poniedziałek, 18 marca 2013

Deus ex machina - "Siegfried"



 Nic na to nie poradzę, mnie się ta produkcja „Ringu” (z pewnymi zastrzeżeniami) podoba, przynajmniej od strony czysto teatralnej.  Dotyczy to także  „Siegfrieda”, który znacznie bardziej niż „Walkiria” wymaga inwencji od swoich inscenizatorów. Może najmniej przypadł mi do gustu pierwszy akt i kuźnia Mimego, znów usytuowana poniżej poziomu sceny. Ale już wykreowany za pomocą Machiny i projekcji na niej las, pieczara Fafnera, leśnie jeziorko (co za ulga, bez ton przelewającej się prawdziwej wody) były bardzo udane. Podobnie jak pulsująca jesiennymi barwami góra Brunhildy. Tylko pojawiający się zgodnie z librettem niedźwiedź wyglądał jak urocza, pluszowa maskotka , ukochany miś po prostu – tylko trochę większy niż zazwyczaj , więc nie wiadomo dlaczego Mime tak się go przestraszył. Zaś Fafner w smoczym ciele przypominał mi nieodparcie Telesfora (jeśli młodzież nie wie kto zacz dobry wujek Gogle pokaże), co nie nastroiło mnie szczególnie poważnie.  Od strony muzycznej wrażenia mam mieszane. Fabio Luisi to nie Levine ani Barenboim – jest dosyć precyzyjny, z tempami nie szaleje , orkiestra pod jego ręką brzmi akuratnie, ale magii wagnerowskiej nie tworzy. Za to pierwszy – i niestety, jak wiemy ostatni raz -  bardzo podobał mi się Bryn Terfel . To już inny Wotan niż w poprzednich częściach, ironiczny, świadomy zbliżającego się upadku, walczący tylko o przyszłość swojej córki i wnuka . Rola jak skrojona specjalnie dla Terfela, który poza tym wokalnie jest znacznie lepszy niż w „Złocie Renu” i „Walkirii”. Nie wiem, czy to kwestia wygodniejszej dla niego tessitury (tak podejrzewam), czy też formy ale rezultat znakomity. Na pochwały zasługują też powracający w swoich partiach Mime – Gerhard Siegel ( efektywny wokalnie, świetny aktorsko – te jego minki, to trzepotanie rękami, wreszcie knujące spojrzonka spod oka…) i Fafner - Hans Peter König – co to za wspaniały głos! . Dokładnie to samo można powiedzieć o  Ericu Owensie który  jest równie rewelacyjny jak w „Złocie..” Poza głębokim, ciemnym basem ma jeszcze jeden atut w postaci talentu aktorskiego – potrafi przekazać zarówno obsesję jak udręczenie nią wrednego , ale nieszczęsnego Nibelunga.   I tu koniec pozytywów . Bo Erda – Patricia Bardon w momentach, kiedy była słyszalna brzmiała ładnie, okrągło, ciepło. Problem w tym, że przez dużą część swego duetu z Wotanem słyszalna nie była. Poza tym Erda powinna być silną, fascynującą osobowością. W końcu to ona przekonała Wotana do oddania pierścienia olbrzymom.  Bardon jest ładna , ale wyblakła (chodzi o osobowość postaci , nie ocenę warunków fizycznych śpiewaczki)  i dla Wotana Terfela godną partnerką nie może być.   Siegfried  to postać trudna do zagrania i jeszcze trudniejsza do zaśpiewania . Jay Hunter Morris uczynił go człowiekiem tyleż godnym podziwu, co prostackim. Takim przynajmniej przedstawia się nam do momentu przebudzenia Brunhildy, kiedy zdobywając jej serce wykazuje się zaskakującą, dyktowaną uczuciem subtelnością. W ramach tej koncepcji roli Morris był bardzo dobry, wspomagała go doskonała (pomijając wiek, z którym już nic nie da się zrobić) charakteryzacja. Niestety wokalnie nie podołał wyzwaniu. Barwa to rzecz gustu, mnie się głos Morrisa wydaje wręcz nieprzyjemny , płaski,, jednowymiarowy. W przeciwieństwie do Siegmunda Siegfried musi mieć co najmniej pewną górę skali, poza tym moc , klasę. Morris niestety nie ma. Bardzo czekam na moment, w którym Siegfrieda zacznie śpiewać  Kaufmann (ma taki zamiar) , próbka, jaką dał na ostatniej płycie jest obiecująca. Deborah Voight , którą akceptowałam w „Walkirii”  tu , chociaż jej obecność na scenie nie trwa nawet pół godziny zawiodła całkowicie. Była to Brunhilda krzycząca piskliwym, ostrym jak brzytwa głosem , z ogromnym wysiłkiem, ale bez powodzenia usiłująca sprostać wymogom.swojej partii I to minoderyjne aktorstwo. . . Szkoda. 






1 komentarz:

  1. Pełna zgoda. Wizualnie do przyjęcia, z drobnymi wyjątkami (smok zabawka), od strony muzycznej bardzo mieszane wrażenia. Panowie,z wyjątkiem Morrisa i Luisiego, zdecydowanie górą.
    Machina/Maszyna okazuje się całkiem efektywna, gdyby tylko Lepage'owi starczyło pomysłów by jeszcze całość wyreżyserowac.

    OdpowiedzUsuń