„Un giorno di regno ( Il finto Stanislao)”, T.Regio di Parma,2010
Druga opera Verdiego. Po
jej klęsce nieszczęsny kompozytor tak się zraził do komedii, że następną
popełnił pod koniec życia , jako ostatnie swe dzieło (był to „Falstaff”). „Dzień królowania, czyli fałszywy
Stanisław” jest w zasadzie zapomniany,
ale od czasu do czasu pojawia się jednak na scenach , głównie włoskich oraz … polskich.
Ten ostatni fakt przestaje dziwić, gdy się zapoznajemy z librettem. Dotyczy ono
prawdziwej historii francuskiego szlachcica, który udawał polskiego eks-króla Stanisława Leszczyńskiego
by umożliwić mu spokojne dotarcie do Warszawy i reelekcję. Co zakończyło się
pełnym powodzeniem. W operowej fabułce musiała być tez miłość, toteż mamy tu
dwie pary amantów, których uczucie jest z różnych powodów zagrożone. Na rynku
pojawiło się DVD z rejestracją parmeńskiego wznowienia spektaklu oryginalnie
pokazanego dawno temu w La Scali.
Reżyserował słynny Pier Luigi Pizzi i trzeba przyznać,
wykonał kawał przyzwoitej roboty. Akcję przeprowadził sprawnie, bez większych
udziwnień (no, może poza łazienną sceną Markizy del Poggio i specyficznymi
damskimi kostiumami) i z polotem. Momentami to naprawdę śmieszyło! Niezmiernie
funkcjonalna była scenografia, która za pomocą mobilnych elementów przenosiła
nas do różnych wnętrz w pałacu barona Kelbara. Donato Renzetti lekką ręką
poprowadził orkiestrę (partyturze bliżej do Donizettiego niż Rossiniego),
grającą z nerwem i energią. Osadę stanowili
śpiewacy cieszący się lokalną, włoską popularnością – z jednym
wyjątkiem. Anna Caterina Antonacci, bo o niej mowa nie jest zdecydowanie moją
faworytką (podobała mi się właściwie tylko raz, w „Carmen” – ROH 2006 – ale i
tu bardziej ze względu na świetne aktorstwo). Tu również nie bardzo umiała
bawić , ma raczej temperament dramatyczny. Gorzej, że jej głos tak często brzmi
ostro i skrzypliwie. Zupełnie nie mój typ. Za to młoda Alessandra Marianelli
sprawiła mi miłą niespodziankę. Piękny, dźwięczny, miękki głos, nienaganne
frazowanie, niewymuszony wdzięk. Panowie sprawili się poprawnie. Żaden nie
przyniósł wstydu sobie ani teatrowi, ale też żaden się nie wyróżnił. Szkoda ,
bo role kawalera Belfiore (Guido Loconsolo) i Edoarda (Ivan Margi) napisane są
tak, że panowie mieliby się czym popisać.
Natomiast moją faworytką Anna Caterina Antonacci zdecydowanie jest. Prezentuje bowiem wszystko co jest dla mnie ważniejsze od samego głosu - wyrafinowaną muzykalność, koncentrację dramatyczną, rzadkie wśród śpiewaków przywiązywanie wagi do śpiewanych słów, co przejawia się nie tylko w idealnej dykcji, zwłaszcza, gdy śpiewa po francusku. Od londyńskiej Carmen lepsza jest inna inscenizacja wydana na dvd - w paryskiej Opera Comique. Tam Antonacci jest naprawdę przekonująca. Omawianego dvd, niestety, nie znam, ale również serdecznie polecam dvd z "Medeą" Cherubiniego z Turynu, gdzie Antonacci elektryzuje śpiewem, głosem i aktorstwem, czyli wszystkim, co buduje bezbłędną kreację Medei, oczywiście Cassandra w "Trojanach"...
OdpowiedzUsuń