środa, 26 czerwca 2013

Anna i Narcyz na Placu Czerwonym



Tego typu koncerty mogą być czystą przyjemnością dla widza i słuchacza, pod warunkiem, że zaakceptuje się specyfikę wydarzenia i nie będzie za bardzo napinać. Trzeba wziąć pod uwagę , że na wolnym powietrzu zwłaszcza orkiestra brzmi inaczej i dźwięk może się troszkę rozłazić zaś śpiewacy muszą używać mikrofonów, mnóstwo zależy więc od realizacji technicznej. Ale też głos wzmocniony przez owe urządzenia natychmiastowo obnaża swe wszelkie wady i zalety zaś odbiorca telewizyjny ma dodatkową możliwość przyjrzenia się każdemu drgnięciu twarzy wykonawców. Anna Netrebko i Dmitri Hvorostovsky są największymi gwiazdami wśród wielu rosyjskich artystów, którzy pospołu z reprezentantami innych słowiańskich nacji dosłownie opanowali najlepsze domy operowe na świecie. Oczekiwania były więc wielkie, chociaż widzów stawiło się tylko około 7500 – piszę „tylko”, bo Domingo i Pavarotti (każdy z osobna) potrafili zapełniać całe stadiony. Zaczęło się kiepsko, a nawet źle. Anna Netrebko (piękna jak zazwyczaj – straciła na wadze, przedłużyła włosy – wygląda świetnie) nieroztropnie wybrała na początek bolero Eleny z „Nieszporów sycylijskich” i wykonała je okropnie – skrzekliwy głos , minoderyjna interpretacja brrrr! To jest wyjątkowo ryzykowna aria, na której zdarzało się polec najlepszym, wymagająca bezwzględnego panowania nad głosem i jego wyrównania we wszystkich rejestrach. Potem z Netrebko było już lepiej, chociaż jeszcze w „Tacea la notte” nieco rozmijała się z tonacją a koloratura była ciut za ostra. Ale przynajmniej słyszeliśmy już ten przepiękny, ciepły, ciemny sopran , który doskonale znamy. Chociaż raczej Leonora nie stanie się koronną partią Anny. Po przerwie usłyszeliśmy już Netrebko jaką kochają tłumy fanów pod każdą szerokością geograficzną – jej „La mamma morta” i „Io son l’umile ancella” zabrzmiały naprawdę dobrze. Podobnie jak Tatiana w finałowej scenie z „Eugeniusza Oniegina”, która wiele obiecuje widzom transmisji z MET 5 października. Zwłaszcza, że tam będzie miała obok siebie Kwietnia, prawdziwego artystę, nie zaś egotycznego do granic śmieszności narcyza. Muszę przyznać, że coraz mniej mam cierpliwości do Dimy Hvorostovsky’ego, który z każdym rokiem zbliża się do karykatury operowego divo . Popatrzcie na niego : ten facet w każdej sekundzie koncertu skoncentrowany jest wyłącznie na sobie , na partnerkę nie zwraca najmniejszej uwagi. To ona adoruje jego, nie odwrotnie, chociaż z opowiadanej historii wynika coś zupełnie innego.  Te cechy również słychać w interpretacji czysto muzycznej.  Hvorostovsky zaczął od sceny śmierci markiza Posy i zamiast konającego Rodriga dostaliśmy triumfalistycznego , hałaśliwego durnia. Również w duecie z „Trubadura” , gdzie teoretycznie powinien dyszeć z pożądania on tylko krzyczał patrząc na publiczność. Najlepiej wypadł w jego wykonaniu monolog „Tre sbirri, una carozza”  , takiego Scarpię można zaakceptować oraz … „Oczi cziornyje” , gdzie uroda pospołu melodii i głosu splotła się i uwiodła zachwyconą publiczność. Ta zaś wielbi gwiazdora wbrew wszystkiemu – to ich Dima, nie słyszą, spazmatycznych oddechów, interpretacyjnej mizerii ( czy ktoś wzruszyłby się takim „Cortigiani”?), ściśniętej góry skali. Dlaczego tak się pastwię nad Hvorostovskym? Bo go … lubię. Cenię ten piękny baryton, objawiające się niestety tylko czasami znakomite  legato, rozumiem skąd biorą się masy jego fanów. Tym bardziej się martwię i jest mi przykro, gdy go widzę i słyszę takiego, jak na Placu Czerwonym. Z powodów wyłuszczonych na początku nie będę oceniać orkiestry, ale mam wrażenie, że Constantine Orbelian nie zapanował nad nią należycie. Olbrzymi chór (a właściwie dwa połączone) nie sprawił się najlepiej. No i co to za chór, który musi śpiewać największy hit dla siebie napisany z partyturą w rękach? Kliknijcie na link i sprawdźcie sami.




8 komentarzy:

  1. Też oglądałam ten koncert. Niestety, nie potrafię się wyzbyć "żabiego oka" w stosunku do Hvorostovskiego, za którym od pewnego czasu nie przepadam. A niech tam, nie lubię go. Za jego narcyzm, nieliczenie się z partnerem, za jego okropne ciuchy i za jego opaleniznę z solarium. Nawet go nie lubię za to bezgraniczne uwielbienie jakim darzy go rosyjska publiczność. Coraz rzadziej zdarza mi się usłyszeć jego piękny baryton. Bardzo bym chciała zobaczyć wiedeńskiego Oniegina z nim i Netrebko. Ona miała bardzo dobre recenzje. On mniej z powodu narcyzmu właśnie. Tym bardziej czekam na transmisję z Met i przede wszystkim na Netrebko i Kwietnia. Tu muszą być emocje! To było już widać w moskiewskim Onieginie Czerniakowa z Kwietniem i Monogarową. To też bardzo dobra Tatiana i podobała mi się inscenizacja, choć za Czerniakowem nie przepadam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hvorostovsky ma to do siebie, że całkiem nieoczekiwanie zdarzają mu się występy znakomite, przynajmniej fragmentarycznie. W nieudanym "Balu maskowym" z MET był wart słuchania i , co dziwne oglądania. "Eri tu" i duet z Amelią naprawdę mi się podobały. Jego łączy to coś niewytłumaczalnego , pospolicie zwanego chemią z Sondrą Radvanovsky, w ich duecie aż iskry szły. Pamiętam też, jak świetnie narcyzm Dimy wykorzystał Robert Carsen w "Onieginie", też z MET. I mimo, iż rzeczywiście w prywatnych ciuchach wygląda tak, że "Nowyje Russkije" mogą się skręcać z zazdrości ja zawsze daję Hvorostovskiemu szansę. Bo ten głos... (ze słabości do pięknych głosów barytonowych nigdy się nie wyleczę).

    OdpowiedzUsuń
  3. Netrebko miała dobre recenzje,ja zawsze widziałem w niej przede wszystkim kandydatkę na Tatianę, a nie Lucie (czy Norme), ale problemem jest, że ta Rosjanka kaleczy swój ojczysty język ( w sensie wymowy, powiązania z muzyką. Tak było również na jej płycie z repertuarem rosyjskim, co tak świetnie wychwycił w recenzji w Diapasonie Piotr Kamiński, bo, oczywiście, francuscy czy angielscy krytycy pieli z zachwytu. Ja mogę przymknąć ucho na rosyjski Mirelli Freni, ale jakoś trudno tolerować to u Rosjanki,choć ma najlepsze papiery na Tatianę jakie można mieć... Robert.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ona jedna, niestety. Przypominasz sobie dykcje i wymowę Kurzak na wspólnej płycie z Kwietniem (pieśni Chopina)? On śpiewał po polsku. ona - doprawdy nie wiem, ale żywcem przypominało to (nie po raz pierwszy i nie ostatni miałam to skojarzenie) metodę a la Marlon Brando jako Don Corleone.Przypominam tez sobie upiorną Francescę Patane w warszawskiej "Turandot" - wyła bez opamiętania trudno powiedzieć w jakim języku, włoski przypominało to z bardzo daleka. Na tym tle Netrebko nie wypada aż tak źle. jej Lucia była powszechnie krytykowana za niestylowość, dla mnie okazała się do przełknięcia.Zwłaszcza ten obłędnie zagrany duet z Kwietniem (w arii się nie popisał cisnąc głos do granic wytrzymałości) - do dzis czesm to sobie ogladam, nadal z dużą przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadza się! Kurzak bardzo mi podpadła na tej płycie właśnie ze względu na wymowę. No jakoś nic nie poradzę, że ten element odgrywa w mojej percepcji rolę i lubię słyszeć w śpiewie także tekst nawet jeśli nie jestem biegły w danym języku. Oczywiście u niektórych można to przełknąć gdy są inne niezaprzeczalne walory.
    Ja też całkiem dobrze znoszę Lucie w wykonaniu Netrebko, bo na tle Dessay czy Damray, przynajmniej można posłuchać trochę mięsistego, lirycznego głosu nawet jeśli z belcantową wirtuozeria Anna nie chadza pod rękę. Robert.

    OdpowiedzUsuń
  6. http://www.youtube.com/watch?v=846g2ZpycB0&feature=player_detailpage

    To fragment rosyjskiego programu dzień przed koncertem na Placu.
    Warto go obejrzeć, choćby po to, żeby się przekonać jaką "rosyjską duszą" jest Netrebko

    OdpowiedzUsuń
  7. Koncert z Pl.Czerwonego byl transmitowany do wielu krajow.Bylam pod wielkim wrazeniem sluchajac tych swiatowych glosow.Jest do obejrzenia w calosci i fragmentach na youtube.Wszystkim malkontentom,ktorzy krytykuja wykonawcow radze sie wyluzowac.Wykonawcy spisali sie najlepiej,na miare mozliwosci i oczekiwan odbiorcow.Netrebko czaruje,emanuje sexapilem,uroda.Ma piekny wizerunek sceniczny.A Dima to prawdziwy mezczyzna,taki o jakim marzy wiekszosc kobiet.Nie mogli pozwolic sobie na slabe pod,wzgledem muzycznym wykonanie,bo sluchali i podziwiali ich zarowno znawcy muzyki jak i amatorzy.Do tych ostatnich ja sie zaliczam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Droga Pani, nie wyluzuję się i pozostanę malkontentką. A to z szacunku dla artystów, których, jak wyraźnie napisałam lubię, co nie znaczy , że nie słyszę ich błędów(słyszę je nawet u mojego absolutnego faworyta). To są takie gwiazdy , jakie odpuszczać nie powinny sobie nigdy. Proszę sobie obejrzeć koncert Netrebko-Kaufmann-Schrott w Berlinie (2011). Inna jakość, chociaż wydarzenie tego samego rodzaju. To , o jakim mężczyźnie marzy większość kobiet jest rzeczą do dłuuuugiej dyskusji. Jeśli Pani podoba się Dima, to takiego Pani, z pozdrowieniami życzę.

    OdpowiedzUsuń