Tego typu
koncerty mogą być czystą przyjemnością dla widza i słuchacza, pod warunkiem, że
zaakceptuje się specyfikę wydarzenia i nie będzie za bardzo napinać. Trzeba
wziąć pod uwagę , że na wolnym powietrzu zwłaszcza orkiestra brzmi inaczej i
dźwięk może się troszkę rozłazić zaś śpiewacy muszą używać mikrofonów, mnóstwo
zależy więc od realizacji technicznej. Ale też głos wzmocniony przez owe
urządzenia natychmiastowo obnaża swe wszelkie wady i zalety zaś odbiorca
telewizyjny ma dodatkową możliwość przyjrzenia się każdemu drgnięciu twarzy
wykonawców. Anna Netrebko i Dmitri Hvorostovsky są największymi gwiazdami wśród
wielu rosyjskich artystów, którzy pospołu z reprezentantami innych słowiańskich
nacji dosłownie opanowali najlepsze domy operowe na świecie. Oczekiwania były
więc wielkie, chociaż widzów stawiło się tylko około 7500 – piszę „tylko”, bo Domingo
i Pavarotti (każdy z osobna) potrafili zapełniać całe stadiony. Zaczęło się
kiepsko, a nawet źle. Anna Netrebko (piękna jak zazwyczaj – straciła na wadze,
przedłużyła włosy – wygląda świetnie) nieroztropnie wybrała na początek bolero
Eleny z „Nieszporów sycylijskich” i wykonała je okropnie – skrzekliwy głos ,
minoderyjna interpretacja brrrr! To jest wyjątkowo ryzykowna aria, na której
zdarzało się polec najlepszym, wymagająca bezwzględnego panowania nad głosem i
jego wyrównania we wszystkich rejestrach. Potem z Netrebko było już lepiej,
chociaż jeszcze w „Tacea la notte” nieco rozmijała się z tonacją a koloratura
była ciut za ostra. Ale przynajmniej słyszeliśmy już ten przepiękny, ciepły,
ciemny sopran , który doskonale znamy. Chociaż raczej Leonora nie stanie się
koronną partią Anny. Po przerwie usłyszeliśmy już Netrebko jaką kochają tłumy
fanów pod każdą szerokością geograficzną – jej „La mamma morta” i „Io son l’umile
ancella” zabrzmiały naprawdę dobrze. Podobnie jak Tatiana w finałowej scenie z
„Eugeniusza Oniegina”, która wiele obiecuje widzom transmisji z MET 5
października. Zwłaszcza, że tam będzie miała obok siebie Kwietnia, prawdziwego
artystę, nie zaś egotycznego do granic śmieszności narcyza. Muszę przyznać, że
coraz mniej mam cierpliwości do Dimy Hvorostovsky’ego, który z każdym rokiem
zbliża się do karykatury operowego divo . Popatrzcie na niego : ten facet w
każdej sekundzie koncertu skoncentrowany jest wyłącznie na sobie , na partnerkę
nie zwraca najmniejszej uwagi. To ona adoruje jego, nie odwrotnie, chociaż z
opowiadanej historii wynika coś zupełnie innego. Te cechy również słychać w interpretacji
czysto muzycznej. Hvorostovsky zaczął od
sceny śmierci markiza Posy i zamiast konającego Rodriga dostaliśmy
triumfalistycznego , hałaśliwego durnia. Również w duecie z „Trubadura” , gdzie
teoretycznie powinien dyszeć z pożądania on tylko krzyczał patrząc na
publiczność. Najlepiej wypadł w jego wykonaniu monolog „Tre sbirri, una
carozza”, takiego Scarpię można
zaakceptować oraz … „Oczi cziornyje” , gdzie uroda pospołu melodii i głosu
splotła się i uwiodła zachwyconą publiczność. Ta zaś wielbi gwiazdora wbrew
wszystkiemu – to ich Dima, nie słyszą, spazmatycznych oddechów,
interpretacyjnej mizerii ( czy ktoś wzruszyłby się takim „Cortigiani”?),
ściśniętej góry skali. Dlaczego tak się pastwię nad Hvorostovskym? Bo go …
lubię. Cenię ten piękny baryton, objawiające się niestety tylko czasami
znakomitelegato, rozumiem skąd biorą
się masy jego fanów. Tym bardziej się martwię i jest mi przykro, gdy go widzę i
słyszę takiego, jak na Placu Czerwonym. Z powodów wyłuszczonych na początku nie
będę oceniać orkiestry, ale mam wrażenie, że Constantine Orbelian nie zapanował
nad nią należycie. Olbrzymi chór (a właściwie dwa połączone) nie sprawił się
najlepiej. No i co to za chór, który musi śpiewać największy hit dla siebie
napisany z partyturą w rękach? Kliknijcie na link i sprawdźcie sami.
Też oglądałam ten koncert. Niestety, nie potrafię się wyzbyć "żabiego oka" w stosunku do Hvorostovskiego, za którym od pewnego czasu nie przepadam. A niech tam, nie lubię go. Za jego narcyzm, nieliczenie się z partnerem, za jego okropne ciuchy i za jego opaleniznę z solarium. Nawet go nie lubię za to bezgraniczne uwielbienie jakim darzy go rosyjska publiczność. Coraz rzadziej zdarza mi się usłyszeć jego piękny baryton. Bardzo bym chciała zobaczyć wiedeńskiego Oniegina z nim i Netrebko. Ona miała bardzo dobre recenzje. On mniej z powodu narcyzmu właśnie. Tym bardziej czekam na transmisję z Met i przede wszystkim na Netrebko i Kwietnia. Tu muszą być emocje! To było już widać w moskiewskim Onieginie Czerniakowa z Kwietniem i Monogarową. To też bardzo dobra Tatiana i podobała mi się inscenizacja, choć za Czerniakowem nie przepadam.
Hvorostovsky ma to do siebie, że całkiem nieoczekiwanie zdarzają mu się występy znakomite, przynajmniej fragmentarycznie. W nieudanym "Balu maskowym" z MET był wart słuchania i , co dziwne oglądania. "Eri tu" i duet z Amelią naprawdę mi się podobały. Jego łączy to coś niewytłumaczalnego , pospolicie zwanego chemią z Sondrą Radvanovsky, w ich duecie aż iskry szły. Pamiętam też, jak świetnie narcyzm Dimy wykorzystał Robert Carsen w "Onieginie", też z MET. I mimo, iż rzeczywiście w prywatnych ciuchach wygląda tak, że "Nowyje Russkije" mogą się skręcać z zazdrości ja zawsze daję Hvorostovskiemu szansę. Bo ten głos... (ze słabości do pięknych głosów barytonowych nigdy się nie wyleczę).
Netrebko miała dobre recenzje,ja zawsze widziałem w niej przede wszystkim kandydatkę na Tatianę, a nie Lucie (czy Norme), ale problemem jest, że ta Rosjanka kaleczy swój ojczysty język ( w sensie wymowy, powiązania z muzyką. Tak było również na jej płycie z repertuarem rosyjskim, co tak świetnie wychwycił w recenzji w Diapasonie Piotr Kamiński, bo, oczywiście, francuscy czy angielscy krytycy pieli z zachwytu. Ja mogę przymknąć ucho na rosyjski Mirelli Freni, ale jakoś trudno tolerować to u Rosjanki,choć ma najlepsze papiery na Tatianę jakie można mieć... Robert.
Nie ona jedna, niestety. Przypominasz sobie dykcje i wymowę Kurzak na wspólnej płycie z Kwietniem (pieśni Chopina)? On śpiewał po polsku. ona - doprawdy nie wiem, ale żywcem przypominało to (nie po raz pierwszy i nie ostatni miałam to skojarzenie) metodę a la Marlon Brando jako Don Corleone.Przypominam tez sobie upiorną Francescę Patane w warszawskiej "Turandot" - wyła bez opamiętania trudno powiedzieć w jakim języku, włoski przypominało to z bardzo daleka. Na tym tle Netrebko nie wypada aż tak źle. jej Lucia była powszechnie krytykowana za niestylowość, dla mnie okazała się do przełknięcia.Zwłaszcza ten obłędnie zagrany duet z Kwietniem (w arii się nie popisał cisnąc głos do granic wytrzymałości) - do dzis czesm to sobie ogladam, nadal z dużą przyjemnością.
Zgadza się! Kurzak bardzo mi podpadła na tej płycie właśnie ze względu na wymowę. No jakoś nic nie poradzę, że ten element odgrywa w mojej percepcji rolę i lubię słyszeć w śpiewie także tekst nawet jeśli nie jestem biegły w danym języku. Oczywiście u niektórych można to przełknąć gdy są inne niezaprzeczalne walory. Ja też całkiem dobrze znoszę Lucie w wykonaniu Netrebko, bo na tle Dessay czy Damray, przynajmniej można posłuchać trochę mięsistego, lirycznego głosu nawet jeśli z belcantową wirtuozeria Anna nie chadza pod rękę. Robert.
To fragment rosyjskiego programu dzień przed koncertem na Placu. Warto go obejrzeć, choćby po to, żeby się przekonać jaką "rosyjską duszą" jest Netrebko
Koncert z Pl.Czerwonego byl transmitowany do wielu krajow.Bylam pod wielkim wrazeniem sluchajac tych swiatowych glosow.Jest do obejrzenia w calosci i fragmentach na youtube.Wszystkim malkontentom,ktorzy krytykuja wykonawcow radze sie wyluzowac.Wykonawcy spisali sie najlepiej,na miare mozliwosci i oczekiwan odbiorcow.Netrebko czaruje,emanuje sexapilem,uroda.Ma piekny wizerunek sceniczny.A Dima to prawdziwy mezczyzna,taki o jakim marzy wiekszosc kobiet.Nie mogli pozwolic sobie na slabe pod,wzgledem muzycznym wykonanie,bo sluchali i podziwiali ich zarowno znawcy muzyki jak i amatorzy.Do tych ostatnich ja sie zaliczam.
Droga Pani, nie wyluzuję się i pozostanę malkontentką. A to z szacunku dla artystów, których, jak wyraźnie napisałam lubię, co nie znaczy , że nie słyszę ich błędów(słyszę je nawet u mojego absolutnego faworyta). To są takie gwiazdy , jakie odpuszczać nie powinny sobie nigdy. Proszę sobie obejrzeć koncert Netrebko-Kaufmann-Schrott w Berlinie (2011). Inna jakość, chociaż wydarzenie tego samego rodzaju. To , o jakim mężczyźnie marzy większość kobiet jest rzeczą do dłuuuugiej dyskusji. Jeśli Pani podoba się Dima, to takiego Pani, z pozdrowieniami życzę.
Też oglądałam ten koncert. Niestety, nie potrafię się wyzbyć "żabiego oka" w stosunku do Hvorostovskiego, za którym od pewnego czasu nie przepadam. A niech tam, nie lubię go. Za jego narcyzm, nieliczenie się z partnerem, za jego okropne ciuchy i za jego opaleniznę z solarium. Nawet go nie lubię za to bezgraniczne uwielbienie jakim darzy go rosyjska publiczność. Coraz rzadziej zdarza mi się usłyszeć jego piękny baryton. Bardzo bym chciała zobaczyć wiedeńskiego Oniegina z nim i Netrebko. Ona miała bardzo dobre recenzje. On mniej z powodu narcyzmu właśnie. Tym bardziej czekam na transmisję z Met i przede wszystkim na Netrebko i Kwietnia. Tu muszą być emocje! To było już widać w moskiewskim Onieginie Czerniakowa z Kwietniem i Monogarową. To też bardzo dobra Tatiana i podobała mi się inscenizacja, choć za Czerniakowem nie przepadam.
OdpowiedzUsuńHvorostovsky ma to do siebie, że całkiem nieoczekiwanie zdarzają mu się występy znakomite, przynajmniej fragmentarycznie. W nieudanym "Balu maskowym" z MET był wart słuchania i , co dziwne oglądania. "Eri tu" i duet z Amelią naprawdę mi się podobały. Jego łączy to coś niewytłumaczalnego , pospolicie zwanego chemią z Sondrą Radvanovsky, w ich duecie aż iskry szły. Pamiętam też, jak świetnie narcyzm Dimy wykorzystał Robert Carsen w "Onieginie", też z MET. I mimo, iż rzeczywiście w prywatnych ciuchach wygląda tak, że "Nowyje Russkije" mogą się skręcać z zazdrości ja zawsze daję Hvorostovskiemu szansę. Bo ten głos... (ze słabości do pięknych głosów barytonowych nigdy się nie wyleczę).
OdpowiedzUsuńNetrebko miała dobre recenzje,ja zawsze widziałem w niej przede wszystkim kandydatkę na Tatianę, a nie Lucie (czy Norme), ale problemem jest, że ta Rosjanka kaleczy swój ojczysty język ( w sensie wymowy, powiązania z muzyką. Tak było również na jej płycie z repertuarem rosyjskim, co tak świetnie wychwycił w recenzji w Diapasonie Piotr Kamiński, bo, oczywiście, francuscy czy angielscy krytycy pieli z zachwytu. Ja mogę przymknąć ucho na rosyjski Mirelli Freni, ale jakoś trudno tolerować to u Rosjanki,choć ma najlepsze papiery na Tatianę jakie można mieć... Robert.
OdpowiedzUsuńNie ona jedna, niestety. Przypominasz sobie dykcje i wymowę Kurzak na wspólnej płycie z Kwietniem (pieśni Chopina)? On śpiewał po polsku. ona - doprawdy nie wiem, ale żywcem przypominało to (nie po raz pierwszy i nie ostatni miałam to skojarzenie) metodę a la Marlon Brando jako Don Corleone.Przypominam tez sobie upiorną Francescę Patane w warszawskiej "Turandot" - wyła bez opamiętania trudno powiedzieć w jakim języku, włoski przypominało to z bardzo daleka. Na tym tle Netrebko nie wypada aż tak źle. jej Lucia była powszechnie krytykowana za niestylowość, dla mnie okazała się do przełknięcia.Zwłaszcza ten obłędnie zagrany duet z Kwietniem (w arii się nie popisał cisnąc głos do granic wytrzymałości) - do dzis czesm to sobie ogladam, nadal z dużą przyjemnością.
OdpowiedzUsuńZgadza się! Kurzak bardzo mi podpadła na tej płycie właśnie ze względu na wymowę. No jakoś nic nie poradzę, że ten element odgrywa w mojej percepcji rolę i lubię słyszeć w śpiewie także tekst nawet jeśli nie jestem biegły w danym języku. Oczywiście u niektórych można to przełknąć gdy są inne niezaprzeczalne walory.
OdpowiedzUsuńJa też całkiem dobrze znoszę Lucie w wykonaniu Netrebko, bo na tle Dessay czy Damray, przynajmniej można posłuchać trochę mięsistego, lirycznego głosu nawet jeśli z belcantową wirtuozeria Anna nie chadza pod rękę. Robert.
http://www.youtube.com/watch?v=846g2ZpycB0&feature=player_detailpage
OdpowiedzUsuńTo fragment rosyjskiego programu dzień przed koncertem na Placu.
Warto go obejrzeć, choćby po to, żeby się przekonać jaką "rosyjską duszą" jest Netrebko
Koncert z Pl.Czerwonego byl transmitowany do wielu krajow.Bylam pod wielkim wrazeniem sluchajac tych swiatowych glosow.Jest do obejrzenia w calosci i fragmentach na youtube.Wszystkim malkontentom,ktorzy krytykuja wykonawcow radze sie wyluzowac.Wykonawcy spisali sie najlepiej,na miare mozliwosci i oczekiwan odbiorcow.Netrebko czaruje,emanuje sexapilem,uroda.Ma piekny wizerunek sceniczny.A Dima to prawdziwy mezczyzna,taki o jakim marzy wiekszosc kobiet.Nie mogli pozwolic sobie na slabe pod,wzgledem muzycznym wykonanie,bo sluchali i podziwiali ich zarowno znawcy muzyki jak i amatorzy.Do tych ostatnich ja sie zaliczam.
OdpowiedzUsuńDroga Pani, nie wyluzuję się i pozostanę malkontentką. A to z szacunku dla artystów, których, jak wyraźnie napisałam lubię, co nie znaczy , że nie słyszę ich błędów(słyszę je nawet u mojego absolutnego faworyta). To są takie gwiazdy , jakie odpuszczać nie powinny sobie nigdy. Proszę sobie obejrzeć koncert Netrebko-Kaufmann-Schrott w Berlinie (2011). Inna jakość, chociaż wydarzenie tego samego rodzaju. To , o jakim mężczyźnie marzy większość kobiet jest rzeczą do dłuuuugiej dyskusji. Jeśli Pani podoba się Dima, to takiego Pani, z pozdrowieniami życzę.
OdpowiedzUsuń