poniedziałek, 27 stycznia 2014

Walentynki z Jonasem Kaufmannem, Mozart według Villazona i inne atrakcje

Początek roku  okazał się wyjątkowo bogaty w nowości płytowe. Kilka z nich już miałam okazję przesłuchać, inne dopiero za chwilę pokażą się na rynku. O tych pierwszych kilka słów relacji.

Bejun Mehta nie ma głosu tak słodkiego jak Philippe Jarroussky , nie ma tak piorunującej techniki jak David Hansen (nie mówiąc już o jego urodzie) ani temperamentu Franca Faggioli. Wśród rzesz działających obecnie falsecistów wyróżnia się czymś zupełnie innym i potwierdza to w całej rozciągłości swoją  nową płytą „Che puro ciel” . Jego domeną jest interpretacja. Mimo pewnych zastrzeżeń natury formalnej szczerze polecam ten krążek  - chociażby po to, żeby posłuchać jak Mehta wykonuje arię Dei di Roma, Ah! perdonate!  zakończoną pięknym piano. A właśnie piano, nie mówiąc o pianissimo jest dla falsecistów niezwykle trudne, dlatego tak rzadko je słyszymy.

Rolando Villazon zawiódł mnie na całej linii i „Mozart Concert Arias” to będzie
chyba moje pożegnanie z jego nagraniami. Wiązałam z tym krążkiem spore nadzieje, bo, jak dotąd Villazon w Mozarcie mi się podobał. Nie tym razem – niegdysiejszy kandydat na tenora numer 1 popadł po uszy w dobrze nam znane grzechy. Dokładniej mówiąc Villazon  straszliwie przeinterpretowuje prawie wszystkie arie. Te przydechy, groźne pohukiwania, popłakiwania, chichoty wreszcie to jak dla mnie grubo za dużo, a trudno mi przypisać stylistyczny puryzm. Szkoda, bo tak ciemna barwa wciąż ładnego głosu to  u tenora mozartowskiego wielka rzadkość i atrakcja. Zaś kiedy artysta rezygnuje na chwilę ze swojej maniery, bywa całkiem przyjemnie, jak chociażby w „Si mostra sorte”. Niestety, miłe złego początki.
 „Power  Players: Russian Arias for bas” to dumny tytuł kryjący ciekawą zawartość, chociaż … nie do końca prawdziwy. Jest to chyba debiut recitalowy Ildara Abdrazakova, nominalnego basa  dysponującego jednak głosem dość lekkim, stąd na płycie znalazły się także arie barytonowe. To krążek, który sprawił mi, z coraz większą przyjemnością zanurzającej się w bogaty świat opery słowiańskiej prawdziwą radość. Abdrazakov nie dysponuje szczególnie piękną barwą głosu, chociaż jego brzmienie może się podobać. Ale w tę muzykę wkłada całe serce i duszę co doskonale słychać nie popadając przy tym w histerię. Z całą pewnością warto mieć tę płytę w swoich zbiorach, ja będę do niej wracać , podobnie jak do słowiańskich CD Mariusza Kwietnia i Piotra Beczały.


Nasi dwaj supergwiazdorzy są, obok Anny Netrebko protagonistami nowego DVD (ma się ukazać na początku lutego) – „Eugeniusza Oniegina” .Tego z Met. Jeśli ktoś nie widział, warto – to może nie jest najlepszy „Oniegin” wszechczasów, ale trzeba obejrzeć i  można mieć, niezależnie od tego, dla którego z panów zdecydujemy się po tę płytę sięgnąć. A może dla Netrebko - jej Tatiana jest rzeczywiście znakomicie zaśpiewana, nawet jeśli na początku niekoniecznie przypomina dziewczę w wiośnianych latach. Za to finałowe pożegnanie z Onieginem ma właściwe napięcie, no i ten słynny pocałunek..

Sony, nowa firma Jonasa Kaufmanna postanowiła wykorzystać jego komercjalny potencjał w sposób bezwstydny. Oto, proszę Państwa dokładnie 14.02 pokażą się na niemieckim rynku trzy DVD z rejestracjami spektakli, w których brał udział: „Don Carlo” i „Ariadny na Naxos” z Salzburga oraz „Parsifala” z Met (DG najwyraźniej utraciła swój monopol). Rzeczy to znane z transmisji, ale warte uwagi, zwłaszcza „Parsifal”. Ja jednak bardziej jestem ciekawa CD z „Winterreise” , które oczywiście w wykonaniu Kaufmanna też znamy, ale to chyba nowa, studyjna rejestracja (nie jestem tego pewna).Przepadam za Kaufmannem w repertuarze pieśniarskim,
 więc na pewno sobie nie odmówię. Jako bonus  Unitel wypuszcza zapis drezdeńskiego koncertu z okazji wagnerowskiej rocznicy – pod Thielemannem i z Jonasem jako solistą. Zgadnijcie, kiedy DVD się ukaże?
Unitel wydaje jeszcze „Czarodziejski flet" z festiwalu w Bregencji  - przednia zabawa.Poza tym Opus Arte zapowiada kilka atrakcji: „Aidę” Verony Z Hui He, 2 „Iphigenie” Glucka (Gens i Delunsch) oraz, nareszcie „Legendę o niewidzialnym grodzie Kiteżu i dziewicy Fiewronii” ze zjawiskową Svetlaną Ignatovich. Dla mnie bardzo interesujące będzie zapoznanie się z „Written on Skin” Benjamina, którym słyszałam mnóstwo dobrego, ale podziwiać nie miałam okazji (wersja z ROH).
Na koniec o płycie, która ujrzała światło dzienne w połowie 2013 roku, ale mało kto w Polsce o niej słyszał. To „Le portrait de Manon” Masseneta, jego króciutki sequel do własnej wersji historii Manon Lescaut. Nagrania dokonała Opera Rara siłami młodzieży terminującej w ROH. Z przyjemnością stwierdzam, że nie bez powodu najlepsze recenzje miała polska mezzosopranistka Hanna Hipp – niektórzy pamiętają ją być może z londyńskich „Trojan”, gdzie śpiewała Annę. Tak więc, jak Państwo widzą szykuje się nam mnóstwo atrakcji.









4 komentarze:

  1. Cóż, pozostaje ogłosić konkurs dla sponsorów. Tym bardziej, że operowe nowości płytowe to nie jedyne muzyczne nowości warte grzechu.
    Smutno czytać opinię o płycie Villazona. Jest on bardzo ekspresyjny, na scenie daje to efekt jeśli nie dobry, to przynajmniej znośny, jego płyta haendlowska była OK - lubię ją.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm, ciekawy pomysł ...Żeby tak się zgłaszali, ale niestety, Kasią Tusk to ja raczej nie zostanę... I z całą pewnością nie jedyne, ale na zakładanie drugiego bloga nie mam już sił ani czasu.
    Mnie też smutno z powodu Villazona, bo ja go lubię. I też podobała mi się płyta z Haendlem. Ale Mozart jest szczególnie trudny - niby prosty, ale nie wybacza ani nadekspresyjności, ani monotonii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mozart dopuszcza nadekspresyjność - ale w konwencji postbarokowej afektacji (silnie retorycznej) a nie romantycznych uniesień. Fantastycznie egzekwował to kiedyś Harnoncourt z Bartoli (co za genialny pomysł na "Mi tradi" Donny Elviry) czy Jacobs z Alex Pendą. Ale tak naprawdę, to sami sobie zdefiniowaliśmy styl Mozartowski i wytyczyliśmy jego granice. Może Wolfgang wcale nie byłby tym zachwycony? Piotr

      Usuń
  3. To oczywista oczywistość w wypadku każdego kompozytora oddalonego od nas w czasie. Żadnego z nich już nie zapytamy, niestety. Też lubiłam Elvirę Bartoli.

    OdpowiedzUsuń