„Dama pikowa”, chociaż oparta na tekście
Aleksandra Puszkina podobnie jak „Eugeniusz Oniegin” bardzo się od
najpopularniejszej opery Czajkowskiego różni klimatem. Zamiast prostej
opowieści mamy obsesje, paroksyzmy, wizje i wreszcie ducha. W warstwie czysto
muzycznej pokrewieństwa są już bardziej wyraźne, zwłaszcza w nieomylnie
słowiańskiej melodyjności, tak różnej od włoskiej czy niemieckiej (z
wyłączeniem części aktu drugiego, zawierającej fragmenty czysto mozartowskiej
proweniencji). W każdym razie dobrze wykonana „Dama” może odbiorcy przynieść
masę satysfakcji. Moje pierwsze z nią zetknięcie miało miejsce już tak dawno,
że wstyd wspominać i zupełnie nie pamiętam , kto i jak wtedy śpiewał. Pamiętam
za to, że dzieło wywarło na wczesnonastoletnim dziewczęciu wielkie wrażenie i –
jak się właśnie okazało – wywiera je nadal. Produkcja Elijaha
Moshinsky’ego pochodzi z roku 1995, ale
na DVD zarejestrowano ją 4 lata później, zapewne ze względu na optymalny zestaw
gwiazd, który udało się do niej pozyskać, Sama inscenizacja jest dość
konwencjonalna , ze sprawnie i z sensem przeprowadzoną akcją. Scena jest tu
ujęta w ukośne ramy, które oświetlane pod koniec każdego aktu być może mają nam przypominać, że patrzymy na tableau, a „życie jest gdzie
indziej” ( w tym wypadku w muzyce). Tym bardziej, że panie i panowie noszą wielkie, niemal karykaturalne pudrowane
peruki, zgodne z czasem akcji (panowanie
Katarzyny II, czyli koniec wieku 18), ale nadające wszystkim rys groteskowy.
Właściwie prawie wszystkim, bo Herman jej nie nosi. Człowiek ogarnięty obsesją tak silną
jest bowiem uciekinierem ze świata konwencji jako ktoś, kto swój cel stawia
ponad ludzkie zasady. Dla Hermana samo
poznanie tajemnicy trzech kart i materialne
korzyści mające z niego wynikać są równoważne. Herman to rola niezwykle trudna,
wymaga świetnego aktorstwa, a przy takim bohaterze łatwo przeszarżować.
Wymaga też znakomitego opanowania głosu, i to we wszystkich tenorowych
rejestrach. Placido Domingo nie był oczywistym kandydatem do tej partii: głos i owszem, ale o nietypowej dla opery
rosyjskiej barwie, interpretacja też, ale tu z kolei skłonność do przerysowań,
które mogłyby Hermana ośmieszyć. No i ten język…A tu zaskoczenie: po pierwsze –
Domingo posługuje się całkiem dobrym rosyjskim. Poza tym naprawdę świetnie
przekazuje rozedrganie nieszczęśnika i jego stopniowe pogrążanie się w obsesji.
13 lat temu maestro był jeszcze tylko tenorem, nie zaś „tenorem, który stracił
góry, czytaj: barytonem”. I to jakim! Wszyscy wiemy, jak brzmiał w pełni sił
wokalnych. Tutaj można też go pochwalić za wyczucie stylu – to nie jest żaden
„hispano-Czajkowski”. Galina Gorchakova nie zrobiła na mnie tak wielkiego
wrażenia jak przy okazji „Ognistego anioła”. Niby wszystko OK., ale czegoś
brak. Może tej niezwykłej samokontroli, która w tamtej operze nie pozwoliła jej
ani na sekundę osunąć się w szpony konwencji. Dimitrij Hvorostovsky jako Książe
Jelecki ma do zaśpiewania niewiele ponad swoją arię, ale cóż to za aria! Muszę
przyznać, że zawsze dziwiłam się Lizie, że, po jej usłyszeniu nie przestaje
ślęczeć nad Hermanem i nie wychodzi spokojnie za księcia. No ale wtedy nie
byłoby dramatu. Ja w każdym razie, gdyby
Hvorostovsky tak mi ją zaśpiewał ani sekundy nie tkwiłabym przy biednym
furiacie. Olga Borodina, wówczas na początku swej amerykańskiej kariery
zachwyciła mnie bez reszty – piękny, jeszcze nie za ciężki mezzosopran, cudowne
prowadzenie frazy – delicje. I jaka ponętna z niej była Paulina! Partia Hrabiny zwykle wykonywana jest przez przez wielce zasłużone gwiazdy, które lepiej lub gorzej próbują przywołać wspomnienia scenicznej chwały. 71-letniej Elizabeth Soderstrom niestety się nie udało: interpretowała bez zarzutu,ale głosu już nie miała. Nie ma co
rozwodzić się nad klasą czystko muzyczną tej „Damy” : orkiestra MET w kanale i
Valery Gergiev za pulpitem dają w wypadku Czajkowskiego jakość najwyższą i tak
też się stało tym razem.
Bardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuńDziekuję, zapraszam.
Usuń