Nie pamiętam, kiedy ostatni raz (jak mawiała bohaterka
mojego ulubionego serialu) miałam tyle frajdy z oglądania i słuchania opery. A
nie byłam specjalnie entuzjastycznie nastawiona do muzycznej wersji „Il
Postino”. Tym czasem na scenę Los
Angeles Opera udało się przenieść całą magię, słońce i smutek tego niezwykłego
filmu. Daniel Catan, kompozytor i librecista skupił się na opowiedzeniu muzyką
i słowem konkretnej historii nie zaś na
poszukiwaniu nowych efektów dźwiękowych.
Jego partytura z całą pewnością nie zapisze się w historii jako szczególnie
oryginalna, ale jako jedno z nielicznych nowych dzieł swego gatunku ma szansę
pozostać w repertuarze. Catan nie doczekał premiery , zmarł kilka miesięcy
wcześniej, ale był świadkiem pierwszych przygotowań. Nie wiem czy pisząc myślał
o Placido Domingo w roli Nerudy, ale wygląda na to, że tak. Jest to bowiem rola
w której dziś trudno sobie wyobrazić kogoś innego. Domingo obdarował swego
bohatera swoją charyzmą, ciepłem, bardzo dojrzałym sex-apealem oraz
inteligencją i unikalną muzykalnością. Jego głos nadal brzmi pięknie, choć
oczywiście stracił na giętkości i blasku. Straszliwie trudne zadanie stanęło
przed Charlesem Castronovo , który zagrał tytułowego listonosza, Mario
Ruoppolo. Rola dostała mu się w zastępstwie przewidywanego do niej wcześniej
Rolando Villazona i już samo to postawiło go w niezręcznej sytuacji. Śpiewanie
tenorem w duecie z Domingiem to już było wyzwanie prawdziwie heroiczne, ale Castronovo
podołał z wielkim sukcesem. Stworzył postać wiarygodną scenicznie i dźwiękowo.
Przy tym głosy obu panów były pięknie zróżnicowane (z Villazonem mógłby być pod
tym względem kłopot). Panie mają w „Il Postino” role raczej drugoplanowe, ale
wszystkie były świetne, także jako aktorki .
Amanda Squitieri - Beatrice miała niewielkie problemy z górą skali ale
ogólnie wypadła znakomicie. Zaskoczyło mnie obsadzenie najlepszej współcześnie
hiszpańskiej Carmen w roli ciotki Rosy ale Nancy Fabiola Herrera wykonała ją
brawurowo, podobnie jak Cristina Gallardo Domas partię żony Nerudy. Między
Domas i Domingiem jest wyraźna więź (zwana dziś chemią), bardzo potrzebna
zwłaszcza w ich „nagim” duecie miłosnym. Z przyjemnością słuchałam też
popularnego niegdyś a dziś trochę zapomnianego Władimira Czernowa jako
naczelnika poczty i Gabriela Lautaro Osuny jako ojca Mario ( przepiękny
fragment lamentacyjny stylizowany na
flamenco). Muzykę , do której z pewnością będę wracać orkiestra Los Angeles
Opera pod Grantem Gersonem zagrała wspaniale , wyraźnie także zauroczona
dziełem. Reżyserował z pełnym oddaniem dla oryginału Ron Daniels, scenografię i
kostiumy zaprojektował Riccardo Hernandez. Dość rzadko zdarza mi się
rekomendować coś tak jednoznacznie, ale tym razem to czynię. Polecam. To nie
jest utwór z najwyższej półki, ale zapewnia mnóstwo czystej radości!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz