Schubert nie miał szczęścia do librecistów i jego opery
zostały kompletnie zapomniane , a szkoda. Na przykładzie „Fierrabrasa” którego w 2002 odkurzył Franz Welser-Most w swoim macierzystym Opernhaus Zurich
słychać, że zmarnowało się mnóstwo pięknej muzyki. To libretto cierpi nie tylko
na dramaturgiczną niespójność, ale też
- przede wszystkim – na zdecydowany
nadmiar postaci, przez który dość trudno widzowi /słuchaczowi przywiązać się do
którejkolwiek z nich. Partytura jest też za długa – Schubertowi pomógłby montażysta wyrafinowany na tyle, żeby orientować
się, co w niej cenne, a co można wyrzucić z dobrym dla zwartości dzieła
efektem. Claus Guth - reżyser zrobił dla
„Fierrabasa” naprawdę dużo. Rzecz cała rozgrywa się bowiem w umyśle Schuberta,
melancholijnego, niewysokiego i krągłego pana , który ad hoc tworzy sytuacje
sceniczne, wręcza bohaterom świeżo napisane nuty, czasem podprowadza we
właściwe miejsca akcji, czasem podaje rekwizyty. W ten sposób Guth rozbroił
absurdalną historyjkę biorąc ją w nawias. Oraz oszczędził na scenografii – mamy
przed oczami wciąż ten sam pokój , w którym Schubert pracuje, z fortepianem,
krzesłem i innymi drobnymi sprzętami. Tyle tylko, że wszystko to jest
gigantyczne, co z ludzi czyni liliputów. Zmieniające się wraz akcją miejsca są
zaznaczane światłem malowanym napisem na murze. Znakomicie i dowcipnie
wykorzystuje się też owe olbrzymie rekwizyty: np. krzesło służy Schubertowi do
pracy z fortepianem, potem król wdrapuje się na nie wykorzystując jako tron
itd. Bohaterowie odziani są zgodnie z modą romantyczną, zaś wszyscy amanci (
trzech!) noszą schubertowskie okrągłe okularki. Władca zaś obdarzony został
koroną z przyłączoną do niej plerezą siwych falistych włosów, co nieodparcie
przypomina wizerunek Karola Wielkiego. Trzeba przyznać, że Franz Welser Most
zgromadził w Zurychu zespół znakomitych śpiewaków (byli na etatach, daj Boże
takich naszym teatrom). Podobali mi się właściwie wszyscy: Christoph Strahl –
Eginhard, Julianne Bansee – Emma, Twyla Robinson - Florinda, Michel Volle – Roland. Szczególne
moje uznanie wzbudził Laszlo Polar, węgierski bas-baryton posiadający nie tylko
piękny głos, ale także emanujący naturalnym autorytetem władcy i nie tracący
przy tym ciepła. Tytułowy bohater, szlachetny książe Maurów Fierrabras ma
właściwie rolę drugoplanową, choć zawierającą w sobie piękną arię .Jonas
Kaufmann podarował mu wszystko co można było : wspaniale brzmiący (jak zawsze,
gdy śpiewa po niemiecku) głos, sensacyjne piana, żarliwość, talent dramatyczny.
Doprawiając to jeszcze odrobiną niewymuszonego komizmu.
premiera 2002, nagranie dvd 2006
OdpowiedzUsuńDziękuję za daty!
OdpowiedzUsuń