poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Poliuto, męczennik prawie współczesny



Niezmiernie byłam ciekawa kładąc tę płytę na talerzu odtwarzacza jak też Marco Spada dał sobie radę z tematem . Czasy takie, że myśl iż mógłby po prostu zrobić spektakl po bożemu, tak jak librecista (Cammarano z inspiracji Corneille’m) napisał nawet nie przyszła mi do głowy. Nie przyszła słusznie, bo Spada przeniósł akcję do Rzymu faszystowskiego , co wyglądało  ładnie, ale bezsensownie – bo cóż w tych latach mogli robić chrześcijańscy męczennicy i dlaczego faszystowscy dygnitarze czcili Jowisza? A bo tak? Na to wygląda. Najwyraźniej poszukiwanie sensu jest tu mało celowe i trzeba się skupić na wizualnej atrakcyjności produkcji. Rzeczywiście scenografia i kostiumy są bardzo eleganckie i w swej prostocie wyrafinowane. Alessandro Ciammarughi jednak także nie powstrzymał się przed zastosowaniem elementów tyleż efektownych, co istniejących tylko jako sztuka dla sztuki .Wielki posąg Jowisza leży sobie na przykład jako tło zupełnie niepotrzebne w scenie odbywającej się teoretycznie w salonie rzymskiego domu . Leży tylko po to, by w obrazie następnym można było go podnieść do pozycji pionowej i uznać za element ołtarza Jowisza. Na którym, bliżej widzów stoi już inny, mniejszy.  Za kostiumy powinna być panu  Ciammarughi wdzięczna głównie Paoletta Marrocu , jako, że pozwoliły się zaprezentować od wizualnie najlepszej strony – brunetka w typie Callas w czarnych spodniach, białej bluzce i czarnej pelerynie prezentowała się olśniewająco. Ale – to koniec pozytywów w jej przypadku, bo aktorstwo nieznośnie minoderyjne zaś to, co wydobywało się z jej ust bardzo mnie zdumiało.  Zwłaszcza, że cavatinę w jej wykonaniu publiczność nagrodziła serdecznymi brawami , zaś ja miałam wrażenie, że Marrocu nie tylko jest stale obok muzyki, ale też całkiem rozmija się z właściwą tonacją. Mam dwie koncepcje rozwiązania tej zagadki: albo mnie gwałtownie pogorszył się słuch ( mam jednakowoż nadzieję, że to nie to), albo Marrocu jest faworytką audytorium z Bergamo, kochaną niezależnie od jakości swej pracy. Gregory Kunde nigdy do moich ulubieńców nie należał , ale trzeba przyznać , że jeśli przymknąć uszy na trochę napięte górne dźwięki od strony technicznej śpiewał bardzo dobrze  . Moje zastrzeżenia budzi interpretacja, za którą jednak część winy ponosi dyrygent. Wielka aria zazdrości w drugim akcie powinna pulsować emocjami, a  Kunde jako Poliuto krzywił twarz w histerycznym grymasie, ale brzmiało to jakoś letnio. Ogólnie jednak zaliczam tenora do atutów produkcji pomimo jego nadekspresyjnego aktorstwa. Wokalnym triumfatorem wieczoru pozostał jednak zdecydowanie nieznany mi dotąd  Simone del Savio, baryton liryczny obdarzony ciepłym, pięknym głosem i całkowicie świadomy tego co natura mu podarowała, a czego  nie. Nie napinał się, nie krzyczał, ładnie, szlachetnie frazował – więcej takich , proszę! Zwłaszcza, że od strony aktorskiej del Savio wykazywał ten sam umiar, niepozbawiony jednak emocji. Należy także oddać sprawiedliwość artystom drugoplanowym : bas Andrea Papi i – zwłaszcza tenor Massimiliani Chiarolla wypadli naprawdę świetnie. Dyrygent Marcello Rota, pomimo uprzednich uwag zrobił na mnie dobre wrażenie – umiał wydobyć z muzyki prawdziwie włoską kantylenę, co dziś niestety jest rzadkością.





2 komentarze:

  1. Od paru lat słucham zremasterowanej wersji opery z Callas i Corellim. Kupiłam ją dla nich obojga i się nie zawiodłam - śpiewają fantastycznie. To prawda, że nie jest to video, ale sądzę, że w 1960 roku nikomu się jeszcze nie śniło o operach reżyserskich.
    A z Czarodziejskiego Fletu, o którym przeczytałam i obejrzałam całego bloga BF, najbardziej zapamiętałam Trzy Damy. Okropne, okropnie ubrane i śpiewająca w myśl zasady: posłuchajcie, to ja jestem najlepsza! To nie mogło przynieść dobrych rezultatów, nawet jeśli każdza artystka z osobna jest OK.
    Pierwszy raz widziałam CF, z którego ulotniła się cała magia. Ale wytrwałam do końca.
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, ale Callas i Corelli to nie ta sama kategoria, co artyści z drugoligowego włoskiego teatru.
    A co do "Fletu" do zbieram się do opisania spektaklu , który był prawdziwie czarodziejski. Może za kilka dni. Pozdrawiam wzajemnie.

    OdpowiedzUsuń