niedziela, 17 czerwca 2012

„Aleksandra Wielka?”



Lucia w Seattle
Lucia w Warszawie
Może kiedyś….Na razie Aleksandra znakomita. W 2011 patrzyła na nas ze zdjęć w prasie kolorowej, natykaliśmy się na nią w telewizji -  nawet Wojewódzki dowiedział się o istnieniu Aleksandry Kurzak (był to bardzo zabawny wywiad – gospodarz programu nijak nie potrafił sobie poradzić z inteligentną , dowcipną i pewną siebie młodą kobietą). Wszystko to, włącznie z polską Złotą Płytą  stanowiło bezpośredni skutek działań marketingowych koncernu DECCA, dla którego nagrała swój debiutancki album. Bo to nie jest szczególnie wyjątkowa płyta, takich na rynku zaistniało dużo. Na okładce urodziwa twarz , w środku standardowa zawartość (trochę Mozarta, trochę belcanta, aria operetkowa) – to ma być wizytówka aktualnych możliwości repertuarowych. Ci, którzy pamiętają nie tak dawne początki kariery Kurzak mogą się nieco zdziwić: zmieniła się barwa (znacznie dziś ciemniejsza), głos dojrzał i nabrał mocy. „Gioia!” to bardzo dobry produkt. I tyle. Ale istnieje przecież wcześniejsze nagranie pieśni  Chopina (dokonane wspólnie z Mariuszem Kwietniem i wydane przez NIFC), które (o ile „przymkniemy ucho” na zdumiewającą dykcję wokalistki) jest prawdziwą perełką, także ze względu na świetność wyrazową, tak w tej niezwykle trudnej formie ważną. Autentyczną królową Kurzak staje się jednak dopiero na scenie. Ma wszystko by zaangażować widza-słuchacza bez reszty: wokalną klasę i pewność, wdzięk niepowszedni, temperament zwierzęcia scenicznego i znakomity aktorski warsztat. Jej warszawską Lucię będę wspominać wdzięcznie długo, długo podobnie jak Violettę. W tym sezonie będzie szansa podziwiania jej Gildy z Andrzejem Dobberem – Rigolettem . To dokładnie ten sam duet solistów, który nie tak dawno prezentował się w MET. Korzystajmy z tego, że p. Aleksandra ma mieszkanie w Warszawie i  bywa tu dość często . Jesteśmy uprzywilejowani – w MET, Covent Garden czy La Scali muszą na nią  czekać dłużej i czekają – bo warto! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz