poniedziałek, 18 lutego 2013

Don Giovanni w czerni i bieli


Kiedy znajduję DVD z nieznaną mi jeszcze produkcją  Don Giovanniego” muszę , po prostu muszę ją obejrzeć. To nałóg, przyznaję , bo nawet kiedy nazwiska na okładce nie wróżą niczego dobrego ja chcę koniecznie to sprawdzić, bo a nuż … Dlatego właśnie w moim odtwarzaczu znalazła się płyta z rejestracją pochodzącą z 2006 roku, z La Scali. Peter Mussbach, który rzecz całą wyreżyserował i zainkasował także honorarium za scenografię może sobie pogratulować  -  dwa ruchome sześciany na pustej scenie nie wymagały od niego szczególnego wysiłku koncepcyjnego, a gaża na koncie zawsze cieszy.  Współczesne kostiumy Andrei Schmidt Futterer są na ogół ładne i eleganckie, utrzymane wyłącznie w czerni i bieli. Czy to coś znaczy? Właściwie nie . Bo ten „Don Giovanni” , w warstwie czysto wizualnej pozorujący pewne wyrafinowanie dziwnie jest miałki. Nie pomaga mu odtwórca tytułowej roli, bo jak już wielokrotnie pisałam niewiele ma on do zaśpiewania, ale od tego, jaki będzie zależy cały spektakl. Carlos Alvarez posiada niezbędne rzemiosło, ale wydał mi się , mimo wyraźnych wysiłków  jakiś żaden. Upozowano go na demona seksu – nosi skórzane (oczywiście czarne, jak cała reszta stroju) spodnie, długi płaszcz i przez cały czas świeci gołą klatą  - ale, cóż Alvarez nie ma ku temu naturalnych warunków. Także wokalnych, jego ciemny, matowy  baryton nie należy do miodowych czy  uwodzicielskich. A powinien. Problem także w tym, iż jego Leporello, Ildebrando d’Arcangelo ma głos podobny w barwie i zróżnicowanie było zdecydowanie zbyt małe. Poza tym, choć uważam, że d’Arcangelo powinien się trzymać roli Leporella, bo na Giovanniego wokalnie się nie nadaje ( a ostatnio śpiewa go coraz więcej) tu był  ewidentnie bardziej pociągający niż Alvarez. Zwłaszcza po zamianie kostiumów. Donna Elvira na tym fałszerstwie zyskała zamiast stracić. Tyle, że Elvirą w tej produkcji nie sposób się było przejąć. Monica Bacelli, nie dość, że krzykliwa i niepewna intonacyjnie to histeryczna i groteskowa, na jej wykrzywioną różnymi grymasami twarz nie dało się patrzeć. Nie bardzo rozumiem przypadek tej śpiewaczki i to, w jaki sposób osiągnęła relatywnie wysoką pozycję w swoim zawodzie. Widziałam ją niestety wielokrotnie, za każdym razem była taka właśnie. Donna Elvira to wszakże rola, którą trzeba malować bardzo cienką kreską  aby nie zamieniła się w karykaturę. A pani Bacelli zamienia w nią właściwie każdą swoją postać. No i „Mi tradi”, najpiękniejsza według mnie aria w tej operze ( której w pierwotnej wersji nie było) spaskudzona dokumentnie . Brrrrrr!  Przy postaci Donny Anny Mussbach specjalnie się nie wysilił czyniąc z niej kolejną , seksualnie agresywną i najwyraźniej niezaspokojoną sensatkę. Carmela Remigio podarowała jej osobistą urodę i wdzięk, ale niewiele więcej . To partia wokalnie trudna i Remigio , mimo ładnego głosu jej nie udźwignęła.  Jej Don Ottavio, Francesco Meli też nie brzmiał tak ciepło jak zazwyczaj, ale też reżyser ustawił mu rolę nieortodoksyjnie. Ottavio nosi tu czarny , skórzany płaszczyk , długie, przylizane włosy i czarne rękawiczki a w dłoniach coś , co z bliska okazuje się być złożonym wachlarzem (czarnym oczywiście). Otacza go aura pewnej ambiwalencji a nawet lekkiej perwersji, obie swe arie śpiewa w pozycji leżącej wijąc się wokół niereagującej Anny . Takiego Ottavia jeszcze nie widziałam. Podobnie jak takiej pary Zerlina - Masetto. Masetto właściwie nie bardzo się swoją bogdanką interesuje. Złości się, że wielki pan nastaje na jego własność , ale gdy ona czyni mu kuszące propozycje („Batti, batti”) on zajmuje się zabawą z innymi paniami, dopiero na finał raczy zająć się swoją. Podobnie obietnice naturalnego lekarstwa na bolące po razach Don Giovanniego ciało  nie robią na nim wrażenia. Nic dziwnego, że Zerlina w tych warunkach chodzi ciągle smętna i chce ulec pierwszemu chętnemu mężczyźnie.  Veronica Cangemi śpiewa ładnie, ale jakoś bezbarwnie, co może być rezultatem takiego ustawienia jej postaci. Za to Alex Esposito ma energii więcej niż trzeba, ale wokalnie zasługuje na rolę lepszą niż mu przydzielono ( w drugiej obsadzie był Leporellęm, zapewne znakomitym). Attila Jun ani głosem, ani postacią nie zasugerował pozaziemskiej mocy Komandora. Największym rozczarowaniem tego spektaklu okazał się dla mnie przesławny maestro Gustavo Dudamel. Spodziewałam się blasku, potoczystości, sprężystości, podczas gdy pod jego ręką orkiestra La Scali grała … hmmm, dosyć nudno.  Praca została wykonana przyzwoicie . zapłata się należy, ale od premii wara!Może oprócz tych muzyków , którzy w finale znaleźli się na scenie i z lekkim rozbawieniem wykonali nawet drobne zadania akorskie.

3 komentarze:

  1. Papageno, litosci....Jak mozna tak ocenic piekną i wzruszajaca kreacje wlascicielki jednego z najpiekniejszych mezzosopranow, jakie slyszały swiatowe sceny???? Monica Bacelli jest (byla) wspaniała solistka, a jej donna Elvira bynajmniej nie ustepowała innym jej kreacjom, jak Ruggiero, Cecilio, czy Tamerlano (zeby ograniczyc sie do tych, które widziałam). Ten spektakl byl szczegolny w zamierzeniu: oszczędna scenografia, zato stylizacja wykonawcow na sycylijska rodzine mafiosów, a jako taka senorita z temperamentem byla Bacelli świetna. O glosie nie mowie, bo to prawdziwy skarb i miod na serce:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma litości dla Moniki Bacelli! A poważnie - ten post, jak wszystkie inne , to moje opinie, słuszne, lub - Twoim zdaniem - nie. Bacelli nie tylko w tym DG była groteskowa, to samo zrobiła z Tamerlanem i Cherubinem.Natomiast co do urody głosu - skarbem to on nie jest, chociaż mogę go określić jako ładny. Tyle, że sama uroda instrumentu to tylko jedna ze składowych, które czynią świetną śpiewaczkę. Ale, jeśli Twoje uszy wybrały Bacelli, życzę dużo radości z jej kreacji scenicznych. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widze, ze jestes bezlitosna:))) Musze przyznac, ze Monica zawsze budzila skrajne emocje recenzentow. Juz chyba jej nie usłysze, ma swoje lata i chyba jej kariera zbliza sie do konca. Ostatnio slyszałam ja w paryskiej Opera Comique wiosna zeszłego roku. Nie moge powiedziec, ze bylam usatysfakcjonowana, jako ze jej piekny glos byl miksowany elektronicznie. Byla natomiast znakomita aktorsko, jak zawsze zreszta (w moich oczach:)). Wybierałam sie w kwietniu do Brukseli, gdzie bedzie spiewac Melisande Debussy,ego w La Monnaie, ale zdecydowałam sie ostatecznie posłuchac w maju Franca Fagioli w Salzburgu. To moja nowa "milość" wokalna. Pozdrawiam cie serdecznie.

      Usuń