piątek, 5 kwietnia 2013

Bel raggio



Druga płyta Aleksandry Kurzak dla firmy Decca ma być jej swoistym pożegnaniem z repertuarem od którego powoli odchodzi. Głos dojrzał, rozwinął się, pociemniał i za chwilę Rossini będzie już dla niej przeszłością.  Dopóki jednak  karkołomne popisy koloraturowe są jeszcze w zakresie jej możliwości (choć pewne trudności już słychać) Kurzak zafundowała sobie i nam „radość rozstania” (pamiętacie cudowną piosenkę Starszych Panów?).  Miałam ze słuchania sporo frajdy, mimo, iż początek lekko mnie zaniepokoił. „Bel raggio lusinghier”  pamiętam w wykonaniu Caballe, Ricciarelli, Anderson i wszystkie one zostawiły mi znakomite wspomnienia. Kurzak jest , jak mi się wydaje nieco jeszcze do tej roli za młoda, jej Semiramida brzmi momentami za ostro, odrobinę poskrzypuje.  Za to  Matilda z włoskiej wersji „Wilhelma Tella” to już był dla moich uszu sam miód , zwłaszcza piękne piana wykonane zaokrąglonym, aksamitnym głosem. To samo można powiedzieć o bohaterkach „Tancreda”, „Oblężenia Koryntu” (mój ulubiony „numer” na tym krążku) czy „Elżbiety, królowej Anglii”. Jedyne odległe polonicum (trzeba się było sporo naszukać, żeby w twórczości Rossiniego takie znaleźć) czyli „Zygmunt” nie robi szczególnego wrażenia, co zupełnie nie jest winą śpiewaczki – to po prostu niezbyt udane dzieło. Matylda di Shabran, która była pierwszym właściwie wielkim międzynarodowym sukcesem Kurzak i startem do światowej kariery stanowi doskonałe świadectwo jej oddalania się od tego typu repertuaru – koloratury nie są już tak precyzyjne a dźwięk nabiera momentami nadto kanciastego brzmienia. Za to Rosina nadal odpowiada temperamentowi komediowemu gwiazdy – słuchając jej w duecie z Figarem oczyma duszy doskonale widzi się tę sprytną bestyjkę. Szkoda tylko, że Artur Ruciński jest tak niedobrym Figarem , z ciężką , nieakceptowalną koloraturą. Doskonale rozumiem chęć zaproszenia naszego barytona (widniejące na okładce określenie basbaryton wydaje mi się mocno na wyrost), ale ta akurat rola zupełnie mu nie leży. Jego udział w „Turku we Włoszech” jest czysto symboliczny, ale smaczny.  Fiorilla to znów jedna z koronnych partii Kurzak i jej fragment doskonale zamyka tę , mimo pewnych zastrzeżeń udaną płytę. Udaną także dzięki towarzyszącej solistce orkiestrze – Sinfonia Varsovia pod batutą Pier Giorgio Morandiego  gra lekko i potoczyście .
Na marginesie: ciekawi mnie jak też Decca zdoła utrzymać promienne tytuły płyt swej wiodącej sopranistki – jej obecne role : Lucia, Violetta czy Marguerite (w  bliskich planach) do najradośniejszych nie należą. 

https://www.youtube.com/watch?v=XCw_kYOnoCc




1 komentarz:

  1. Muszę przyznać, że płyta z Rossinim zdecydowanie bardziej mnie przekonała niż debiut Kurzak dla Dekki. Pewnie też dlatego, że nieajko z definicji nie przypadam za tymi tak modnymi dzisiaj eklektycznymi składankami kandydatek na gwiazdy.
    Tym razem monograficzny projekt wydaje się poważny i klasowy. Fakt, że nie niektóre koloratury i "góry" nie olśniewają, ale w zamian dostajemy piękną muzykalność i zaangażowanie. I chyba o to, wbrew pozorom, w Rossinim chodzi. Osobiście życzyłbym sobie, żeby jednak pani Aleksandra od Rossiniego tak zupełnie nie odchodziła - to jednak ciekawszy świat wokalny od Małgorzaty w "Fauście"! Zwłaszcza, że płyta udowadnia wciąż duży potencjał w tym repertuarze. Gdzieś czytałem,że w planach śpiewaczki jest "Hrabia Ory" w Scali z Florezem. Byłoby smacznie :-) Robert.

    OdpowiedzUsuń