesadzaj, Pawle, Teatro Regio w Turynie to nie jest "mały teatr". Po mojemu to jeden z bardziej znaczących w Europie, a jakie tradycje! Mają w zakładce z archiwum obsady sezonów z lat nawet dość odległych.
UsuńCo do Kaufmanna. Zawsze wielkie osobowości budzą kontrowersje. Jego śpiew bywa nieortodoksyjny, ale przecież o niejakiej Marii Callas też swego czasu wypowiadali się różni "nauczyciele śpiewu" itd.
Mam kolegę, operę trawi o tyle o ile, ale Kaufmanna słuchać nie może, bo twierdzi, że jego śpiew jest "sztuczny i zmanierowany". Ja też słyszę tam różne manieryzmy (któż ich nie ma), ale jednakże jego muzykalność, zaangażowanie, fantastyczne umiejętności językowe (jak ten Niemiec śpiewa po francusku, mon Dieu!)- te i inne cechy rekompensują mi elementy kontrowersyjne. Robert.
Oczywiście,Teatro Regio to scena z tradycjami,niemniej nie jest to teatr "medialny" w takim sensie,jak MET.Co do Kaufmanna,zgadzam się z wszystkimi jego pozytywnymi cechami przez Ciebie wymienionymi,ale te kontrowersje to akurat nie sprawa ortodoksji. Ostatnio przeczytałem wypowiedź jakiegoś Niemca,który napisał,że jest wielkim fanem Kaufmanna,ale obawia się,że tą techniką zniszczy on sobie za kilka lat głos.Jak wiesz,Callas też nie utrzymała długo swego najwyższego poziomu i może ci różni "nauczyciele śpiewu" mieli trochę racji.Głos to bardzo delikatna sprawa,nigdy nie wiadomo,kiedy odmówi posłuszeństwa,wystarczy jeden nierozsądny krok.Zaliczył to nawet tak fenomenalny głosowo baryton,jak Sherrill Milnes. Jego recital w Warszawie na pocz.lat osiemdziesiątych odwołano wcale nie z przyczyn politycznych,tylko z powodu wielomiesięcznej utraty głosu. Potem jeszcze śpiewał,ale już nie tak znakomicie.Zresztą,kto wie jak wyglądałby dzisiaj głos JK,gdyby używałby on właściwych rezonatorów,może właśnie byłby jeszcze piękniejszy. Wszyscy zachwycają się tą jego rzekomą "barytonowatością",która w rzeczywistości jest tylko sztucznym zaciemnieniem głosu w jamie gardłowej.To naprawdę nie jest kwestia kontrowersji,pamiętam,że w jeździe figurowej na lodzie punktowano za wrażenie artystyczne i osobno za technikę,podobnie jest w skokach narciarskich.Dlaczego dzisiejsi śpiewacy operowi mają być oceniani kryteriami piosenkarskimi? Paweł
UsuńDopiero teraz zauważyłem Twoją wypowiedz.
UsuńZ pewnością jest ziarno przykrej prawdy w tym, co piszesz o Kaufmannie i Callas. Z drugiej strony: to wybór artysty. Jeden chce powolutku do skutku oraz długo do zasłużonej emerytury. Inni zamierzają strzalać jak korek od szampana do którego (tj. do szampana :-) ) zresztą Maria się porównywała.
Chyba zawsze było tak, że niektórzy śpiewacy porywali tłumy zaś niektórzy profesjonaliści (np. nauczyciele śpiewu) marszczyli brwi. Pamiętam jak znajoma pani profesor powiedziała, że Bartoli nigdy by u niej nie zdała egzaminu z emisji.
Sztuczki Kaufmanna z "barytonowym brzmieniem" są pewnie faktem. Czy byłby głos piękniejszy? Trudno mi powiedzieć - słyszałem Jonasa przed laty w Dreznie, gdy jeszcze nie był tzw. dużym nazwiskiem: śpiewał mniej więcej tak jak obecnie, choć chyba dzisiaj jego głos jest jakby bardziej otwarty i soczysty. Cokolwiek by powiedzieć: Artysta. I to jest (dla mnie) najważniejsze. A czy będzie śpiewał jeszcze 5 czy 20 lat - jego sprawa. Robert. Moim zdaniem już jego Werter, Jose czy Loengrin przeszli do historii.
Callas śpiewała na swoim szczycie raptem może 5-6 lat. A dla kolejnych pokoleń śpiewaczek jej Lucia, Violetta czy Norma jest "punktem odniesienia". Robert.
Pewnie mógłbym się Robercie z Tobą zgodzić,bo rozsądnych używasz argumentów, tyle,że dla mnie prawidłowa technika jest nieodłącznym składnikiem artyzmu.Kiedyś na jednej z naszych Najwyższych Uczelni Wokalnych mawiano:"nie ma głosu,ale dajmy mu szansę,bo jest dobry z aktorstwa".I to jest coś z tej bajki.Pokaż mi skrzypka lub pianistę,którzy dochodzą na szczyty,nie mając doskonałej techniki.Ze śpiewem operowym bywa niestety tak,jak w piosence znanego krakowskiego aktora.Młoda Bartoli dysponowała doskonałą techniką["Cyrulik dla DEKKI],później się zmanierowała na użytek mikrofonu i kamery.A w "Ingemisco" zdecydowanie pozytywnie i uprzejmie polecam jednak Pana Pavarottiego. Paweł
UsuńO technice pewnie można długo. Bardzo długo. Jasne, dobra technika jest nieodzowną częścią artyzmu. Ale dobra technika bez owego artyzmu to już dla odbiorcy nic zgoła. A teatr operowy i jego artyści są wszakże dla emocji widza, a nie znawców techniki. Zresztą, moim zdaniem, ta ostatnia też jest, wbrew opiniom "różne głosy-jedna technika" kwestią indywidualną.
UsuńOczywiście są i tacy odbiorcy, którzy słysząc pewne odstępstwa od "norm technicznych" nie są w stanie zaakceptować śpiewaka, odbierają mu prawo do bycia artystą.
Dla mnie aktorstwo wokalne i sceniczne są równie ważne. Oczywiście też mnie często irytuje zjawisko na scenie operowej "śpiewających aktorów" (Nadja Michael, Natalie Dessay, Patricia Petibon itd.)., czyli śpiewaków, którzy niedostatki głosu, techniki i stylu nadrabiają aktywnością/nadaktywnością sceniczną. Robert.
Panowie! Gdyby technika wystarczała, to wszyscy ci Koreańczycy, którzy wygrywają konkursy wokalne (pisałeś sam o tym, Pawle) robili by później oszałamiające kariery. Nie robią, bo nikt ich słuchać nie chce.Są poprawni, ale nudni. Podobnie się dzieje z azjatycką młodzieżą pianistyczną - biorąc pod uwagę imponującą technikę palcową, którą ma większość z nich (a jest ich legion) zadziwiająco mało zostaje potem skutecznie na wielkich estradach koncertowych.W sytuacji idealnej mielibyśmy śpiewaków o doskonałej podstawie technicznej, pięknym głosie, dużych możliwościach wyrazowych, doskonałym aktorstwie scenicznym i odpowiedniej powierzchowności. Tyle, że to musiały by być cyborgi. Czy miałabym stracić możliwość słuchania ... wiadomo kogo z powodu jego nieortodoksyjnej techniki? Nie zgadzam się! . O ile wiem, używał prawidłowej przez ładnych parę lat i o mało nie skończyło się utratą głosu. Może to jakaś niewielka anomalia fizyczna, ale coś ewidentnie powoduje , że używając tej "nieprawidłowej" stał się tym , kim jest dziś. Artystą. Nie o każdym śpiewaku można to powiedzieć, oj, nie o każdym. A, że nie wszyscy odbieramy sztukę, także wokalną identycznie? Trudno, a może na szczęście.Ja jestem przypadkiem kuriozalnym, bo doceniając Callas nie słuchałam jej nigdy dla przyjemności. Nie lubię jej głosu, po prostu. Taki myk.
UsuńMoże to mało taktyczne pod względem temperatury dyskusji, ale się podpisuje pod Twoimi wnioskami, Papageno. Szkoda tylko, że nie lubisz Callas, ale, cóż, nikt nie jest doskonały (oczywiście, żartuję :-) )
UsuńRobert.
Oczywiście,Papageno,to wszystko prawda,ale pomijając ten szczególny przypadek,którego słuchanie mnie nie sprawia wielkiej przyjemności[podobnie jak Tobie Callas],musimy jednak wziąć pod uwagę niezbyt wielki wybór wybitnych śpiewaków dziś w ogóle.Przyczyną jest niestety fatalny stan pedagogiki wokalnej,a w Polsce wręcz tragiczny.Pisze o tym Pan Kamiński w jednym z artykułów blogu Pani Szwarcman-pisze bardzo ostro,a ja z nim się zgadzam.Nie każdy młody śpiewak będzie miał charyzmę Kaufmanna,więc niech chociaż technikę ma przyzwoitą.Robert wspomina historyczność jego Lohengrina,zgoda,ale kto jest dzisiaj w tej partii jego rywalem-Vogt,o matko! A taki tenor,który miał wszystko już kiedyś był,nazywał się Franco Corelli-znasz go przecież doskonale,kim jednak byłby żyjąc w czasach dzisiejszego dostępu do mediów? Atacy wspaniali tenorzy,jak Gedda i Bonisolli-mistrzowscy wokalnie i jak najbardziej sceniczni.Na zbyt wiele pozwala się dziś śpiewakom,ale kto to ma ocenić,publiczność,która w środku Improwizacji Cheniera bije brawo? A już zupełnie na marginesie- Rene Pape nie powinien śpiewać Wotana,czy Sachsa,to nie jego rejony,potem odbija się to na "Requiem". Za to jest najwspanialszym Królem Marke,jakieo słyszałem.Pozdrawiam Paweł Tu link do p.Kamińskiego http://szwarcman.blog.polityka.pl/2011/05/17/iwent-byl-momenty-byly/
UsuńCorelli ... Nie wiem kim byłby dziś, ale to nie mój typ. To był tenor ze wspaniałym głosem, świetną techniką i podziwu godną urodą. Ale moim zdaniem wszystko śpiewał podobnie i ja winię narcyzm, który wyłaził z każdej jego interpretacji. Bonisolli aktorem? Prawie mnie zaszokowałeś. O ile pamiętam, jego aktorstwo polegało na katalogowych gestach, ze skłonnością do gwałtownych wykroków i wyrzutów rąk w dramatycznych momentach. Natomiast nie wiem, jakim aktorem był Gedda, ale "na uszy" brzmiał świetnie także pod tym względem.Historyczność kaufmnannowego "Lohengrina" na tym polega, że nie chodzi o jego współczesną (rzeczywiście pożal się Bożę) konkurencję, tylko o całokształt. Za to zgadzam się z Tobą w sprawie Pape - Wotan to nie jego rola, choć i tak brzmi w niej lepiej niż Terfel. Ale nie sądzę, żeby to jakkolwiek wpłynęło na "Requiem". Poza Markiem Rene był tez wspaniałym Gurnemanzem.Temat kryzysu wokalnego i szkolnictwa jest przepastny, nie mamy chyba szans go tu przedyskutować.
UsuńWow Papageno, nie spodziewałam się kiedykolwiek przeczytać/usłyszeć opinii o Franco Corellim wręcz identycznej z moją! (aż mi głupio tak przytakiwać, bo wyjdę na jakiegoś totalnego lizusa!) Ten wokalny bóg jako artysta nie ma mi niestety nic do przekazania, cały czas śpiewa tylko siebie. (Ponieważ teraz Requiem "mam na tapecie", więc odświeżyłam sobie kilka wykonań i Ingemisco śpiewane przez Corelliego jest dla mnie wciąż i niezmiennie wyrazowo zupełnie nie do przyjęcia, zaryzykuję stwierdzenie że wręcz karykaturalne, podobnie zresztą jak wiele jego operowych interpretacji).
UsuńPodobny problem jak z Corellim zresztą też z Pavarottim - słucham, podziwiam, ale ani mi tam w środku coś drgnie. (W jego Ingemisco znalazłam nawet jedno miejsce, gdzie próbuje coś "interpretować", ale niestety nic z tego nie wychodzi.
Ze średnio starych nagrań Requiem podoba mi się za to subtelność Geddy (ale sam głos raczej nie) i Domingo. Z nowszych wykonań trafiłam na dobrze śpiewającego Meli, natomiast przeraził mnie Calleja.)
A kiedy nagrany ten Calleja? Bo pamiętam, że na początku jego kariery medialnej dziwiłam się szczerze, o co ten hałas, ale potem Calleja zrobił zadziwiające postępy.I co Cię tak wystraszyło? Czyżby ... pohukiwał? Natomiast Pavarotti (chociaż to nie dotyczy akurat "Requiem") miał przynajmniej specyficzny wdzięk, który czasem, a nawet często działał. No i ten wyjątkowy, nie do pomylenia głos - to powodowało, że czasem bardzo go lubiłam słuchać. Ale bałam się okropnie napoczynając jego "Otella" . Miałam niemiłe wrażenie, że gwiazdor zaraz się udusi już przy "Esultate", dalej było równie ekscytująco. Zaś Meli nie jest aktorem, ale należy do tych, którzy wszystko, co trzeba mają w głosie. Emanuje przy tym takim miłym ciepełkiem, a ponieważ tenorzy rzadko bywają szwarc-charakterami uważam to za zaletę.
UsuńRequiem z Calleją jest z Promsów 2011 pod Bychkovem, oczywiście na Yt. Nie wiem czy to było przed zrobieniem wspomnianych przez Ciebie postępów czy już po. Z ciekawości zajrzałam do jego koncertu z Pragi z tego roku - groszek w głosie się zmniejszył, ale to jest nadal tak jakoś mało profesjonalnie śpiewane i wszystko tak samo, Jose niczym się nie różni od Cavaradossiego czy Turiddu, a ci od Wertera, Cyda czy Enzo. I ten ciągły pośpiech, bylejakość i proza, kompletna proza. Przecież to można tak wycyzelować, a on się uwinął z całym koncertem w 70 minut. Całkiem nie moje klimaty znowu.
UsuńTo już jest lepszy Calleja w takim razie. Pamiętasz go jako Tybalta u boku Netrebko i Garancy? Tam dopiero był okropny. Nie powiedziałabym, że on jest mało profesjonalny - moim zdaniem wręcz przeciwnie. I w tym problem ("groszek", którego nie lubię u nikogo to kwestia gustu). Słyszałam go w "Requiem" w Monachium 1,5 miesiąca temu, nie podobał mi się.Ale ja nie jestem szczególną zwolenniczką wielkich koncertów plenerowych w środku miasta, zwłaszcza w przypadku takich dzieł jak "Requiem". Żeby akustycy się nie wiem jak starali dźwięk się rozłazi i wszystko zależy od tego, gdzie siedzisz (stoisz). Byłam, bo żal nie pójść, no i nie darowałabym sobie Pape,ale to nie moja bajka.
UsuńAntytezą Calleji pod wieloma względami jest Jonas. Jemu się nigdy nie spieszy, preferuje raczej wolniejsze tempa, pewnie dlatego że ma tyle do powiedzenia i potrzebuje na to czasu. Właśnie słucham "Niun mi tema", France Musique nadała dzisiaj dwie arie w całości (druga to "Di tu se fedele"), kilka dni temu w BBC3 można było usłyszeć całe "Dio mi potevi". Bardzo wolne tempo, Boże ile tu jest treści, ile on rzeczy robi inaczej niż to się słyszy/słyszało. Jest po prostu fenomenalny.
UsuńSłyszałam te 2 fragmenty z France Musique. Recenzję zostawiam sobie na później, kiedy wreszcie ukaże się cała płyta. Ale już wiem, że nie będziemy się zgadzały. Bo jedem z tych dwóch bardzo mi przypadł do serca, ale drugi - zupełnie nie. Żałuję, że się nie załapałam na "Dio mi potevi" - to jest mój ukochany monolog z "Otella". Ale - jeszcze tylko 10 dni.
UsuńHm, tak myślę i myślę i nie potrafię się domyśleć, który to fragment Ci się nie podobał, i to w dodatku zupełnie nie. Słyszałam jeszcze fragmenty Stretty (z końcówką) i "Celeste" z finałowym diminuendo. Nie będę oczywiście zdradzać szczegółów. Zabawna i ekscytująca jest ta zabawa w kotka i myszkę.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPłyta już za tydzień, wtedy wszystko będzie jasne. A czytałaś kolejny podwójny wywiad z Domingiem i Kaufmannem na Profil.at? Panowie mówią między innymi o dowcipach o tenorach . Ostatnio nie da się znaleźć rozmowy z żadnym z nich bez wzmianki o drugim. Miłe to, mam tylko nadzieję, że nie będzie żadnego wspólnego eventu z panem D jako barytonem i panem K jako tenorem.A słyszałaś o filmie "The Giacomo Variations"? Wiadomo gdzie można znaleźć fajne zdjęcia? Czy Jonas wraca tam do Mozarta? Ciekawostka" rola, jaką gra to ... Count Branicki.
UsuńO filmie czytałam, na zdjęcia Jonas pojechał do Portugalii w przerwie między dwoma salzburskimi Carlosami. Trochę ich można obejrzeć tutaj: http://www.alfamafilms.com/index.php?rub=productions&idProjet=The-Giacomo-Variations. A śpiewał będzie ponoć tercet...Don Alfonsa (?!?) z Dorabellą i Fiordiligii. Trudno to sobie wprawdzie wyobrazić, ale ja zawsze wierzę w rozsądek Jonasa. On się nie raz wypowiadał, że jego marzeniem jest zagranie w normalnym, nieoperowym filmie. Może to więc pierwszy krok w tym kierunku?
UsuńRzeczywiście ostatnio pojawiło się kilka wzajemnych wzmianek Placida i Jonasa o sobie i ten wspólny wywiad w Profilu, ale myślę że to nic wspólnego nie wróży. Jonas nie chodzi na takie skróty, a jeżeli już to rzadko i z dobrym (artystycznie) rezultatem (koncert z Netrebko i Schrottem np.)
Aha, pamiętam, jak Jonas narzekał, że ciągle mu proponuja role śpiewaków, a to nudne. Mówił, że chciałby zagrać czarny charakter w Bondzie. Nieoperowy film i prawdziwa rola w wypadku topowych śpiewaków są jednak niemożliwe - nie ma czasu. Domingo dawno temu miał różne projekty, ale nic z tego nie wyszło, właśnie z tego powodu. Za to pamiętam go w odcinku "Cosby Show" - grał ... chirurga (śpiewającego oczywiście). Za to Calleja właśnie zagrał, razem ze swoimi dziećmi cameo w maltańskim filmie "Adormidera".
UsuńA skoro jesteśmy przy barytonach,to jeszcze jeden "seksowny" link http://www.youtube.com/watch?v=nAzM2D2YxdY,który właśnie znalazłem. Paweł
OdpowiedzUsuńO Mariusza będę walczyć - przecież jest tylu innych barytonów lirycznych, znanych, lubianych i podziwianych, częściej niż on nagrywanych. Żal mi np. strasznie, że jego koronna rola - Hrabia Almaviva nie została zarejestrowana. A zjawisko, o którym piszesz występuje niestety dość powszechnie i jest uwarunkowane przez dwa czynniki - lenistwo agentów i intendentów, którym nie chce się szukać nowych, młodych talentów oraz nasze, publiczności preferencje - na ogół wolimy gwiazdy i tez nam się nie chce szukać . Na szczęście nie wszystkim. Podrzucony link wykorzystam wieczorem, w spokoju. Ale jest przecież ... niestrudzony Domingo , który łowi talenty na Operaliach i promuje je potem wyjatkowo skutecznie (tegoroczny finał w tych dniach). To niestety tylko kropla w morzu potrzeb. Co do seksowności - tak nam media wmawiają, do pewnego stopnia skutecznie. Znasz przecież słynne standardy Gelba i nie mniej słynny przypadek Deborah Voight.Ale nie wszyscy ulegli tej paranoi - gdyby tak było, Stephanie Blythe, którą uwielbiam nie miałaby pracy, podobnie jak John Botha, Angela Meade i kilka innych osób.
OdpowiedzUsuńPłyty jeszcze nie słyszałam, ale pewnie napisałabym z niej podobną recenzję, bo... mam dokładnie ten sam co Ty Papageno operowy "rodowód" i w związku z tym podobnie bym ustawiła priorytety. Instytuty jako Mekki socjalistycznych operomaniaków i skarby z nich wynoszone też wspominam z czułością. A czytałaś wywiad Placida dla Telegrafa?
OdpowiedzUsuńJa mam operowy "rodowód" inny (ja od Callas :-) ) i, powiem uczciwie i szczerze, nigdy fanem Placida nie byłem. Zawsze czułem jakiś przesyt - on był (jest) nienasycony repertuarowo i nagraniowo. Ilość odbywała się często kosztem jakości. I te "tysiące srok za ogon" (tu dyrygent, tam dyrektor, obok "łowca talentów" itd., itp.).
OdpowiedzUsuńAle nie piszę, żeby zirytować Papagenę, lecz żeby pogratulować jej recenzji. Płyty nie znam, fanem nie jestem, a jednak Papagena pisze o tej płycie tak sugestywnie i analitycznie, że przy najbliższej okazji nie omieszkam posłuchać. Robert.
To jest chyba pewna reguła, że kobiety przyciąga męski śpiew, a mężczyzn kobiecy i stąd może też te "krzyżowe" rodowody?
UsuńMiło przeczytać, że masz dobre zdanie o Jonasie. Jesteś pewien, że nie pozwoliłeś sobie tego wmowić?...
Przy okazji, skoro przy nagraniach Verdiego jesteśmy: już wcześniej było słychać o projekcie nagrania przez Pappano Aidy. W wywiadzie we wrześniowym Fono Forum precyzuje on pewne szczegóły: nagranie ma się ukazać w 2015, ma powstać z trzech żywych wykonań w 2014, Aidę ma zaśpiewać nie Angela Gheorghiu (na szczęście) ale Khibla Gerzmava (ojej, nie znam!) - rosyjska śpiewaczka, która śpiewała z nim w Londynie Amelię w Boccanegrze. Pappano mówi, że do partii Aidy potrzebuje lirycznego głosu, a nie verdiowskiej... armaty. Ciekawa myśl! W obsadzie jeszcze Semenchuk, Lucic i Jonas.
A w wywiadzie dla Diapasonu Jonas mówi, że są już całkiem konkretne plany za 3 lub 4 lata dla jego Otella (bo dla Zygfryda nie).
Sprawdziłam Twoje linki , Pawle. Fajny ten grecki baryton w "Cosi" - Guglielmo to moja ulubiona postać w tej operze (głównie z powodu finału). Troszkę zaawansowany wiekiem jak na tę rolę, ale wobec wokalnych umiejętności nic to nie znaczy. Za to drugi pan moim zdaniem okropny. Owszem, męski i przystojny, ale ten drżący głos zupełnie nie dla mnie. Inna sprawa, że na Escamillu niejeden już poległ, to wyjątkowo perfidnie napisana aria.
OdpowiedzUsuńDonno, wywiadu nie czytałam, poszukam, jeśli warto.A dziś ukazuje się "Requiem" Verdiego z przecudnej obsadzie: Jonas, Anja, Garanca i Pape - pod Barenboimem. Uszy "naostrzone" już czekają, oczy też, bo zamówiłam DVD. Mam jeszcze do odsłuchania nowe "Cosi" i Olgę Peretyatko - wysyp płyt pod koniec lata imponujący, aż brak czasu na wszystko.
Dzięki za dobre słowo, Robercie. I nie zirytujesz mnie - jestem bezczelnie pewna swego i na tę samą bezczelność pozwalam innym. To, co Ty nazywasz "łapaniem wielu srok za ogon" ja bym określiła jako wszechstronność i energię tak niezwykłą, że w księdze rekordów winna być zapisana. Znam już Twoją rezerwę w stosunku do Dominga - ale gdyby wszystkim podobało się to samo, byłoby przeraźliwie nudno. Jednak bezwzględnie podziwiam tę życiową parę, jaka napędza Placida - on mógłby być moim ojcem, ale gdybym próbowała żyć jak on, umarłabym z przepracowania po miesiącu.
OdpowiedzUsuńTutaj macie fajny link http://www.youtube.com/watch?v=8c4cjKbHevA,Domingo śpiewa bardzo udanie duet Si,Vendetta z "Rigoletta".Po zakończeniu młoda włoska sopranistka całuje Maestra w rękę,co ten prawdziwy "papież opery" przyjmuje z całkowitą oczywistością,bez mrugnięcia okiem! Paweł
OdpowiedzUsuńAha, Donno, wiem już dlaczego pytałaś o wywiad z Domingiem...
OdpowiedzUsuńJonas będzie miał pewnie ciekawy sezon, zdaje się, że wybiera się do Australii ( to chyba pierwszy raz?). Poza tym festiwale w Glyndenbourne i Salzburgu ogłosiły plany na następny rok. Ciekawie zapowiada się salzburski "Trubadur" z Netrebko, Domingiem i Meli (nie wydaje mi się, żeby on już dojrzał do Manrica, ale Maestrem jako Luną trzeba było zatrudnić lżejszy głos)."Don Giovanni" znów z d'Arcnagelo w roli tytułowej mnie specjalnie nie cieszy. Met zamierza otworzyć sezon 2014/2015 "Weselem Figara", ale właśnie stracili rezysera. Zważywszy, że to Grandage (skupia się na debiutanckim filmie) , może i lepiej. Ciekawa jestem obsady, zwłaszcza Hrabiego i Figara (jako, że bardziej interesują mnie męskie głosy) - czyżby znów duet Kwiecień-Pisaroni? Byle nie Schrott! Znalazłam przypadkiem ciekawy blog A Voice for the Arts - głównie recenzje płytowe, ale jakie! facet analizuje tak drobiazgowo każdą interpretację, można się sporo nauczyć. Tobie, Donno, spodobałaby się na 100% recenzja z "Walkirii" pod Gergievem.
Oczywiście chętnie zajrzałam, jak mówisz że ciekawy to pewnie tak jest. To zupełne przeciwieństwo poprzedniego linka. Autor bloga - człowiek młody, bo 35-letni - pisze w sposób zaskakujący, zupełnie niedzisiejszy - o wszystkim pozytywnie i z niezwykłą uprzejmością lub wręcz galanterią starszego gentelmana, cały czas wyrażając się o każdym wykonawcy per pan i pani (przypomina mi to styl Anthony Tomassiniego z NYT - a może on się na niego specjalnie "stylizuje"?) I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że rzeczywistość chyba nie jest tak różowa jak ją się tutaj przedstawia. Opisywanych płyt raczej nie znam (a misz-masz tu straszny, bo poza operą jest muzyka klawesynowa, koncert fortepianowy Pendereckiego i sto innych różności), ale zainteresowali mnie tenorzy - Massimo Giordano, Nikolai Schukoff czy Saimir Pirgu. Po tasiemcowych peanach jakie pan o nich wyprodukował, pomyślałam sobie, że ja jednak czegoś bardzo ważnego nie wiem i pospieszyłam na Yt żeby zaktualizować swoje dotychczasowe doświadzenia w kontakcie z owymi artystami. Przy Pirgu zachowałam powagę, ale przy dwóch pozostałych panach zabawę miałam przednią, zwłaszcza przy arii Josego ( zupełnie nieoczekiwana salwa śmiechu w jej zakończeniu przez Schukoffa!) Niewątpliwie pouczające.
UsuńPan bloger obiecuje niedługo recenzję nowego Requiem - to chyba tak jak i Ty Papageno. Ja też się zabieram właśnie do degustacji obu płytek (nadmienię, gdy o degustacji mowa, że wspomniany kiedyś deser już skonsumowałam. Ale z pewnych względów nie mogę nic więcej napisać, szkoda...)Pozdrawiam.
A ja zobaczę "Trubadura" z Netrebko i Domingo jeszcze przed Salzburgiem, bo w Berlinie :-) Jestem bardzo ciekaw jak to wyjdzie. Anna w następnym sezonie ostro atakuje verdiowskie szczyty.
OdpowiedzUsuńMeli, zdaje się, już śpiewał Manrica w Wenecji. I chyba niezle mu poszło o ile czegoś nie pomyliłem.Robert.
O, to ciekawe.I cieszy, bo lubię Meli, nawet jego polską płytę kupiłam.Ja nie mam szans na jeżdżenie wszędzie, gdzie bym chciała, ale licze na Ciebie i Twoja relację.
OdpowiedzUsuńPawle, może też powinieneś przeczytać wywiad z Domingiem dla Telegrapha. Pytają go tam o tenora przyszłości i on odpowiada, że taki już jest. Domyślasz się, czyje nazwisko pada. Sądzisz, że Domingo nie zna się na technice wokalnej? Albo nie dość dobrze słyszy? Nie mam pojęcia, jak długo będzie nam dane cieszyć się głosem JK, tego nikt nie wie. Ale, z tego co wiem śpiewa tak jak teraz od mniej więcej 13 lat i oznak zmęczenia nie słychać, wręcz przeciwnie - ten głos rośnie. Mam propozycję - dajmy już tej dyskusji spokój - nie wygląda na to, żebyśmy mieli szanse na konsensus w tej sprawie.
Domingo już kiedyś protegował jednego "tenora przyszłości"-nazywa się on Jose Cura.Wiemy wszyscy,jak teraz śpiewa,podobnie jak paru innych laureatów Operaliów,[np.Schrott!].Callas kiedyś powiedziała,że zna się wyłącznie na swojej technice wokalnej,tak często jest z wybitnymi śpiewakami,nie potrafią uczyć,liczne przykłady można obejrzeć na YouTube.Ostatnio widziałem fajny film,na którym Bruson drapał się jedynie po głowie,w czasie,gdy dziewczyna się rozśpiewywała.Zresztą, w środowisku śpiewaków dużo się mówi,ale rzadko kiedy szczerze,wierz mi,znam doskonale to środowisko.Być może JK ma nadzwyczajne zdrowie i wytrzyma,daj Bóg!Ale nie zmienia to faktu,że dzisiejsza publiczność operowa zbyt często nagradza gromkimi brawami fatalną technikę śpiewu w ogóle.Zresztą,temat JK mnie też już zmęczył. Pozdrawiam Paweł
OdpowiedzUsuńAha,cieszę się,że lubisz Meli,bo to rzeczywiście wartościowy i piękny liryczny tenor,w dodatku Z "ortodoksyjną" techniką. Paweł
OdpowiedzUsuńNie znam się, jak wiesz na technice. Ale ostatnio, oglądając finałowy koncert Operaliów (konkurencja męska w tym roku marniutka) po głoszeniu wyników,ale ich nie znając - laureatów wytypowałam bezbłędnie, co do jednego. Zresztą ( i doskonale to też wiesz) Cura i pan Netrebko to raczej na tym konkursie wyjątki niż reguła.
OdpowiedzUsuńCura i pan Netrebko nie byli na początku źli,pierwsza pucciniowska płyta,którą Cura nagrał pod batutą Placida,jest w miarę do słuchania.Schrott rozczarował mnie fatalnym,piosenkarskim Escamillem w La Scali,wiesz na pewno o którym spektaklu mówię.Ale zniknęła też gdzieś Adriana Damato po błyskotliwych początkach,a Thiago Arancam nie popisał się podobno w warszawskiej "Manon Lescaut".Z głosami męskimi faktycznie jest w świecie kłopot,wszelkie konkursy wokalne w Italii "obskakują" teraz Koreańczycy.Płacą za naukę i wymagają nagród,ale niewiele pozytywnego z tego układu wynika.Chyba jednak lepsza taka kariera,jak Piotra Beczały,bez żadnych konkursów, za to powolutku do skutku. Paweł
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńO "Requiem" pisać nie będę szerzej, bo "mi się nie bardzo podoba", duże rozczarowanie, przynajmniej dla mnie. Nie mam większych zastrzeżeń właściwie tylko do Garancy. Co do bloga, przy całym panoszącym się w sieci chamstwie (wiem, że słowo mocne, ale tak odbieram to co się dzieje), jeśli nawet to stylizacja - OK. Mnie zachwyciły raczej drobiazgowe recenzje z Wagnera,a tam nie wszystko się autorowi podobało,oj, nie wszystko. Mnie jego sposób wyrażania się przypomina nieco Piotra Nędzyńskiego - tyle, że on miał do dyspozycji wizję i leciutkim skrzywieniem potrafił dać do zrozumienia co trzeba. A co do Twojego deseru - doskonale rozumiem, że nie o wszystkim można rozmawiać publicznie, wszak mamy swoje źródła i trzeba je chronić... Może kiedyś spotkamy się w BSO, zapewnie na jakimś występie Kaufmanna , Harteros lub Pape i będzie szansa pogadać bezpośrednio. Przyszły sezon w Met nie wygląda zbyt dobrze (Jonas np. tylko w "Don Carlo" - osobiście mam przesyt - i to z Frittolli i Keenlysidem).
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że częściowo domyślam się powodów Twojego rozczarowania (podkreślam - tylko domyślam się i tylko częściowo). Te zastrzeżenia które ja mam, nie przeszkadzają mi zbytnio w słuchaniu i uważam to nagranie za bardzo dobre. Orkiestra i chór dla mnie wspaniałe, dyrygent zainspirowany i inspirujący, soliści bardzo staranni, interpretacyjnie wysublimowani - dokładnie wiedzą o czym śpiewają. To może truizm,ale z powodu braku tego zrozumienia i jakiegoś wewnętrznego żaru u śpiewaków, nawet jeżeli technicznie są bez zarzutu, tak wiele wykonań Requiem pozostawia mnie niezbyt poruszoną. Ta czwórka to z pewnością wielcy artyści. (Myślę, że efekt byłby jeszcze lepszy, gdyby zarejestrowano nie pierwsze ale trzecie wykonanie (w Salzburgu), które było ponoć zdecydowanie najlepsze.)
OdpowiedzUsuńCarlosa nigdy dość, ale nawet jeżeli odczuwa się teraz pewien przesyt, do do 2015 zdążymy znowu zgłodnieć, tym bardziej że danie podane we francuskim sosie będzie inaczej smakować. Co do pani Frittoli, to chyba nie ma szans, żeby zaszła w ciążę?...
Obawiam sie, że już nie... To dość solidna śpiewaczka, Pappano byłby zadowolony. A Nino Machaidze i Guido Loconsolo zostali rodzicami w sierpniu. Potomek ma na imię Alessandro.
OdpowiedzUsuńW "Requiem zawiódł mnie najbardziej (może dlatego, że najbardziej go podziwiam) Pape. Miałam natrętne wrażenie (zupełnie odwrotnie niż Ty), że właśnie jest obok, a nie w środku. . To mu się zdarza ( nie przy Wagnerze), to samo czułam przy "Fauście" z Met.
Uhm, zaraz sobie o Tobie pomyślałam, gdy słuchałam Rene w tym Requiem - że nie będzie Ci się to podobało. Ja wiem że on tu nie jest "w środku", to innych miałam na myśli, mówiąc o zaangażowaniu. W takim utworze jak ten nie ma się za czym schować, nie ma sceny, roli, a on widocznie w tym utworze/momencie nie chciał/nie mógł się zaangażować, bywa czasami. Za to w Parsifalu się zrealizował w 150 procentach!(wydanie przez Sony Parsifala zostało, jak czytam, przesunięte z września na listopad, szkoda).
UsuńPapagena omawia regularnie płyty z okazji Roku Verdiowskiego (Villazon, Netrebko, Domingo, Kaufmann)
OdpowiedzUsuńPrzypadkowo trafiłem na recenzję-notkę Andrew Clark'a w Finantial Times http://www.ft.com/intl/cms/s/2/4ee56e84-f7f2-11e2-a618-00144feabdc0.html#axzz2df8QkORu
Autor twierdzi, że to najlepsza płyta z Verdim w tym roku, choć nagrana kilka lat temu. Czy ktoś z Was to nagranie słyszał? Znam jakieś płyty tej śpiewaczki z lat 80-90, ale wydawało mi się, że ona już nic nie nagrywa... Robert.
Nie znam tej płyty, może się pojawi - są miejsca, gdzie można znaleźć różne rarytasy. Tak się właśnie natknęłam na płytę Stephanie Blythe z Handlem nagraną gdzieś w 2002. Wspaniała.W duecie z "Giulio Cesare" (Son nata ..) towarzyszy jej młody David Daniels - nie uwierzylibyście jak pięknie brzmiał jego głos. Falseciści jednak zużywają się byskawicznie , i nie dziwota.
OdpowiedzUsuń"Parsifala" od pamiętnej transmisji obejrzałam tylko raz, bo to nie jest rzecz, któą często należałoby powtarzać - za duża siła rażenia. Pape był tam nie do opisania. Ale bardzo, bardzo lubię jego rolę rozmiarem mniejszą , ale emocjonalnie ... ah, sama pewnie wiesz - Marke .Ja na to reaguję jak Ty czasem na Jonasa - aż boli słuchać.