piątek, 14 czerwca 2013

Kristine Opolais w objęciach "Demona"




Moja kolejna wycieczka na rozległe i słabo znane terytorium opery słowiańskiej zakończyła się zalewem tzw. mieszanych uczuć. Pierwszym i dominującym okazało się  ogromne zdumienie, że w 2004 roku możliwa była jeszcze tak zła, żenująca wręcz jakość realizacji telewizyjnej. Gorsze widziałam tylko w kradzionych najwyraźniej technicznych rejestracjach z Opernhaus Zurich, ale one nie powstawały dla szerokiej publiczności, a znalazły się w sieci jako dokumentacja tamtejszych początków Jonasa Kaufmanna. Fan, jak wiadomo wszystko wytrzyma. Tu zaś mamy do czynienia z profesjonalną , przynajmniej z nazwy produkcją. Jej kardynalny błąd wynika zapewne z braku pieniędzy, ale to wszystkiego nie usprawiedliwia. Spektakl rejestrowano bowiem jedyną kamerą, a stojący za nią człowiek nie tylko nic nie wiedział o samym utworze, ale też mówiąc delikatnie nie osiągnął w swoim fachu poziomu choćby przyzwoitego. Temu zawdzięczamy gwałtowne przenoszenie się ujęcia na z boku na bok ( nieszczęśnik nie wiedział który ze śpiewaków kiedy się odezwie i reagował zawsze z opóźnieniem) oraz w górę i w dół.  Ignorancja kamerzysty szczególnie dokuczliwa okazała się w finałowym duecie, kiedy to filmował wyłącznie aktualnie śpiewającą osobę pozbawiając nas całkowicie reakcji drugiej strony. Dodać warto, że owa jedyna kamera nie obejmowała swym zasięgiem orkiestronu, więc w czasie wstępów do kolejnych aktów, po obejrzeniu streszczenia libretta mieliśmy na ekranie statyczny obraz detalu architektonicznego widowni. Widzowie bezpośredni w Litewskiej Operze Narodowej byli szczęśliwsi od nas , skazanych na DVD, ale tylko trochę. Jak na tak efektowne, gotyckie libretto (według Lermontowa, w ostatnim akcie cytowanego niemal dokładnie) rzecz okazała się dziwnie wyprana z namiętności i wyblakła. Przecież to historia wielkiej pasji miłosnej, wielkiego kuszenia i zwycięstwa dobra, a całość w nomen omen demonicznym sosie! Mówimy bowiem o „Demonie” Antona Rubinsteina, jego jedynym arcydziele. Mamy tu wszystko: niewinne dziewczę omal nie przywiedzione do zguby przez siłę nieczystą, upiorną ucztę weselną z trupem narzeczonego w roli głównej, wielką scenę uwodzenia młodej zakonnicy przez piekielnego kochanka, jego gorzki spór z aniołem ( z pamiętnym tekstem „Bóg nie żąda miłości, ale posłuszeństwa”) , wreszcie finałową apoteozę dziewczęcia, które z pomocą niebiańską oparło się Złemu. A na scenie… Głównym pomysłem reżysera Andrejsa  Zagarsa było podzielenie jej pudła na trzy poziomy. Skutkiem tego tytułowy bohater właściwie aż do ostatniego aktu śpiewa (jeden , krótki wyjątek) spod sufitu i wobec fatalnej realizacji dźwięku jest słabo słyszalny.  Niezmierna szkoda, bo to jedna z najciekawszych ról, jakie opera ma do zaoferowania basom lub barytonom. Wspaniała, słowiańsko melodyjna ale i dramatyczna muzyka, a ile do zagrania! Pierwszy raz usłyszałam dwie z pięciu arii Demona w wykonaniu Rene Pape (płyta „Gods, Kings and Demons”) i zapadły mi w pamięć na zawsze. W tej realizacji rolę wykonał Samsons Izjumovs i kiedy go było słychać sprawował się nieźle od strony wokalnej, chociaż nie jest to głos ani szczególnie piękny, ani też charakterystyczny. Niestety koszmarne aktorstwo rodem z dziewiętnastego wieku (zawsze frontem do publiki, i z obszernymi, „katalogowymi” gestami rąk) uczyniło jego postać całkowicie niewiarygodną. Śpiewacy drugoplanowi sprawili się całkiem dobrze (Romans Polakovs – Gudal, Ilona Rasa – Anioł, Ilona Bagele – Niania) z jednym wyjątkiem – Guntars Rungis jako Sinodal nie dysponuje głosem o odpowiedniej mocy ani barwie. Sinodal to taka dziwna rola jak np. Macduff – na scenie przebywa krótko, ale znacząco i ma do wykonania wspaniałą arię. Na koniec zostawiłam sobie niewątpliwą gwiazdę tego spektaklu – fantastyczną Kristine Opolais, która wówczas nie była jeszcze światową divą. A już w pełni na to zasługiwała – przepiękny, wyrównany we wszystkich rejestrach , dźwięczny sopran, bezbłędna intonacja, wyraz dramatyczny , znakomite aktorstwo. I na dodatek piękna kobieta. Już szykuję  uszy na jej Manon Lescaut w nadchodzącym sezonie w ROH  - Des Grieux będzie Kaufmann i przewidziano kinową transmisję. A ramach zaklinania rzeczywistości – czy naprawdę żaden dyrektor teatru operowego (choćby Bolszoj czy Marijskij 1 lub 2 nie zauważa, że jest śpiewak, który do roli Demona się urodził? Wyobraźmy sobie jak mógłby w niej się znaleźć Dimitri Hvorostovski. Tu jego narcystyczna osobowość nie byłaby pewnie żadną przeszkodą. W linkach koncertowe wykonanie jednego z monologów – posłuchajcie i popatrzcie – tu już nawet nie trzeba charakteryzacji.  Dorzuciłam jeszcze Pape, który jest może mniej szatański, ale za to jeszcze bardziej uwodzi tym niebywałej urody głosem.   




3 komentarze:

  1. Nie jestem pewna czy Hvorostovsky zechciałby w 2004 roku wystąpić w Rydze, zważywszy jego ego.
    Co innego śpiewać z Netrebko na Placu Czerwonym.
    A propos - kino daje transmisję live!
    Ale wybór - stuprocentowy! I co to byłby za Demon!
    Kiedy Manon z Opolais i Kaufmannem z ROH?

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba nieprecyzyjnie się wyraziłam, miałam na myśli ewentualny angaż Dimy do tej roli teraz i koniecznie w teatrze mającym pieniądze na porządną inscenizację. I - jesli już snuję marzenia - żeby nie reżyserował Czerniakow, bo on z kolei zmieściłby akcję w ciasnej kawalerce i koniecznie przy stole.
    Z "Manon Lescaut" też troszkę zmyliłam tropy, bo mam na myśli sezon 2013/14.Premiera dopiero za rok, 17.06.2014 , transmisja 24.06.Wcześniej, 1.02.2014 (transmisja 12.02.) nowa produkcja "Don Giovanniego" z Kwietniem. Też oczekuję niecierpliwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To moja wina, Za szybko czytam. Ach, co by była za para! Piękni, młodzi, szczupli jak Gelb przykazał i wokalnie w ścisłej światowej czołówce.
      To, że Manon będzie w przyszłym sezonie akurat przeczytałam i zaraz weszłam na stronę ROH. Wszystko już wiem. Też się cieszę na Don Giovanniego z Kwietniem. 7 grudnia transmisja Traviaty z La Scali (Damrau, Beczała, Lucic). Niestety, reżyseria Czerniakowa. Współczesna Violetta może mieszkać w kawalerce. Biedny Lucic!

      Usuń