środa, 15 sierpnia 2012

„Don Giovanni”. Deutsche Grammophon 2012


W czasach, gdy oper na płytach już się prawie nie nagrywa Deutsche Grammophon zdecydował się na przedziwną hybrydę. Zaplanowano wydanie serii 6 najważniejszych dzieł Mozarta: nagranych na żywo w Baden Baden, ale z dogranymi w studio recytatywami (jak tłumaczono, aby pozbyć się przeszkadzających dźwięków z tła) i kompletnie wyczyszczonych z jakichkolwiek śladów obecności publiczności. Na pierwszy ogień poszedł oczywiście „Don Giovanni” i aż się serce z żalu ściska , że popełniono tu dwa błędy obsadowe, bo to mogła być  prawdziwie wielka edycja opery oper. Pomyłki te wynikają oczywiście ze względów handlowych, firma chciała zatrudnić swoje gwiazdy kontraktowe. Szkoda. Konkrety zacznijmy jednak od licznych pozytywów. Yannick Nezet Seguin poprowadził Mahler Chaber Orchestra (ę ?) w idealnych tempach  i nie próbował na siłę wyciskać piętna własnej indywidualności  ( od tego typu zabiegów często grozą wieje) – on służył muzyce. Joyce Di Donato jest cudowną Elvirą , a to postać najbogatsza psychologicznie i wyposażona w chyba najwspanialszą arię – „Mi tradi”. Di Donato  ma w głosie wszelkie odcienie kobiecości , śpiewa absolutnie mistrzowsko. Umiejętności wokalne Diany Damrau są również na najwyższym poziomie, choć jej sopran nie dorównuje urodą mezzo Di Donato. Luca Pisaroni obok Bryna Terfela wyrósł na najlepszego współczesnego Leporella co udowadnia i tu dobitnie. Największym zaskoczeniem była dla mnie rola Don Ottavia. Najkrócej mówiąc Rolando Villazon uczynił  z tego rozmazanego nieudacznika mężczyznę. Po słynnym i długotrwałym kryzysie wokalnym Villazon zmienił repertuar ( chociaż już wcześniej śpiewał Handla) i ta zmiana posłużyła mu zdecydowanie. Jego Ottavio, nie tracąc nic na łagodnej urodzie przypisanej mu muzyki brzmi jak prawdziwy facet. Nie jest może tak elegancki jak niektórzy by chcieli, ale to niewielka strata. I tak, po licznych komplementach dotarłam do wspominanych już pomyłek obsadowych. Mojca Erdmann ma głos nieduży i przeciętnej urody, ale gdyby operowała nim z nieco większą finezją byłoby znacznie lepiej. A jest tak sobie.  Rozczarowanie nr. 1 w tym nagraniu to jednak (jaka szkoda!) Don Giovanni. Ildebrando d’Arcangelo z kolei ma koncepcję interpretacyjną, ale brak mu narzędzi aby ją zrealizować. Jego bas nie ma szczególnie ładnej barwy, brzmi matowo, ani trochę nie uwodzicielsko – to kładzie rolę całkowicie , bo, w takim razie – skąd liczne sukcesy u płci przeciwnej? Nie widziałam d’Arcangelo w tym wcieleniu na scenie, ale tam prawdopodobnie radzi sobie lepiej, bo jego urok fizyczny pozostaje poważnym argumentem.  Radziłabym powrót do Figara i Leporella. A szefom Deutsche Grammophon dziwię się niezmiernie. Mogąc zaprosić do nagrania Petera Mattei lub Mariusza Kwietnia wybrali kontraktowego d”Arcangelo grzebiąc szansę na „Don Giovanniego” dziesięciolecia.

1 komentarz:

  1. Ja zaś D'Arcangelo widziałem w tej roli na żywca i twierdzę, że nie ma czego żałować. Oczywiście Mattei i Kwiecień byłby lepszym płytowym wyborem, ale to jest DG! Oni jak kogoś dorwą, zakontraktują to będą nagrywać do ostatniego tchu. Zaskakująy jest np. przypadek Patricii Petibon - śpiewaczki naprawdę przeciętnej, może i mającej dobre dni i przydstawienia, ale przecież ani możliwości, ani repertuaru, ani głosu na to, by uszczęsliwiać nas co pół roku nową płytą. Tak jest pewnie również w przypadku przystojnego Włocha.

    OdpowiedzUsuń