środa, 15 maja 2013

Król Placido - Nabucco po raz drugi



Minęło zaledwie kilka tygodni a już wracam do „Nabucca”,  w dodatku tej samej produkcji , która mnie delikatnie mówiąc nie zachwyciła. Mój powrót nie jest spowodowany ani nagłym olśnieniem i rewizją poglądów ani też sceną, na której rzecz tę wystawiono  (poprzednio La Scala, teraz ROH). Natomiast  częściowa zmiana obsady wydała mi się niezmiernie znacząca. Zacznijmy od pomniejszych ról : Ismaele w ROH nie zyskał odtwórcy tak luksusowego jak w Mediolanie, ale Andrea Care może sobie poczytać ten występ za sukces. Jasny, miły w barwie tenor do tej partii zupełnie wystarczy, przy tym  Care doskonale sprawdził się jako postać – ma idealny typ urody. Jego Fenena – Marianna Pizzolato wręcz przeciwnie. Żałowałam już kiedyś, że brak obowiązującej obecnie z całą bezwzględnością okładkowej powierzchowności utrudni jej bardzo karierę i tak właśnie się dzieje. Szkoda, bo to świetny głos i znakomita śpiewaczka. A teraz – do właściwej przyczyny mojego ponownego zetknięcia z nieudaną produkcją Daniele Abbado. I od razu załatwmy oczywistą oczywistość : ten Nabucco nie nigdy nie był , nie jest i nie będzie barytonem. Kropka. Poza tym ma 72 lata i jego głos nie brzmi tak samo, jak 40, 30, 20 czy nawet 10  lat temu. Tyle, że daj Boże zdecydowanej większości młodych taką barwę, wciąż piękną , chociaż nieco przydymioną i tyle możliwości wyrazowych, ile ma ten starszy pan. Placido Domingo dzięki koncepcji artystycznej Abbado pojawia się na scenie wyglądając w zasadzie tak, jak w cywilu ( w zasadzie, bo pewnie nigdy nie założyłby takiego garnituru) – na nobliwego, acz zaawansowanego wiekiem dżentelmena. Ale wystarczy, żeby otworzył usta, a już mamy przed sobą nieszczęsnego, miotanego sprzecznymi uczuciami a nawet szalonego Nabucco. Domingo ciągle wkłada w śpiewanie całe serce, to nie tylko się słyszy , ale tez i czuje. Dzięki temu scena jego konfrontacji z Abigaile zyskała całkiem nową jakość – napięcie pomiędzy nim a Monastyrską (jeśli to możliwe jeszcze lepszą niż poprzednio) było fizycznie wyczuwalne.  Wiem, że niektórzy się ze mną nie zgodzą, ale dla mnie w erze nagrań Domingo dzieli tron tylko z Marią Callas. Z tym, że jej  przed czterdziestką została tylko interpretacja, bo głosu już nie było. I nic w tym moim odczuciu nie zmienia fakt, że w poszczególnych rolach można znaleźć lepszych od niego, że Jussi Bjoerling był być może jeszcze lepszym tenorem. Być może … Ale tylko Domingo, stary , niezbyt już seksowny i zdecydowanie nie baryton był w stanie mnie jako Nabucco  tak poruszyć!

3 komentarze:

  1. W roli Nabucca, aktualnie, zawsze będę stawiał Nucciego, a Domino będzie po prostu ciekawostką w tej roli ( i innych barytonowych, których się teraz podejmuje).
    W erze nagrań...Hm, ogromnie cenię Dominga, jego wokalną długowieczność, charyzmę, wszechstronność. Ale, przepraszam fanów, od Dominga - w erze nagraniowej - większymi tenorami byli Jon Vickers (największy dla mnie Otello), Jussi Bjorling, Franco Corelli, Carlo Bergonzi...
    Śmiałe postawienie Hiszpana na równi z Marią Callas. Moim osobistym zdaniem, z różnych względów, przesadzone gdyż wkład Callas we wskrzeszenie całej zapomnianej epoki opery włoskiej, w zmianę oblicza aktorstwa operowego itd. jest, moim zdaniem, nieporównanie większy.
    To tylko moje, nieco odmienne, od Papageny zdanie. Robert.

    OdpowiedzUsuń
  2. Robercie, często się różnimy w opiniach, co w niczym nam nie przeszkadza, prawda? Vickers najlepszym Otellem? O nie! Vinay rządzi!Poza tym, ja lubię piękne głosy (oczywiście, że nie tylko o to w operze chodzi, ale także i o to) a specyficzna barwa Vickersa zupełnie mi nie odpowiada. Chociaż klasę wokalną doceniam.Dokładnie porównałam Nucciego i Dominga - i jest (moim zdaniem, oczywiście)tak jak napisałam: Nucci , w przeciwieństwie do Dominga jest barytonem. Ale kwestie wyrazowe stawiają Placidissima wyżej (mówimy o tym konkretnych nagraniach, nie o chlubnej przeszłości Nucciego). I pewnie, że Domingo obecnie bawi się , bo lubi i może.ALe ja się cieszę, że jeszcze mu się chce i mogę go posłuchać. A przy porównaniu z Callas będę się upierać. Chociaż mam pełną świadomość, że jest kontrowersyjne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Absolutnie w niczym nie przeszkadza różnica zdań. Wręcz przeciwnie! W dużej mierze mówimy o gustach - Tobie barwa Vickersa nie odpowiada, dla mnie barwa głosu, ew. jego uroda to sprawa drugorzędna (co nie znaczy, że nie jestem wrażliwy na ten aspekt, tylko trochę mniej niż inni :-) ) Taka Scotto raczej nie jest wzorem piękna i słodyczy w głosie, a jednak ma ona u mnie swój "ołtarzyk".
    Oczywiście, sprawy wyrazowe to też kwestia czy odbieramy fale na jakich dany śpiewak nadaje :-) Mnie śpiew Placida nigdy szczególnie nie kręcił. Starałem się w pewnym okresie mojej operomanii bardzo odnaleźć to, co tak kochają jego liczni fani, no, ale chyba już się musze pogodzić z tym, że pozostanę uboższy o przeżycia, które dostarcza jego sztuka. Robert.

    OdpowiedzUsuń