Wydawało
mi się, że nic gorszego niż produkcja madryckiego Teatro Real nie może już
“Juliusza Cezara” spotkać i miałam rację – wydawało się. Nowa dyrektor
salzburskiego Festiwalu Wielkanocnego, Cecilia Bartoli zaprosiła do współpracy
doskonale sobie znanych Moshe Leisera i Patrice Cauriera, którzy przygotowali
dla niej rossiniowskiego „Otella” w Zurychu. Bartoli jako szefowa i jako
superdiva ma taką pozycję, że gdyby nie akceptowała koszmarnej produkcji, jaką
wysmażyli mogła powiedzieć stanowcze nie. Nie powiedziała. Dobrze to świadczy o
jej niekonfliktowym nastawieniu do współpracowników, fatalnie o guście. Słowa
powszechnie uważane za obelżywe cisną się pod klawiaturę kiedy przypominam
sobie niektóre sceny tego horroru. Przykłady? Liczne, przytoczę tylko kilka.
-
Cornelia usiłuje popełnić samobójstwo wkładając głowę do paszczy olbrzymiego
krokodyla z papier-mache i ręką własną przyciskając jego szczęki ( zwierz jest
w ogóle użyteczny, potem posłuży się nim w identyczny sposób Cleopatra). Mamy
jeszcze w jej wykonaniu próbę samospalenia , kiedy to utkwiwszy w stosie opon
dama polewa się benzyną.
-
Sesto smaruje sobie twarz i koszulę w barwy wojenne za pomocą popiołów, które
pozostały po spaleniu głowy tatusia.
-
Tolomeo (szczególnie prześladowany przez reżyserów) śpiewając pierwszą arię wyładowuje swoją złość na
figurze Cezara (który jest tu najwyższym urzędnikiem unijnym w pełnej gali-
niebieski garnitur i unijne gwiazdy) wywlekając z niej flaki – a jakże, kompletne i cudnie czerwone – i wykorzystując
je w roli gustownego naszyjnika. Poza
tym Tolomeo cierpi zdecydowanie na seksoholizm, bo mimo posiadania w pałacu
własnego zamtuza jest wyraźnie niezaspokojony. Czemu próbuje zaradzić
onanizując się intensywnie w akcie drugim, potem w trzecim. Na koniec, zabity
przez Sesta powstaje z martwych by dołączyć do kolegów w radosnym finale.
-
Cleopatra symuluje akt seksualny dosiadając okrakiem …rakiety kosmicznej i
szybując na niej nad sceną. Później zgwałcona przez brata (znów ten Tolomeo)
śpiewa całą swą najpiękniejszą arię „Piangero la sorte mia” z torbą na głowie.
No, ale jej mi specjalnie nie żal, jako, że rolę wykonywała Bartoli.
-
Nireno został Nireną trudno orzec dlaczego, ale rolę powierzono kontratenorowi
Jochenowi Kowalskiemu który w damskich szatkach wygląda dość niekonwencjonalnie
ze względu na wysoki wzrost.
Innych
konceptów wymieniać nie ma sensu, ale ich autorów spotkało przy ukłonach
całkowicie zasłużone przyjęcie: buczenie, gwizdy i oburzone okrzyki. Od strony
muzycznej było całkiem nieźle. Giovanni Antonini wraz ze swym zespołem Il
Giardino Armonico grali z właściwą werwą. Andreas Scholl nie okazał się tak straszny, jak się obawiałam biorąc pod
uwagę jego aktualną formę, co nie znaczy , że
dobry. A gdyby tak partię
Juliusza Cezara powierzyć Christophe Dumaux, który w śpiewanej nie wiem
już który raz roli Tolomeo musi się trochę nudzić a warunki ma wszelkie, aby
zostać bohaterem tytułowym…Anne Sofie von Otter ma głos wykazujący tak zwane
ślady dawnej urody, ale Cornelia nigdy nie była dla niej właściwą rolą i
chociaż zdarzyły się Otter fragmenty piękne, nie mogłam nie wspominać Ewy Podleś. Radosną niespodziankę
sprawił mi Philippe Jaroussky, cudownie wyzbyty złych nawyków z Arpeggiaty .
Szczególnie lamentacyjne fragmenty partii Sesta wypadły w jego wykonaniu
rzeczywiście pięknie i zgodnie z jej
charakterem. Diva herself była znakomita, Cleopatra leży jej jak rękawiczka. Gdyby tylko nie
wdzięczyła się jak wczesnonastoletnie dziewczę, którym już dawno nie jest!
Fajny blog, fajnie, że nań trafiłem, choć jeszcze wszystkiego nie przycztalem. Niestety, dla mnie równie koszmarna jak inscenizacja jest rola Bartoli w roli Klepatry. POmieszała tu przedziwnie Zuzannę z Dorabellą i Bóg wie, co jeszcze. Już nie tak blyskotliwa wokalnie jak dawniej, a wciąz mało przekonująca postaciowo. To wciąz Bartoli śpiewająca Cleopatrę. Cała litania tradycyjnych u tej spiewaczki manieryzmów itd, itp. Ale ok. Będę tu zaglądal z zainteresowaniem :-)
OdpowiedzUsuńCo do manieryzmów Bartoli, zgadzam się. Ale wokalnie jest wciąż bardzo dobra. Bo kto mógłby być dla niej konkurencją? Prześliczna, ale głosowo całkiem mdła De Niese? Okropna po całości (dziwne, bo to aktorka znakomita) Dessay?
OdpowiedzUsuńCóż, widziałam na żywo i odczucia mam niemalże przeciwne niż autorka wpisu... za wyjątkiem oceny Jarousskiego. Moim skromnym zdaniem właśnie diva wypadła na tle reszty obsady najsłabiej (może nie słychać tego na nagraniu spektaklu, nie widziałam w Mezzo). Gwizdów ani tupania nie było, za to długa standing ovation.
OdpowiedzUsuńNiemal zupełnie przeciwne? To znaczy (abstrahując od Bartoli) - produkcja Ci się podobała? Dumaux się nie podobał? Byłabym zdziwiona, ale gusta bywają różne, i na szczęście! Poza tym artyści miewają lepszą i gorszą formę, a chyba nie byłaś na tym samym spektaklu, który transmitowała Mezzo? Poza tym, odbiór live i za pośrednictwem okienka TV lub monitora to dwie zupełnie odmienne rzeczy, każda ma swoje zalety aczkolwiek oczywiście lepiej jest śledzić wszystko na żywo. Tym razem jednak nie zazdroszczę bytności na widowni - nie chciałabym wydać na ten spektakl forsy ani wkładać wysiłku w zdobycie biletów. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTak, dokładnie, byłam na spektaklu w sierpniu - i to był totalny odlot, bezwzględnie wart wydanych pieniędzy (z różnic między spektaklami oraz między na żywo a transmisją zdaję sobie doskonale sprawę, jako przed laty zagorzała teatromanka). Istotnie, przegapiłam pochwałę muzyczną Dumaux, przytłoczyła ją krytyka sceny z rozkładówką z części poświęconej produkcji. Dumaux był znakomity i chętnie go zobaczę w roli tytułowej, ale Scholl takoż był rewelacyjny (mam wrażenie, że w transmisji Arte, którą widziałam na YT, w pierwszym akcie jest coś nie w porządku z reżyserią dźwięku, może poprawią to na dvd). W głosie von Otter było dużo więcej niż ślady dawnej urody. Produkcja na scenie świetnie się sprawdziła i akurat na jej temat mam zdanie całkowicie odmienne... a jej krytyka, jak już powiedziałam, przytłacza notkę.
OdpowiedzUsuń