Dimitrij Czerniakow po swojemu zdekonstruował operę oper.
Niczym
Warlikowski drąży on temat dręczący jego
samego zupełnie nie biorąc pod uwagę dzieła , które realizuje. Każda jego
produkcja bada ten sam wątek obcego- buntownika
niszczonego przez opresyjne społeczeństwo. W przypadku „Oniegina” i
„Makbeta” to się sprawdziło, w „Don Giovannim” zupełnie nie. Na scenie mamy
potężną, mieszczańską bibliotekę, są lata sześćdziesiąte. W czasie uwertury
rozgrywa się prolog :służba wnosi kwiaty, coś sprząta, poprawia. Po czym
dostajemy wyświetlone na nagle zapadłej kurtynie dramatis personae .Konieczne,
bo reżyser całkowicie zmienił relacje między postaciami: Donna Anna pozostała
córką Komandora a Ottavio jej narzeczonym (nowym), ale Zerlina jest jej córką,
Donna Elvira kuzynką, sam Don Giovanni
mężem Elviry zaś Leporello totumfackim domu. Po rozpoczęciu akcji właściwej
biedny Giovanni omal nie zostaje zgwałcony przez napaloną Annę, powodującą szarpaninę w której Komandor ginie
od przypadkowego strzału. To co oglądamy później stanowi prostą konsekwencję
obranego założenia i jest właściwie meczem drużyny strasznych mieszczan (z
wiodącą rolą niezaspokojonych kobiet) przeciwko Obcemu. Rezultat musi być oczywisty od początku, zwłaszcza, że nasz
buntownik, wypalony, krańcowo zmęczony, cierpi z powodu urojeń (widmo Komandora
widzi znacznie wcześniej, niżby to wynikało z libretta) i choroby serca, przez
którą w końcu zostanie powalony. Nie bez
udziału szóstki fałszywych cnotliwców, którzy wynajmują człowieka, aby zagrał
gościa z zaświatów. W tej sytuacji finałowy sekstet śpiewany nad konającym na
zawał Giovannim brzmi dość upiornie. Nie
można odmówić temu spektaklowi żelaznej konsekwencji, za to uleciał z niej
wszelki związek z dziełem Da Pontego. A i Mozartowi się dostało, bo wykonawcy z
Aix-en-Provence raczej się nie popisali.Panie krzyczały ( Marlis Petersem –
Anna, Kerstin Avemo – Zerlina) , z wyjątkiem Kristine Opolais , która jako Elvira przynajmniej śpiewała. Bo
Skovhus nigdy nie był moim faworytem, głos ma raczej mało dźwięczny, nie mój
typ. Fizycznie jest odpychający, co w niczym nie uzasadnia damskiej wścieklizny
na jego punkcie. Kyle Ketelsen, obdarzony tu groteskową fryzurą przynajmniej
wokalnie był dobry, co nie dotyczy niestety Davida Bizica (Ottavio) ani Colina Balzera (Masetto). Anatolij Koczerga
nie zawiódł jako Komandor, ale on niestety mało ma do zaśpiewania . Szkoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz